|

NATO jest czy już go nie ma?

Bez pomocy Ameryki Europa nie da sobie rady. Przynajmniej w najbliższej przyszłości ewentualna agresja ze strony Rosji zastanie kontynent nieprzygotowanym. To znaczy: zastałaby, gdyby nie sojusz trzech państw, który wyraźnie pokazuje Moskwie, gdzie jest jądro Europy, a gdzie jej peryferie.

Niedawno zastanawiałem się, czy wschodnia flanka NATO jest w rzeczywistości tym, czym zdaje się być: żądłem wymierzonym w siły pragnące dokonać inwazji na państwa zachodnie, w tym Polskę. Teraz poszerzymy obiekt naszych publicystycznych wątpliwości. Bo tym razem nie chodzi tylko o flankę, ale o cały Sojusz Północnoatlantycki.

Admirał James Stavridis, Amerykanin, w latach 2009–2013 dowódca NATO w Europie, stwierdził w wywiadzie dla CNN, że możemy być świadkami „ostatnich dni” Sojuszu i początku nowej „Europejskiej Organizacji Traktatu”. Znany amerykański analityk polityczny Robert Kagan zatytułował swój artykuł, zamieszczony we wrześniu 2025 r. w „The Atlantic”, „Początek końca NATO”.

„The Guardian” pisał z kolei: „europejscy przywódcy rozpaczliwie zastanawiają się, jak zareagować na [amerykańskie] twierdzenia dotyczące sojuszu transatlantyckiego, który rozpada się na ich oczach”.

Friedrich Merz, kanclerz Niemiec, ostrzegł, że NATO może się skończyć, a Europa musi przygotować się do budowy sojuszu „niezależnego” od USA. „Moim absolutnym priorytetem będzie jak najszybsze wzmocnienie Europy, abyśmy krok po kroku mogli naprawdę uniezależnić się od USA” – powiedział.



Nigel Gould-Davies, analityk International Institute for Strategic Studies, specjalizujący się w tematyce rosyjskiej, jest zdania, że staliśmy się świadkami bezprecedensowego kryzysu transatlantyckiego. „Podczas zimnej wojny istniały obawy, że Ameryka może odłączyć się od sojuszu, porzucić Europę i powrócić do izolacji. To, co się teraz zaczęło, jest gorsze: negocjując z Rosją ponad europejskimi interesami i ingerując w europejską politykę, Stany Zjednoczone nie tylko odłączają się od Europy, ale także decydują o jej losie i ją destabilizują”. Cóż – mocne słowa.

Również John Lough, były urzędnik NATO, a obecnie współpracownik think tanku Chatham House w Londynie, dostrzega głęboki podział w Sojuszu. „Stany Zjednoczone widzą w Europie bardziej konkurenta, rywala, niż sojusznika” – powiedział w wywiadzie dla CNN. Lough uważa, że jest to pęknięcie nie do naprawienia. „Niektórzy ludzie w kręgach europejskich zaczynają się zastanawiać, czy Waszyngtonu nie należałoby w pewnym sensie określać jako wroga” – dodał.

Niektórzy analitycy twierdzą, że NATO bez USA nie jest złym pomysłem. „Gdy tylko sojusznicy USA przekonają się, że nie mogą już ufać amerykańskim możliwościom obrony, gdy zajdzie taka potrzeba, natychmiast przejmą inicjatywę i zaczną pracować nad rozwojem własnych możliwości” – napisał Moritz Graefrath z Global Research Institute na Uniwersytecie William & Mary w USA, w swojej książce „War on the Rocks” z ubiegłego roku. „Właśnie w tym sensie – być może wbrew intuicji – wycofanie wojsk USA stworzy jeszcze silniejszą, a nie słabszą Europę” – sądzi Graefrath.


🛑Kto sprzedał nasze bezpieczeństwo? Płk. Derlatka OSTRO o Polskich Inwestycjach.


Donald Tusk basuje powyższym wypowiedziom, uważając, że proces emancypacji spod amerykańskiej kurateli już się rozpoczął. „Europa jako całość jest naprawdę zdolna wygrać każdą konfrontację militarną, finansową i gospodarczą z Rosją – po prostu jesteśmy silniejsi” – powiedział i dodał, ku jeszcze większemu pokrzepieniu serc: „Musieliśmy po prostu zacząć w to wierzyć. I dziś wydaje się, że to się dzieje”.

James Fennell MBE, członek Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, ekspert ds. międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa, zauważa na stronie CEPA: „Upadek NATO oznaczałby katastrofę narodową, ale można by temu zaradzić, gdyby jego dziedzictwo miało stać się zalążkiem nowej architektury obronnej i bezpieczeństwa”.

W takiej atmosferze – z jednej strony niepokoju związanego z możliwością utraty wsparcia Ameryki, z drugiej nadziei, że Europa sama da sobie radę w razie agresji Rosji – w Londynie, w lipcu, miały miejsce dwie wizyty. Pierwsza: prezydenta Emmanuela Macrona, a tydzień później kanclerza Friedricha Merza. Nicolai von Ondarza, współpracownik Chatham House, podkreślając znaczenie traktatu podpisanego 17 lipca w londyńskim Kensington między Niemcami i Wielką Brytanią, zauważył też, że format E3 (Brytania, Niemcy, Francja) musi rozszerzyć swoją działalność na Polskę i innych europejskich partnerów w NATO i UE.

Pojawiają się jednak pewne wątpliwości. Skoro – jak podkreśla Eunews – traktat z 17 lipca przewiduje ścisłą współpracę w zakresie bezpieczeństwa i obrony, w tym odstraszanie nuklearne, a także mówi, że Wielka Brytania i Niemcy zobowiązały się do traktowania zagrożenia dla jednego z nich jako zagrożenia dla drugiego, deklarując, że oba kraje „udzielą sobie wzajemnej pomocy, w tym przy użyciu środków wojskowych, w przypadku ataku zbrojnego” – to w świetle tych deklaracji należy postawić pytanie: do czego właściwie służy osławiony artykuł 5 Karty NATO?

Dr Tolga Sakman, analityk polityczny, zwraca też uwagę na nietypowe – w przypadku umowy dwustronnej, a taką jest traktat z Kensington – wyraźne wspomnienie o celu zintensyfikowania współpracy trójstronnej między Zjednoczonym Królestwem, Niemcami i Francją. Tym samym umowa dopełnia trójkąt wcześniejszych umów dwustronnych między tymi trzema państwami. Dzięki nim trzy główne mocarstwa europejskie są obecnie połączone umowami dwustronnymi, tworząc „sojusz trójstronny” (E3). Dlaczego nie wystarczają im powiązania partnerskie zadzierzgnięte w ramach NATO?

Tymczasem raport think tanków Bruegel i Instytutu Gospodarki Światowej w Kilonii ostrzega, że siły bojowej armii USA nie da się po prostu zastąpić równoważną liczbą żołnierzy europejskich. Różnica w zdolnościach, strukturze i zasobach strategicznych jest znacząca, a bez USA obrona Europy byłaby znacznie słabsza. Aby zniwelować tę lukę, Europa musiałaby zrekrutować i wyszkolić co najmniej 300 000 dodatkowych żołnierzy, jednocześnie znacznie poprawiając koordynację obronną. Raport szacuje, że Europa musiałaby wydawać dodatkowe 250 mld euro rocznie – co odpowiada 3,5 proc. PKB – na obronność. Obejmuje to inwestycje w uzbrojenie, transport, łączność i wywiad. A to wymaga czasu.


Szukasz nowego domu, inwestycji, stylu życia? Z Agentem HMTV to proste! ‪@PatrickNey‬


James Fennell, pisząc w kontekście osiągnięcia pełnej gotowości armii brytyjskiej do przyjęcia roli jednego z filarów europejskiego sojuszu wojskowego, stwierdza: „Realistycznie rzecz biorąc, zajmie to od pięciu do dziesięciu lat, zakładając, że będzie wola polityczna, a moce produkcyjne przemysłu zostaną szybko zwiększone”. Przypomina to perspektywę podłączenia nas do Systemu Rurociągów Europy Środkowej (CEPS), bez którego nasza armia będzie paliwowo uziemiona – za kilka lat, jeśli dobrze pójdzie.

Bez pomocy Ameryki Europa nie da sobie rady. Przynajmniej w najbliższej przyszłości ewentualna agresja ze strony Rosji zastanie kontynent nieprzygotowanym. To znaczy: zastałaby, gdyby nie sojusz trzech państw, który wyraźnie pokazuje Moskwie, gdzie jest jądro Europy, a gdzie jej peryferie. Paweł van Hooft, specjalista w dziedzinie obronności i bezpieczeństwa, RAND Europe, na stronie The Conversation pisze o rozwiązaniu dla Europy polegającym na zaawansowaniu broni konwencjonalnej (rakiet), która odstraszy Rosję od agresji. Tylko – od agresji na które państwa odstraszy? „[Rakiety] mogłyby atakować rosyjskie jednostki wojskowe atakujące lub operujące na terytorium NATO [podkr. R.K.]”.

W tej wersji obszar Polski byłby potraktowany jako pole walki obkładane pociskami sojuszników z NATO i rozjeżdżane gąsienicami ruskich tanków. A może wcześniej profilaktycznie zbombardowane „taktycznymi” głowicami nuklearnymi? Rosja ma ich podobno 1000–2000. Każda z nich może zmieść z powierzchni ziemi miasto.

Jedna z gazet zachodnich stwierdziła, że E3 to wyraz chęci Niemiec „schowania się pod francuską kołdrę atomową”, skoro amerykańska może zostać z nich zdjęta. Czy Francja też nas pod nią przyjmie, czy też kołdra okaże się za krótka?

Podobne wpisy