4.5 C
Warszawa
poniedziałek, 23 grudnia 2024

Więcej pracy, mniej optymizmu

Podział na Polskę A i B utrzymuje się na rynku pracy. Najwięcej nowych etatów powstaje po lewej stronie Wisły. Mimo rekordowego spadku bezrobocia Polacy boją się o utratę stanowiska i zawodową przyszłość.

Choć granice regionów Polski A i B przesuwają się i są elastyczne, historyczny podział nie traci na znaczeniu. Jak wynika z Regionalnego Barometru Rynku Pracy Work Service, w województwach dolnośląskim i opolskim tylko 12 proc. osób obawia się o stratę pracy – najmniej w całym kraju. O wiele gorsze nastroje panują w centralnej i północnej Polsce, gdzie już prawie 1/3 pracowników boi się o zatrudnienie. Na Dolnym Śląsku i w Opolskiem aż 88 proc. nie martwi się o stanowisko, a tylko co ósmy mieszkaniec myśli o zagrożeniu utratą posady. Podobnie jest w województwach zachodnio-pomorskim, wielkopolskim i lubuskim. Analizując postawy pracowników bez względu na podział A i B, można stwierdzić, że rekordowa liczba rekrutacji wcale nie idzie w parze ze wzrostem optymizmu. Wciąż co czwarty Polak myśli o utracie stanowiska.

Podziały rysowane przez Wisłę

Mimo że to pracodawcy coraz częściej narzekają na braki kadrowe, długotrwałe procesy rekrutacyjne często kończą się fiaskiem, a znalezienie doświadczonego specjalisty jest nie lada wyzwaniem, to pracownicy wciąż nie są pewni swojej pozycji na rynku pracy. Co więcej, ich nastroje we wschodnich, centralnych i północnych regionach znacznie pogorszyły się od ostatniego raportu Work Service. Na północnym i południowym zachodzie ekspansja optymizmu przybiera na sile. Mieszkańcy południowej Polski pozostali w podobnych nastrojach – niewiele ponad 22 proc. czuje presję na rynku pracy. Niskie bezrobocie i duża liczba rekrutacji w stolicy – biznesowym centrum kraju – to za mało, by wschodnie regiony wyprzedziły Polskę A. Kluczowy problem Polski B to mała aktywność inwestycyjna, a w konsekwencji mniejsza liczba etatów do rozdysponowania.

– Polski rynek pracy wykazuje bardzo duże zróżnicowanie terytorialne. Wystarczy chociażby spojrzeć na wskaźniki makroekonomiczne. Na wschodnich terenach średnie bezrobocie jest wyższe niż w całej Polsce. W czerwcu w województwach lubelskim, podkarpackim, świętokrzyskim oraz podlaskim wynosiło średnio 11 proc., podczas gdy ogólnopolski odsetek to 8,8 proc. – mówi Maciej Witucki, prezes zarządu Work Service. Nie bez znaczenia jest to, że we wschodniej Polsce znacząca część pracowników deklaruje też chęć zmiany miejsca zatrudnienia. Z czego to wynika? – Duża gotowość do zmiany miejsca pracy na wschodzie utrzymuje się od początku realizacji naszego badania. W związku z tym, że to właśnie w tym regionie wynagrodzenia nadal są najniższe, mieszkańcy wykazują większą gotowość podjęcia nowej, lepiej płatnej pracy – mówi Krzysztof Inglot, pełnomocnik zarządu Work Service. Im bliżej wschodniej granicy, tym mniej obiecujące możliwości dla pracowników i tym więcej chętnych do emigracji zarobkowej, zwłaszcza do zachodnich krajów Unii Europejskiej. Więcej rekrutacji, wyższe pensje, więcej inwestycji, lepsze perspektywy rozwoju – to Polska B w pigułce.
Wschodnia ściana kraju charakteryzuje się niższym poziomem wykształcenia Polaków, niską produktywnością większości sektorów gospodarki i niedociągnięciami infrastrukturalnymi. – Polska pod względem bezrobocia dzieli się na trzy strefy: A, B i C. W Polsce A bezrobocie jest niewielkie (3-8 proc.). W Polsce C przekracza 15 proc., a w Polsce B jest wysokie (8-15 proc.). Ludzie zdolni do pracy w Polsce B i C mogą znaleźć zatrudnienie w Polsce A, gdzie często brakuje wykwalifikowanych pracowników. W związku z tym powinniśmy przekształcać szkolnictwo w Polsce B i C na bardziej zawodowe. Niemcy mają bardzo dobry model w tym obszarze – zauważa prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Club. Mimo kontrastów na zachodnim i wschodnim rynku pracy płaca minimalna w całej Polsce jest na takim samym poziomie. – Jest to instrument przynoszący gospodarce negatywne skutki, w szczególności zwiększający rozmiar szarej strefy oraz poziom bezrobocia w regionach najmniej rozwiniętych gospodarczo, „wypychający” poza oficjalne zatrudnienie osoby bez kwalifikacji, które nie są w stanie zarobić na utrzymanie swojego stanowiska pracy w wielu małych firmach, działających na lokalnych rynkach. Jeżeli ewentualnie dyskutować o płacy minimalnej, to różnej w poszczególnych regionach – stwierdza Witold Michałek, ekspert BCC ds. makroekonomii.

