e-wydanie

6.1 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia 2024

Brytyjski EXIT, czy niemieckie RAUS?

Ogłoszenie oficjalnych wyników referendum dotyczących wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej stanowi największą porażkę Brytyjskiej polityki zagranicznej tego wieku. Dziwi natychmiastowa chęć wykluczenia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, niektórych liderów europejskich. Donald Tusk, Jean-Claude Juncker czy Martin Schultz chcą zrobić to poprzez pominięcie właściwej drogi prawnej. Każe to zadać pytanie, komu najbardziej opłaca się brytyjskie wyjście?

Bruksela, która do niedawna pouczała polski rząd, jak przestrzegać wewnętrznego porządku prawnego, naciska na brytyjski gabinet, aby ten łamiąc swoje prawo, jak najszybciej wystąpił z Unii Europejskiej. Po co ten pośpiech? Dlaczego eurokraci tak szybko zmieniają zasady, według których postępują? Wreszcie, czym jest wojna dwóch giełd i czy może być powodem, dla którego to w Berlinie, a nie w Moskwie wystrzeliły korki od szampanów 24 czerwca 2016 roku?

Prawne aspekty Brexitu

Referendum dotyczące wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej nie ma mocy wiążącej dla brytyjskich władz. Z prawnego punktu widzenia jest traktowane jako najlepszy z możliwych sondaży. Brytyjski rząd może zdecydować o zignorowaniu głosowania i wbrew woli większości narodu Zjednoczone Królestwo może pozostać w Unii Europejskiej. Wyniki referendum mają znaczenie tylko polityczne i tylko w ten sposób wiążą władze tego kraju. Coraz częściej mówi się o możliwości przeprowadzenia kolejnego referendum. Z prawnego punktu widzenia jest to dopuszczalne. Tylko wieczorem 24 czerwca 2016 r., 165 tys. obywateli brytyjskich podpisało internetową petycję do brytyjskiego parlamentu wzywającą do powtórzenia głosowania. Efektem był paraliż rządowych serwerów.

Z prawnego punktu widzenia Brexit może zapoczątkować tylko oficjalna notyfikacja brytyjskiego rządu. Tylko tak można wyrazić wolę wyjścia ze struktur unijnych. Mowa o artykule 50. traktatu lizbońskiego. Zgodnie z jego treścią każde państwo członkowskie może, zgodnie ze swoimi wymogami konstytucyjnymi, podjąć decyzję o wystąpieniu z Unii. W tym celu władze tego kraju muszą notyfikować swój zamiar Radzie Europejskiej. Następnie na podstawie wytycznych Rady Europejskiej, Unia prowadzi negocjacje i zawiera umowę określającą warunki jego wystąpienia. Kluczem do zrozumienia problemu Brexitu są konstytucyjne wymogi Wielkiej Brytanii. Obecny brytyjski premier David Cameron nie kwapi się z rozpoczęciem procesu wyjścia. Wbrew swoim wcześniejszym zapowiedziom, nie zamierza przejść do historii jako człowiek, który wyprowadził Zjednoczone Królestwo ze struktur europejskich. Nawet były burmistrz Londynu Boris Johnson złagodził swoje dotychczasowe stanowisko i zgodził się z tym, że nie ma potrzeby natychmiastowej notyfikacji woli wystąpienia z Unii. Oznacza to, że nie wiadomo, kiedy Zjednoczone Królestwo może opuścić struktury europejskie. Do tego czasu Wielka Brytania pozostanie pełnoprawnym członkiem Unii. Będą jej przysługiwały dotychczasowe prawa i obowiązki. Nadal powinna mieć prawo stanowienia o wspólnocie oraz obowiązek wnoszenia składek do brukselskiej kasy. Tym bardziej należy potępić izolowanie Wielkiej Brytanii w ramach europejskich struktur.

Polityczny rozwód

Kolejnym etapem będzie rozpoczęcie negocjacji. Zgodnie z Traktatem o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej, oznacza to możliwość powołania specjalnego komitetu roboczego. Jego zadaniem będzie przeprowadzenie negocjacji i ustalenie zasad rozstania. Praktyka w tym zakresie jest znikoma. Unia Europejska zaledwie jeden raz w historii straciła część swojego terytorium. Mowa o opuszczeniu przez Grenlandię struktur europejskich. Do końca nie wiadomo jak będzie wyglądał proces wyjścia ze Wspólnoty. Negocjacje będą miały na celu ustalenie nowych relacji pomiędzy Wielką Brytanią a Unią. Należy ustalić, jak mają wyglądać kwestie rynku pracy, podróży. Nie wiadomo, co się stanie z dotychczas implementowanym prawem europejskim. Początkowo można spodziewać się wzajemnych oskarżeń. Jednak będzie to tylko strategia negocjacyjna. Kiedy już w końcu Zjednoczone Królestwo i UE osiągną porozumienie co do wzajemnego rozstania, ruch będzie należał do brytyjskiego rządu. Oficjalnie nie potrzebuje on zgody Parlamentu Zjednoczonego Królestwa, jak również Parlamentów narodowych. Mimo to wydaje się to nie do pomyślenia, aby rząd nie szukał poparcia politycznego w Izbie Gmin i Parlamentach narodowych. Po pierwsze, będzie oznaczało to rozmycie odpowiedzialności. Po drugie, może uchronić Zjednoczone Królestwo przed rozpadem. Na tym etapie może dojść do drugiego referendum, które oficjalnie będzie miało potwierdzić warunki rozstania z Unią Europejską. Władze w Londynie liczą, że Brytyjczycy dostrzegając negatywne konsekwencje rozstania, postanowią pozostać we wspólnocie. Ostatecznie, jeżeli Brytyjczycy zdecydują się na opuszczenie Wspólnoty Europejskiej, „umowa rozwodowa” będzie decydowała, kiedy oficjalnie dojdzie do wzajemnego rozstania. Procedura jest długa i przewidziana na lata. Tym bardziej dziwi postępowanie niektórych europejskich polityków. Zachęcając do jak najszybszego rozwodu ze Zjednoczonym Królestwem, ignorują postanowienia samego traktatu lizbońskiego. Współodpowiedzialny za ster Unii Europejskiej Jean-Claude Juncker sugeruje brytyjskim europosłom nawet opuszczenie obrad Parlamentu Europejskiego. Wszystko to każe zadać pytanie o motywy działania europejskich elit.

