e-wydanie

7.3 C
Warszawa
sobota, 20 kwietnia 2024

Windykacyjny horror

Koktajle Mołotowa, gwałty i pobicia ze skutkiem śmiertelnym – Rosja drży przed firmami windykacyjnymi. A jest się czego bać, bo ponad połowa dorosłego społeczeństwa tkwi w długach, zaś kryzys ekonomiczny mocno uderzył w kieszenie kredytobiorców. Co prawda Duma przyjęła ustawę ochronną, ale problem leży w nielegalnym systemie mikroorganizacji finansowych. Mówiąc wprost Rosjanie wpadli w spiralę tzw. chwilówek i windykacyjny horror potrwa do momentu, gdy rosyjska gospodarka podniesie się z dna. O ile wcześniej nie zbankrutuje pod brzemieniem konsumenckiego zadłużenia.

Dane o skali zadłużenia Rosjan są pesymistyczne, choć na pozór jeszcze nie dramatyczne. Według dziennika „Wiedomosti”, w 2015 r. ok. 5 mln obywateli przerwało spłatę zaciągniętych zobowiązań. Inaczej mówiąc, co piąta pożyczka indywidualna nie jest spłacana, a suma takiego zadłużenia wobec instytucji kredytowych urosła do ponad biliona rubli. Niepokojący jest również progres tego zjawiska, bo w ciągu 12 miesięcy ilość niespłacalnych pożyczek wzrosła o 150 proc., sięgając 9 proc. wszystkich zobowiązań indywidualnych. Jednak gdy ten sam dziennik przyjrzał się statystyce kredytów przeterminowanych, uderzył na alarm. Okazuje się również, że skala zadłużenia rosyjskiego społeczeństwa jest ogromna. Kredyty lub pożyczki zaciągnęło blisko 40 mln osób, czyli ponad połowa czynnej zawodowo populacji kraju (wg Rosstatu – 75,5 mln osób w 2013 r.). Wobec tego skoczyła do góry suma zadłużenia klientów indywidualnych, która wynosi obecnie ok. 11 bilionów rubli, czyli tylko o 4 bln mniej, niż wynosi część wydatkowa całego budżetu Rosji w 2016 r. „Wiedomosti” uzyskały takie dane od Zjednoczonego Biura Kredytowego (ZBK), dysponującego historiami finansowymi klientów udostępnionymi przez 500 krajowych banków. Na przykład największy bank detaliczny Rosji – Sbierbank ma portfel aż 33 proc. pożyczek konsumenckich. Kolejnym, niezwykle niepokojącym zjawiskiem, jest struktura zadłużenia, dokładniej ilość kredytów przypadających na jedną osobę lub gospodarstwo domowe. Otóż jeszcze w 2012 r. klient z dwoma pożyczkami był precedensem. Obecnie 25 proc. kredytobiorców obsługuje dwa zobowiązania, a 19 proc. trzy i więcej. Do rzadkości nie należą osoby z pięcioma kredytami. A przecież logika systemu kredytowego jest jasna, im więcej zobowiązań na głowie jednego Rosjanina, tym gorsza opłacalność, tak indywidualnie, jak i globalnie. Na przykład w kategorii osób z trzema kredytami regularnie płaci mniej niż jedna trzecia klientów. Co więcej, jak twierdzi ZBK, w ciągu roku wzrosła znacząco liczba Rosjan odczuwających poważne kłopoty w tej dziedzinie. Ubiegłoroczny przyrost liczby dłużników był szokujący, bo wzrósł z 1,5 mln do 5,2 mln osób, na których rachunkach nagromadziło się 1,28 biliona rubli przeterminowanych rat. Jak ocenia agencja ratingowa Fitch, która monitoruje stan rosyjskich finansów, ponieważ taka suma jest wynikiem opóźnień płatności o 90 i więcej dni, to szanse na jej odzyskanie maleją do 5-7 proc. globalnej wysokości zobowiązań. Niewiele – trzeba przyznać. W 2016 r. sytuacja tylko się pogorszyła. W pierwszym półroczu ilość nieterminowo spłacanych kredytów konsumenckich, a więc nieobjętych żadnymi gwarancjami majątkowymi ze strony dłużnika, wzrosła w portfelach transakcyjnych poszczególnych banków do 17 i więcej procent. Podobnie wygląda sytuacja w segmentach kart kredytowych (15,8 proc. czyli 4,8 mln rachunków kredytowych) oraz w kredytach samochodowych (powyżej 11 proc.) Deformacji zaczął ulegać dział kredytów hipotecznych – 83 tys. przeterminowanych umów wobec 54 tys. w 2015 r. na ogólną ilość ok. 1,5 mln hipotek. Jak przyznały „Wiadomosti” takiej liczby faktycznych bankructw, zwanych umownie socjalną niewypłacalnością jeszcze w Rosji nie było, dlatego sytuację sektora bankowego, jak i społeczeństwa trzeba nazwać zatrważającą. Jakie są okoliczności tak ostrego pogorszenia parametrów?

