e-wydanie

6.2 C
Warszawa
piątek, 19 kwietnia 2024

Zmierzch polskich oligarchów

Symboliczny koniec polskiej epoki oligarchów nadszedł 28 lipca 2015 r. wraz ze śmiercią Jana Kulczyka w wiedeńskiej klinice. Kulczyk, nazwany, „majster-stykiem” miliardy zarobił robiąc interesy z państwem, ostatni deal dopiął za rządów PO-PSL, kupując od państwa pakiet kontrolny chemicznej firmy Ciech. Za tą transakcją do dziś ciągnie się smród, prokuratura i służby, które badają czy zapłacona przez Kulczyka cena była adekwatna do wartości firmy. Dziś pozostał już tylko ostatni z wielkich lat 90. – Zygmunt Solorz-Żak. Ma jednak 60 lat i dość rozumu, aby od lat nie angażować się w politykę.

Kilka tygodni temu Grupa Kulczyk Investments, na czele której stoi obecnie Sebastian Kulczyk, spadkobierca fortuny swojego ojca Jana Kulczyka postanowiła pozbyć się 24 mln akcji spółki SABMiller, międzynarodowego koncernu produkującego piwo i napoje bezalkoholowe z siedzibą w Londynie. Wartość przeprowadzonej transakcji wyniosła ponad miliard brytyjskich funtów, czyli prawie 5,5 mld złotych. Sprzedane przez Kulczyk Investments akcje stanowiły jedynie 1,5 proc. wszystkich akcji SABMiller, który w swojej branży należy do największych na świecie. Ale na tym nie koniec, bo Kulczyk Investments we wrześniu br. zamierza sprzedać kolejny pakiet akcji SABMiller, szacując, że po przeprowadzeniu transakcji na konta firmy wpłynie kolejne 6-7 mld złotych. Oficjalnie powodem sprzedaży akcji SABMiller miała być realizacja przez Kulczyk Investments kolejnego etapu strategii firmy, który ma zakładać dalszą dywersyfikację ryzyka i przebudowę portfela aktywów całej grupy. Jak komunikują przedstawiciele Kulczyk Investments grupa będzie teraz inwestowała w poważne firmy branży technologicznej, jakie funkcjonują na światowych rynkach. Eksperci powątpiewają jednak, czy tak rzeczywiście się stanie, podkreślając, że nabycie udziałów w Apple’u, Tesli, czy innych podobnych firmach jest dzisiaj dla Kulczyk Investmensts poza jej zasięgiem. Ich zdaniem bardziej prawdopodobne będzie to, ze następca najbardziej znanego polskiego oligarchy – Sebastian Kulczyk będzie teraz wycofywał się z wielu biznesowych przedsięwzięć, jakich dokonał jego zmarły ojciec. Po tym jak w kwietniu br. agenci CBA weszli do centrali Ciechu, spółki działającej w branży chemii organicznej, w którym KI Chemistry jest obecnie większościowym akcjonariuszem, atmosfera wokół rodziny Kulczyków nie jest najlepsza. Sprawa dotyczy nabycia w czerwcu 2014 r. przez Jana Kulczyka za pośrednictwem jego luksemburskiej spółki Kulczyk Investments Chemistry pakietu 51,14 proc. akcji Ciechu po bardzo atrakcyjnej wówczas cenie. CBA podejrzewa, że w związku z tą transakcją doszło do bardzo wielu nieprawidłowości, odnośnie których usiłuje zebrać dowody.

Sebastian Kulczyk, który jest także szefem Rady Nadzorczej Ciechu, na pewno myśli już o czyszczeniu Grupy Kulczyk Investments, z polskich aktywów. Proces budowy potęgi Kulczyk Investments był bowiem bardzo specyficzny i znacznie odbiegał od tego, z czym możemy się spotkać w normalnej gospodarce rynkowej. Gdyby bowiem nie śmierć założyciela, bez wątpienia Kulczyk byłby głównym celem nowego rządu, który na jego przykładzie chciałby dokonać symbolicznego rozliczenia z polską epoką oligarchów.

Droga na szczyt

Jan Kulczyk do pieniędzy doszedł dzięki kontaktom jego ojca Henryka Kulczyka, prawdziwego barona PRL-owskiego „czarnego rynku”. Pozwoliły mu na uruchomienie biznesowej działalności już w latach 80. Ale prawdziwą karierę w biznesie Jan Kulczyk rozpoczął dopiero w czasach wolnej Polski. To wtedy, na początku lat 90. powstał Kulczyk Holding, który z upływem czasu stał się grupą kapitałową inwestującą w coraz to nowych branżach. Nie byłoby to jednak możliwe bez bliskich relacji Jana Kulczyka z politykami. Dzięki tym znajomościom nie tylko budował potęgę Kulczyk Investments, lecz także miał kluczowy wpływ na wiele procesów, jakie zachodziły wówczas w polskiej gospodarce. O tym, że tak było dowiedzieliśmy się dopiero w październiku 2004 r., gdy ówczesne szefostwo Agencji Wywiadu ujawniło tajną notatkę, z której wynikało, że 17 lipca 2003 r. w wiedeńskiej restauracji Jan Kulczyk negocjował z płk. Władimirem Ałganowem, agentem sowieckiego wywiadu sprzedanie Rosjanom Rafinerii Gdańskiej, powołując się przy tym na upoważnienia Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego. Dla wielu Polaków stało się wówczas jasne, że decyzje Ministerstwa Skarbu, to jedynie listek figowy, a prawdziwe decyzje podejmowane są z udziałem takich ludzi jak właśnie Jan Kulczyk.

Rzeczywiście był on najpotężniejszym polskim oligarchą, który zjadał najlepsze kąski w czasie trwania polskiej transformacji. Symbolem tego był udział Jana Kulczyka w prywatyzacji polskiego giganta telekomunikacyjnego – Telekomunikacji Polskiej S.A, w którym to procesie firma oligarchy blisko współdziałała z France Telekom S.A., nabywając pakiet 13,6 proc. akcji TP S.A. (konsorcjum Kulczyk Holding SA i France Telecom SA nabyło łącznie 47,5 proc. akcji TP S.A.). Na pewno była to prywatyzacja pełna patologii i mocno zagrażająca interesom polskiego państwa.

Także wcześniejsze i późniejsze inwestycje, jakich oligarcha dokonywał wówczas w Polsce miały jeden wspólny mianownik – państwo. Tak było m.in. w wypadku nabycia udziałów przez Jana Kulczyka w Polskiej Telefonii Cyfrowej (w latach 1994-1998 4,8 proc. udziałów razem z Deutsche Telekom Mobil Net GmbH), nabycia akcji w TUiR Warta SA (w latach 1996-2006 do Kulczyk Investments należało prawie 70 proc. udziałów), PTE WARTA S.A. (w latach 2000-2005 Kulczyk Investments nabyło 50 proc. akcji) i PKN Orlen (ok. 5 proc. akcji nabytych w latach 2001-2005). Dzięki politycznym wpływom Jan Kulczyk mógł za pomocą spółek zależnych od Kluczyk Holding nabyć udziały w spółce Autostrady Wielkopolskie (24 proc.), a także pakiet kontrolny akcji PEKAES S.A. (56,42 proc.)

Jak możemy przeczytać w raporcie NIK sprzedaż akcji Ciechu KI Chemistry po cenie 31 zł za sztukę przeprowadzona została poniżej rzeczywistej ich wartości. Co z tą transakcją w końcu zrobi prokuratura, trudno powiedzieć. Klimat biznesów państwa z miliarderami na pewno skończył się na wiele lat. Dlatego syn najbardziej znanego polskiego oligarchy – Sebastian Kulczyk zdając sobie z tego sprawę, coraz bardziej myśli o sprzedaży swoich udziałów w firmie zbudowanej kiedyś przez ojca. Złośliwi powtarzają nawet fantastyczną plotkę, jakoby nieoczekiwana śmierć Jana Kulczyka była sfingowana i tak naprawdę oligarcha żyje sobie spokojnie w jednym z rajów podatkowych, konsumując majątek. A Sebastian Kulczyk też chciałby pójść tą drogą.

Historia największego upadku

Zdecydowanie najgłośniejszym przypadkiem wycofania się z biznesu była historia Ryszard Krauzego, zaliczanego jeszcze dziesięć lat temu do trójki najbardziej wpływowych polskich oligarchów (obok Jana Kulczyka i Zygmunta Solorza). Ryszard Krauze karierę w biznesie zaczynał w 1987 r., gdy za zarobione na Zachodzie pieniądze nabył niewielką wówczas spółkę Prokom, która po kilku latach przerodziła się w potężną grupę będącą prawdziwym rekinem na polskim rynku informatycznym. Rozwój biznesowego imperium Ryszarda Krauzego nie byłby jednak możliwy bez znajomości wśród polityków i wysokich oficerów służb specjalnych. Za otrzymane wsparcie, zatrudniał ich potem w swoich firmach. W ten sposób zatrudnił m.in. Wiesława Walendziaka, ministra i szefa KPRM w rządzie Jerzego Buzka, Krzysztofa Króla – szefa klubu parlamentarnego KPN, a także gen. Sławomira Petelickiego, oficera wywiadu peerelowskiej Służby Bezpieczeństwa i twórcę jednostki „GROM” czy byłego doradcę szefa MSW płk. Wojciecha Raduchowskiego-Brochwicza. Dobre relacje z politykami i ludźmi polskich służb umożliwiały Krauzemu „zjadanie” smakowitych „kąsków” na polskim rynku. A były nimi np. bardzo intratne kontrakty na informatyzacje ZUS-u, MON-u, NIK-u, Poczty Polskiej i wielu innych państwowych gigantów, dzięki którym należący do oligarchy Prokom Software mógł zarabiać gigantyczne pieniądze. Wraz z nimi przyszły kolejne inwestycje Krauzego, które budowały jego biznesową potęgę. Były wśród nich takie jak np. nabycie akcji w spółkach Polnord (budownictwo), Beskidzki Dom Maklerski (finanse), Kompap (poligrafia), Bioton (biotechnologia). W sierpniu 2006 r. Ryszard Krauze za 400 mln USD zakupił udziały w czterech kazachskich firmach, mających koncesje na eksploatację złóż ropy naftowej w tym kraju. Liczył, że jego Petrolinvest zbije prawdziwe kokosy uruchamiając wydobycie z kazachskich złóż, których wielkość szacowano wówczas na 2 mld baryłek (odpowiadało to 13-letniemu zapotrzebowaniu Polski). Ale tak się jednak nie stało. W sierpniu 2007 r. Krauze stał się jednym z podejrzanych w tzw. aferze przeciekowej. Prokuratura zarzuciła mu składanie fałszywych zeznań i utrudnianie śledztwa w sprawie przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa i wydała nakaz zatrzymania Krauzego. Wprawdzie nakaz został kilka miesięcy później cofnięty, ale nad oligarchą nadal ciążyło poważne śledztwo. Dopiero w listopadzie 2009 r. prokuratura umorzyła śledztwo przeciwko niemu, uznając, że Krauze odmawiając złożenia zeznań realizował swoje prawo do obrony, a tym samym nie popełnił przestępstwa. Tak czy inaczej afera gruntowa stała się kresem działalności biznesowej Ryszarda Krauzego, który w 2007 r. (tuż przed wyborami, nie wiedząc, kto je wygra) postanowił odsprzedać kontrolny pakiet akcji swojego Prokom Software spółce Asseco Poland. Ale był to dopiero pierwszy krok w kierunku fuzji obu spółek. Ostatecznie doszło do tego w lutym 2008 r.

Przeciwko Ryszardowi Krauzemu nadal jednak toczyły się śledztwa. Jedno z nich prowadziła Prokuratura Apelacyjna w Katowicach, w którym gdańskiemu oligarsze przedstawiono m.in. zarzut działania na szkodę spółki Prokom. Koalicja PO-PSL postanowiła jednak usunąć z kodeksu spółek handlowych paragraf, który dawał katowickiej prokuraturze podstawę do oskarżenia oligarchy w tym zakresie. Krauze nigdy nie odzyskał już pozycji, jaką miał w Polsce przez lata. Niewiele też zostało z jego majątku szacowanego kiedyś na 1,3 mld USD, dzięki któremu zajmował przez lata czołowe miejsca w rankingu najbogatszych Polaków, a nawet znalazł się na liście światowych miliarderów poczytnego magazynu „Forbes”. W ostatnich latach Ryszard Krauze systematycznie wycofywał się ze swoich biznesów. Przestał zarządzać Prokom Investments i całą grupą kapitałową Prokom. Nie jest też akcjonariuszem Prokom Investments. Jego byłe firmy ścigają dzisiaj banki. Te m.in. przejęły zabezpieczenia kredytu spółki Prokom Investments. Dzisiaj wydaje się, że to naprawdę ostatnie akordy historii wpływowego kiedyś polskiego oligarchy, który dorobił się głownie na kontraktach z polskim państwem.

Jednak nie wszyscy do końca wierzą w historię upadku Ryszarda Krauzego. Część opinii publicznej w Polsce uważa, że Ryszard Krauze wycofując się, chciał jedynie ocalić swój majątek, by potem w spokoju konsumować go przez resztę swojego życia.

————————————————
Więcej w najnowszej „Gazecie Finansowej”

Najnowsze