Ekonomiczne i polityczne konsekwencje rozwodu

Brexit jest polityczną porażką Unii Europejskiej, Niemiec oraz samej Wielkiej Brytanii. Z tą różnicą, że Niemcy mogą przekuć tę porażkę w serie korzystnych rozstrzygnięć w samej Unii. Wielka Brytania może jedynie minimalizować straty wizerunkowe. Traci ona realny wpływ na europejską politykę. Przy jedynie formalnym istnieniu resztek pozostałości Imperium Brytyjskiego, piąta gospodarka świata straci resztki swoich zagranicznych wpływów. Pogorszeniu mogą ulec relacje UK – USA. Nie jest tajemnicą, że Wielka Brytania była agentem wpływów amerykańskich w Unii Europejskiej. Wraz z wyjściem ze struktur europejskich Anglosasi stracą ostatnią możliwość kontrolowania polityki Wspólnoty. Zakładając, że Wielka Brytania pozostanie w gospodarczych strukturach Unii, jej straty gospodarcze będą jedynie konsekwencją obecnej niepewności. Jednak dostęp Brytyjczyków do unijnego rynku nie jest pewien. Kością niezgody może być londyńskie City.

Brexit jest dla Niemiec zagrożeniem i szansą. Z jednej strony jest to olbrzymia porażka tego kraju, który nie potrafi utrzymać swojej unijnej strefy wpływów. Z drugiej strony jest to świetna okazja do izolacji głównego unijnego marudera. Kraje, które nie godziły się na niemiecką dominację w Unii, stawiały na rozwój relacji ze Zjednoczonym Królestwem. Tak postąpiła polska dyplomacja. Izolacja Wielkiej Brytanii oznacza, że nie ma już w Unii stolicy, która mogłaby stanowić przeciwwagę dla germanizacji Wspólnoty. Niemcy natomiast z całą pewnością będą dążyć do upokorzenia Brytyjczyków. Powody są dwa. Pierwszy to nauczka dla pozostałych chętnych do wyjścia. Drugi powód jest jeszcze prostszy. Brexit to niebywała okazja do rozbicia konkurencyjnej gospodarki. Ekonomiczne konsekwencje Brexitu na obecnym etapie są trudne do ustalenia. Wszystko zależy od wzajemnych relacji Unia – Wielka Brytania. Największe zmiany dotkną rynków finansowych.

Wojna dwóch giełd

Londyńskie City jest uważane za finansową stolicę Starego Kontynentu. Brexit będzie oznaczał utratę tego statusu przez londyńską giełdę. JP Morgan zapowiedział, że zredukuje w City 4 tysiące miejsc pracy.  HSBC planuje zaś przeniesienie tysiąca miejsc pracy do Paryża. Wyścig o przejęcie schedy po City już się rozpoczął. Jako nowe centrum finansowe Europy wymienia się Paryż lub Frankfurt nad Menem. Ten ostatni jest miejscem siedziby Europejskiego Banku Centralnego oraz ważnym centrum gospodarczym głównej siły Wspólnoty. Teoretycznie GPW ma szansę na przejęcie części operacji City, które zostaną przeniesione na Stary Kontynent. Jednak największym faworytem jest giełda we Frankfurcie. Właśnie w ten sposób Unia chce ukarać Wielką Brytanię za Brexit. Szef Eurogrupy Jeroen Dijsselbloem zapowiedział, że ceną za wyjście ze struktur europejskich będzie ograniczenie dostępu do rynku wewnętrznego Unii. Utrudnienia mają uderzyć w brytyjskie instytucje finansowe, które nie będą mogły swobodnie inwestować na terenie UE. Zdaniem przewodniczącego Eurogrupy Frankfurt, to w konsekwencji Niemcy będą największym wygranym Brexitu. Nie dziwi więc dlaczego Bruksela naciska na brytyjski rząd, aby w miarę szybko złożył wniosek o wyjście ze struktur europejskich. Zgodnie z traktatem lizbońskim kolejny ruch należy do Zjednoczonego Królestwa. Mimo to niektórzy przywódcy europejscy nalegają na zwołanie nadzwyczajnego szczytu unijnego. Ma on być początkiem oficjalnych negocjacji o wyjściu Wielkiej Brytanii.

————————————————

Więcej w najnowszej „Gazecie Finansowej”

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze