Trzy dekady uległości
Czy doczekamy czasów, kiedy ambasadorzy takich krajów jak USA, Niemcy, Ukraina czy państwa położonego ze wzgórzami Golan, będą traktować Polskę i Polaków z należytym respektem? To pytanie zadaję sobie już wiele lat. Nie jest ono bezpodstawne, oderwane od faktów. Wystarczy prześledzić aktywność dyplomatów wymienionych krajów na przestrzeni ponad trzech dekad. Aktywność znacząco wychodzącą ponad to, co było i jest im przypisane z racji pełnionej funkcji.
W okresie PRL, z racji naszego zaszeregowania w zimnowojennej rzeczywistości, o ZSRR można było mówić jak o zmarłym – albo dobrze, albo wcale. Mowa o oficjalnym obiegu. O tym wszystkim zaś, co na zachód od Łaby, prawie zawsze tylko źle. I wydawać by się mogło, że zrzucenie jarzma moskiewskiego po 1989 r. da nam swobodę wyrażania opinii, ale także sprawi, że ci, którzy są na naszej ziemi gośćmi, będą wyrażać swoje opinie o Polsce i Polakach z szacunkiem. Szybko okazało się jednak, że tak jak tym z Kremla z czerwoną gwiazdą przez 45 lat można było więcej, tak w wolnej Polsce niektórzy z zachodu, południowego wschodu czy bliskiego wschodu mogli i wciąż mogą liczyć na taryfę ulgową.
Od kogo, zapytacie? Bo przecież nie od narodu. Odpowiedź jest prosta – od klasy politycznej. Czy to tak zwana prawica, patrioci, czy ich oponenci, czyli lewica, liberalne centrum, demokraci – wszyscy oni po 1990 r. z małości, kompleksów, pragnienia nieustannego wiszenia na czyjejś klamce, doprowadzili do rozbestwienia się co niektórych ambasadorów w Polsce. Skoro Warszawa nie przeszkadzała, nie broniła swojego, to oni – wymieniona na wstępie czwórka – krok po kroku się rozpychali. Skala ingerowania w bieżącą politykę polską, rozstawianie po kątach naszych notabli, doprowadziło do tego, że III RP, w materii, o której rozmawiamy, różni się od PRL tylko tym, które placówki mogą sobie pozwolić na więcej. W miejsce jednej rosyjskiej weszły co najmniej cztery.
Gdzie dobijano targu przy wyborze Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta? W ogrodach rezydencji ambasadora USA. Ówczesny główny lokator wezwał polityków solidarnościowych. Przyszli i na miękkich kolanach przyjęli do wykonania dyspozycje. Bez dyskusji. Ile rządów w Warszawie, w tych czy innych rezydencjach ambasad krajów, które mogą u nas więcej, miało swój początek? W ilu, pod naciskiem gospodarczych wywiadowni, odbywały się nieformalne deale w ramach, tu otwieramy cudzysłów, „przekształceń własnościowych”, zamykamy cudzysłów i od razu dodajemy właściwy termin – wyprzedaży majątku narodowego za bezcen? Z korzyścią dla wielkich korporacji, a z problemami dla milionów Polaków. Zewnętrzni nadzorcy, ośmieleni skalą dezercji tych, którzy powinni stać na straży polskich interesów w polityce, gospodarce, sprawach międzynarodowych, szli za ciosem. Nie byłoby takiej skali bezczelności, panoszenia się z ich strony, gdyby nie osłona medialna. Tu też szybko dokonało się nowe rozdanie. Z jednej strony zachodnie koncerny, z drugiej nasze służby, jeszcze z czasów PRL, ci od Pewexu, czyli służb cywilnych i Baltony, czyli od wojskowych. Wszyscy oni mieli neutralizować ewentualne niezadowolenie społeczeństwa z panoszenia się przyjezdnych demokratów w demokratycznej Polsce.
Szukasz nowego domu, inwestycji, stylu życia? Z Agentem HMTV to proste! @PatrickNey
Żeby nie sięgać zbyt daleko. Pamiętają Państwo apodyktyczną ambasador Mosbacher, która poczuła się doskonale w roli nadzorcy nad Wisłą? Ustawiała do pionu wszystkich, od prezydenta po ministrów. I co? I nic. A to wszystko w dobie rządów tych, którzy przed 2015 r. obiecywali, że jak dojdą do władzy, to Polska wstanie z kolan. Wstała? Nie Zmiana polegała na tym, że ci, którzy przed 2015 r. klęczeli przed Berlinem, odmawiając pacierz do świętej Angeli, zostali zastąpieni przez tych, którzy uklękli przed Waszyngtonem, a na obrazku pojawił się główny lokator Białego Domu z charakterystyczną grzywką. No i cała narracja o tym jak to patrioci patriotycznie i dla patriotów prowadzą naszą umiłowaną ojczyznę, poszła w piach. Jedni i drudzy z magdalenkowego łoża. Czyli świadomi, że mogą tylko tyle, ile wynegocjował, przywoływany już tu wcześniej Wojciech Jaruzelski, na półtajnym spotkaniu z Rockefelerem w 1985 r. w Waszyngtonie. Tyle i ani kroku więcej. Siedzieć cicho, słuchać dyspozycji, wykonywać. A interes Polski? Do rozmycia w mglistym interesie euroatlantyckiej wspólnoty. A ponieważ ona miała i ma swoje podwspólnoty, stąd jedni wielcy są zadaniowani za Atlantykiem, a drudzy wielcy nad Szprewą.
Po Mosbacher przyszedł Brzeziński. I utartym szlakiem poprzedników dyrygował nadwiślańską półkolonią. Co widzieli i nic nie powiedzieli i rodzimi demokraci i rodzimi patrioci. Nie mogli, bo gdyby ci pierwsi zarzucili tym drugim uległość, to ci drudzy momentalnie pokazaliby, że ci pierwsi są z tej samej gliny. To tylko wycinek jednej placówki. Kolejni ambasadorowie państwa położonego tam, gdzie chce? Ten sam schemat. Ile było przez dziesiątki lat wylewania pomyj na Polskę i Polaków. Środowiskowego antypolonizmu. Tam na bliskim wschodzie, ale także na wschodnim i zachodnim wybrzeżu USA. I co? I nic. Skulone głowy, od demokratów po patriotów. Bez wsparcia stojących za nimi mediów – TVN czy TV Republiki. Wsparcia dla kopanej Polski i Polaków. Kolejni ambasadorowie Ukrainy? Pamiętają Państwo, co mówili, co pisali? Jak nas Polaków obrażali?
🔴OBCE AMBASADY RZĄDZĄ POLSKĄ?! Brutalna prawda po 30 latach I Palade Komentuje
W ostatnich dniach uaktywnił się niemiecki ambasador Miguel Berger. Na odcinku polsko-niemieckim też nie mamy szczęścia. Zjeżdżają do nas nadzorcy, traktujący Polskę jako quasi-kolonię, a Polaków jak podludzi. Dzięki rozbudowanej agenturze wpływu, tak jak USA, Ukraina czy państwo położone tam, gdzie chce, z wykorzystaniem kompromatów, także natury obyczajowej, rozdają karty w wielu dziedzinach. Tak, by Polska pozostawała jedynie gospodarstwem pomocniczym dla ich krajów. Rzeczony Berger wszedł w polemikę z europosłem PiS Arkadiuszem Mularczykiem, któremu odpowiedział na platformie X, że raport o stratach wojennych, który miałby otrzymać, jest prywatny, czyli Mularczyka, a grzebanie w przeszłości nie służy budowaniu relacji między Warszawą a Berlinem i jest na rękę Putinowi. Raport powstał w Instytucie Spraw Wojennych. A co do Putina? Niemcy są ostatnią nacją, która w temacie pójścia na rękę Putinowi ma prawo się wypowiadać. Tuż po błysku Bergera mieliśmy jeszcze info o wystawieniu na aukcji w Niemczech dokumentów dotyczących więźniów obozu koncentracyjnego na Majdanku. Presja opinii publicznej sprawiła, że zostały one wycofane. Ale to za mało.
Co w przypadku obu tych opisanych zdarzeń powinno mieć miejsce? Po pierwsze wezwanie ambasadora Niemiec do MSZ i uświadomienie, że Polska nie odstąpiła od zadośćuczynienia za straty poniesione po napaści Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 r. Po drugie szybka decyzja rządu, w tym Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, o wystąpieniu do władz niemieckich o zwrot zagrabionych w czasie II wojny światowej naszych dóbr kultury. Systemowo, a nie na zasadzie rzucania co jakiś czas kilu sztuk tego czy owego przez Berlin Warszawie. Paserstwo Niemiec musi zostać ukrócone. Są Państwo jednak, tak jak ja, realistami i wiedzą, że ambasadorowi Bergerowi włos z głowy nie spadnie, a to, co nasze – ukradzione przez Niemcy – pozostanie w niemieckich rękach. Bo Berlin, jak Waszyngton, Kijów czy Wzgórza Golan, oni wszyscy mogą tu u nas wszystko, także to, co jest w sprzeczności z naszymi interesami. A my? Z obecną klasą polityczną, tych z kolanami na miękko, niezależnie czy nazywają się patriotami, czy demokratami, bardzo niewiele. W 2027 r. jest szansa, by chociaż trochę, wpuszczając na Wiejską więcej polskiego pierwiastka, osłabić tę służalczość niemal całej klasy politycznej z jej mottem: wszystko dla innych, niewiele dla Polski.