Rekrutacyjne rekordy

Zasypanie przepaści pomiędzy regionami na wschód i zachód od Wisły, o ile w ogóle jest możliwe, może potrwać kilka dekad. Na dobre prognozy nie trzeba czekać. Zatrudnienie w całej Polsce rośnie – to dobra wiadomość dla pracowników Polski A i B. Batalia o pracowników trwa w całym kraju. Prawie 30 proc. przedsiębiorców zapowiada rekrutacje w celu zwiększenia lub utrzymania zatrudnienia – to najlepszy wynik w historii badania Work Service. W województwach wielkopolskim, zachodniopomorskim i lubuskim aż 36 proc. firm planuje wygenerowanie nowych miejsc pracy, na Dolnym Śląsku i w Opolskiem – 35 proc. W województwach świętokrzyskim, podkarpackim, lubelskim i podlaskim jest nieco gorzej – co czwarta firma przewiduje zwiększenie zatrudnienia. Warto jednak zaznaczyć, że jest to wzrost aż o 9 p.p. w stosunku do I kwartału 2016 roku. – Niski poziom nowych rekrutacji na wschodzie Polski jest wynikiem wieloletnich uwarunkowań rynkowych i inwestycyjnych. Odpowiedzią na ten problem może być migracja pracowników z terenów nasyconych kadrą do tych, gdzie zapotrzebowanie jest większe. To w obecnych warunkach rynku pracownika powinno być prostsze, stąd istnieje duże prawdopodobieństwo, że zjawisko migracji wewnętrznej za pracą spotęguje się – mówi Krzysztof Inglot.

W produkcji przemysłowej powstanie największa liczba miejsc pracy. Tendencję wzrostową przewiduje się też w transporcie, logistyce, komunikacji i budownictwie. Programy rekrutacyjne wystartują też w sektorze handlu detalicznego i hurtowego oraz instytucjach publicznych. Najmniej etatów mają do zaoferowania małe firmy i mikroprzedsiębiorstwa. Prawie 71 proc. pracodawców zgłasza zapotrzebowanie na pracowników niższego szczebla. Co druga firma otworzy rekrutację dla kadry średniego szczebla. Niestety tylko 1 na 10 firm przewiduje podwyżki. Niekonsekwencja ze strony zatrudniających? Z jednej strony braki kadrowe uderzają w wydajność firmy, z drugiej – pracodawcy nie wykorzystują jednej z podstawowych zachęt motywacyjnych. Podwyżki w 10 proc. przedsiębiorstw w dobie rynku pracownika to nie najlepsza wizytówka polskiego biznesu. Właścicieli większości firm wciąż nie stać na najskuteczniejszy magnes przyciągający pracowników.

Strach mimo dobrych prognoz

Mimo że to pracownicy rozdają karty, optymizmu im brakuje. Co czwarty zatrudniony boi się o utratę posady, a ponad 53 proc. nie dostrzega poprawy sytuacji na rynku. Rosnące zarobki, rekordowo niskie bezrobocie, większa liczba miejsc pracy nie są wystarczającymi argumentami. Pogłębia sie luka pomiędzy oczekiwaniami pracowników a deklaracjami przedsiębiorców. Połowa Polaków liczy na podwyżkę. Brak odpowiedzi na te oczekiwania może wywoływać frustrację i brak poczucia stabilizacji. Nieusatysfakcjonowany pracownik, szukając innych zawodowych furtek, liczy na lepsze warunki finansowe. Kto najbardziej boi się o swoją pozycję? Według Work Service to najstarsi pracownicy – mimo największego doświadczenia – są najmniej pewni zawodowej przyszłości. Być może wynika to z poczucia ograniczonych możliwości adaptacji do nowych warunków. Dodatkowo to kobiety częściej niż mężczyźni myślą o stracie pracy.

Rekordowa liczba rekrutacji nie napawa entuzjazmem szukających nowej pracy. Niespełna 35 proc. badanych twierdzi, że znajdzie zatrudnienie w ciągu jednego miesiąca. Na początku roku ponad 39 proc. respondentów wierzyło w swoje szanse na ekspresowy sukces w rekrutacji. Skąd ten brak entuzjazmu? – Po pierwsze, wiele osób obawia się zmian i jest to reakcja całkowicie naturalna. Współczesny rynek pracy wymaga natomiast bardzo sprawnego dostosowywania się do nowych warunków, co może budzić u wielu pracowników obawy. Szczególnie u osób z tak zwanego pokolenia X, które przyzwyczajone są do długotrwałego związku z jednym pracodawcą. Innym czynnikiem może być niedopasowanie poziomu kompetencji kandydatów do oczekiwań pracodawców oraz do tego, jak te oczekiwania komunikowane są podczas rekrutacji. Jak określiła to jedna z prelegentek konferencji HR Camp, większość firm, publikując ogłoszenia rekrutacyjne na portalach, formułuje wymagania w taki sposób, jakby poszukiwała herosów i bohaterów. Kandydat czytający takie ogłoszenie może poczuć się niepewnie i zacząć wątpić w swoje kompetencje – mówi Karol Wolski, psycholog biznesu. – Warto też zaznaczyć, że wiele firm, szczególnie tych z polskim kapitałem, nie jest jeszcze świadoma znaczenia działań employer branding. Brak przejrzystej komunikacji wewnętrznej sprawia, że pracownicy nie rozumieją decyzji top menedżerów. To zaś powoduje, że kadra źle odczytuje informacje na temat swojej przyszłości i kondycji firmy, co może skutkować utratą braku pewności siebie – dodaje ekspert. Przemiany zachodzące na rynku pracy nie mają odzwierciedlenia w nastawieniu pracowników do zawodowej przyszłości. Wraz z dynamicznym wzrostem liczby ofert zmieniają się kryteria oceny warunków, jakie oferuje firma, bo liczy się nie tyle zatrudnienie, ile praca na warunkach umożliwiających samorealizację. Zarobki – wyznacznik zawodowej satysfakcji – nadal ustępują unijnej średniej. Niemiec zarabia trzykrotnie więcej niż Polak – obawy nad Wisłą nie są nieuzasadnione.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news