AI – inwestycyjna bańka?
Spośród licznych zagrożeń związanych z rozwojem sztucznej inteligencji chyba najrzadziej wymienia się jedno: że branża AI staje się bańką spekulacyjną, której pęknięcie może przypominać giełdowy krach „dotcomów” (spółek internetowych) z 2001 r., a nawet doprowadzić do kryzysu finansowego na wzór tego z 2008 r., po załamaniu się amerykańskiego rynku nieruchomości i związanych z nim kredytów subprime.
Niektóre podobieństwa z „dotcomami” są wręcz uderzające. Najpierw pojawia się nowa technologia z wielkim potencjałem rozwojowym (dziś za taki symboliczny moment można uznać debiut ChataGPT w 2022 r.). Następnie mamy wysyp startupów mamiących inwestorów perspektywą niebotycznych zysków, jakie już wkrótce ma wygenerować „nowa gospodarka”, za czym płyną wielkie pieniądze z funduszy inwestycyjnych, często lokowane w przedsięwzięcia bez realistycznego biznesplanu i dysponujące tak naprawdę jedynie „obiecującymi pomysłami”. Wreszcie, koniec końców, brak oczekiwanych profitów skutkuje ucieczką inwestorów i falą bankructw, bo od technologicznej nowinki do zbudowania na jej podstawie stabilnego, zyskownego biznesu musi minąć trochę czasu. Oczywiście krach „dotcomów” nie zatrzymał rozwoju internetu, który trwale zmienił oblicze świata, i zapewne ze sztuczną inteligencją będzie podobnie, jednak po drodze czekają nas nieuchronne wstrząsy „wieku dziecięcego” – i wiele wskazuje na to, że przed takim poważnym tąpnięciem właśnie stoimy.
Póki co bowiem sektor AI jest chronicznie deficytowy. Massachusetts Institute of Technology podał, iż 95 proc. przedsięwzięć oraz inwestycji w sztuczną inteligencję nie przyniosło żadnych zysków (m.in. dlatego, że firmy nie potrafią należycie zaadaptować modeli AI do swych potrzeb) – i to pomimo tego, że wg Uniwersytetu Stanforda w latach 2013–2023 r. łączne nakłady w sektorze AI wyniosły ponad bilion dolarów. Dużą część tego tortu pochłonęły powstające jak grzyby po deszczu startupy, w które rocznie inwestuje się ponad 100 mld dolarów, napędzając ich giełdowe wyceny i przyczyniając się do powstawania tzw. jednorożców, czyli firm, których wartość przekracza miliard dolarów. Problem w tym, iż te wyceny są czysto wirtualne, nie odzwierciedlając w żaden sposób finansowych wyników firm i bardziej należy traktować je jako świadectwo wygórowanych oczekiwań inwestorów – to zaś grozi zapaścią, gdy ich cierpliwość się wyczerpie. Jeżeli w ciągu roku 10 największych startupów AI zwiększa swoją wartość o bilion dolarów mimo braku zysków, to nie jest to normalna sytuacja. Skalę niebezpieczeństwa unaocznia cytowany przez Business Insider analityk Julien Garran z MacroStrategy Partnership, który alarmuje, iż obecnie inwestycje w AI są 17 razy większe niż w okresie powstawania bańki „dotcomów” i 4 razy większe niż przed krachem na rynku nieruchomości w 2008 r. Pokazuje to rozmiary wstrząsu, jaki może czekać światową gospodarkę, gdy cała ta finansowa piramida zacznie się walić.
Szukasz nowego domu, inwestycji, stylu życia? Z Agentem HMTV to proste! @PatrickNey
Szczególnie narażone są tu Stany Zjednoczone: dość powiedzieć, że niemal cały wzrost gospodarczy USA w pierwszej połowie 2025 r. napędziły właśnie inwestycje w sztuczną inteligencję. Podkreślmy to: nie konsumpcja, nie inwestycje w tradycyjne gałęzie gospodarki, tylko w coś, co nie przynosi zysków. Paranoja – okazuje się, że wzrost amerykańskiego PKB uzależniony jest od ciągłego rozrostu spekulacyjnej bańki, gdyż rozpędzona branża AI jedzie na dopalaczach w postaci stałego dopływu świeżej gotówki od nagrzanych inwestorów. To nie może się dobrze skończyć.
Podsumowując, sektor AI jest obecnie wielką przepalarnią cennych zasobów – finansowych, energetycznych (gigantyczne zapotrzebowanie na energię elektryczną) i materiałowych (np. metale ziem rzadkich). Jest wszakże jeden wyjątek: NVIDIA, która dostarcza sprzęt (chipy, karty graficzne) na potrzeby rosnącej infrastruktury centrów danych zapewniających moc obliczeniową niezbędną do rozwoju sztucznej inteligencji. Szacuje się, że wzrost zapotrzebowania na moc obliczeniową związaną z AI sprawi, iż do 2029 r. w centra danych trzeba będzie zainwestować nawet 3 bln dolarów – przypomnijmy, że bez żadnej gwarancji zysku. Pęknięcie bańki AI wiąże się dodatkowo z groźbą społecznego wstrząsu – tak jak po załamaniu na rynku kredytów subprime, w które inwestowały chociażby fundusze ubezpieczeniowe, wystawiając na hazard polisy, świadczenia medyczne i emerytury swych klientów. Skutki społeczne mogą być tym bardziej opłakane, że nie mówimy tu jedynie o inwestorach instytucjonalnych, ale także o drobnych ciułaczach, którzy finalnie zostaną z niczym – obecnie inwestycje giełdowe odpowiadają za 30 proc. majątku amerykańskich gospodarstw domowych, co jest historycznym rekordem.
Jaki będzie finał spodziewanego krachu? Taki jak zawsze: setki miliardów dolarów wraz z wirtualnymi „jednorożcami” nagle wyparują, ostanie się natomiast kilka gigantów „zbyt wielkich, by upaść” – i ten technologiczny oligopol dopiero urządzi nam świat po swojemu. Strach się bać.