Jak tłumaczą sami bankowcy, do 2012 r. sytuacja wyglądała w pełni normalnie. Problem zaczął narastać lawinowo w kolejnym roku i wtedy powinny zabrzmieć ostrzegawcze dzwony. Niestety, banki rozpoczęły bardzo agresywną kampanię kredytową, obniżając przy tym znacząco kryteria udostępnienia takich produktów. W efekcie zaczął się konkurencyjny wyścig o przyciągnięcie klientów, w latach 2013-2015 banki zwiększały portfel kredytowy o 50-60 proc. rocznie. A to spowodowało ogromny wzrost długów społeczeństwa i doprowadziło do przegrzania systemu finansowego. Dodatkową okolicznością obciążającą był fakt, że organizacje finansowe najszybciej budowały najdroższą ofertę pożyczkową, co tylko zwiększało pętlę zadłużenia ludności. Dopiero w drugiej połowie 2014 r. część banków podjęła operację zaostrzania warunków umów, działania schładzające rozpoczął także Bank Centralny. Było już jednak za późno, bo jak mówi analityk rosyjskiej filii agencji Fitch Dmitrij Wasiljew „linia produkcyjna kredytów tak się rozpędziła, że nie można jej było szybko zatrzymać. Cała sieć sprzedaży i budowa biznes produktów, była skoncentrowana na kredytach, a przecież na zmianę profilu działalności potrzeba czasu”. Brak elastyczności i nachalna kampania reklamowa doprowadziły do powstania pętli zadłużenia klientów indywidualnych. To znaczy, że w Rosji pojawiła się ogromna rzesza dłużników, która co 4-6 miesięcy bierze kolejny kredyt, po to, aby z tak pozyskanych środków uregulować poprzednie zobowiązania. Już latem 2013 r. 19 proc. wszystkich klientów banków miało po pięć kredytów w przeliczeniu na osobę, a sumarycznie wielkość zadłużenia indywidualnego klienta przekraczała średni dochód roczny statystycznego Rosjanina. Na nic zdały się ostrzeżenia co trzeźwiejszych ekspertów bankowości o tym, że człowiek, który bierze na siebie kolejne zobowiązanie po to, aby spłacić trzy lub cztery poprzednie, traci zdolność do jakiejkolwiek regulacji zadłużenia. I wtedy w Rosję uderzył kryzys ekonomiczny. Światowe ceny surowców energetycznych drastycznie spadły pociągając za sobą dwukrotną dewaluację rosyjskiej waluty. Było to pierwsze uderzenie w pożyczkobiorców, choć dotknęło najbardziej kredyty hipoteczne zaciągnięte w walutach obcych. Jak widać, także kilkaset tysięcy Rosjan dało się nabrać na niezmienny kurs franka szwajcarskiego. Jednak prawdziwa lawina nieszczęścia ogarnęła kredytobiorców rublowych, co było związane z narastającą stagnacją ekonomiczną, a więc rosnącym bezrobociem i spadkiem realnych dochodów ludności. Wg Rosstatu, dwa lata temu roczny poziom inflacji wyniósł 16,9 proc. Wobec tego, pomimo nominalnego wzrostu płac o 5,2 proc. ich realna wartość spadła o 9,9 proc. Podobnie było w 2015 r. gdy inflacja wyniosła oficjalnie 12,2 proc., płace wzrosły nominalnie o 4,6 proc, czyli spadły faktycznie o 9,6 proc. Wobec skokowego wzrostu cen podstawowych artykułów, przewyższającego poziom inflacji, siła nabywcza społeczeństwa została w rzeczywistości zredukowana o 15-20 proc. A to oznaczało, że Rosjanie musieli wydawać znacząco więcej i tak pomniejszonych dochodów na zaspokojenie egzystencjalnych potrzeb, stając wobec całkowitego braku środków na spłatę kredytów zaciągniętych w latach ubiegłych. Jak wynika z sondaży klienckich przeprowadzonych na zlecenie zaniepokojonych banków aż 38 proc. dłużników jako przyczynę przerwania regularnej bądź całkowitej spłaty zobowiązań nazwało znaczące pogorszenie sytuacji materialnej. Co symptomatyczne, ilość takich odpowiedzi podwoiła się w przeciągu ostatnich 12 miesięcy. Kolejne 20 proc. respondentów wskazało na utratę pracy, a 15 proc. – znaczącą redukcję wynagrodzenia. Jak opisuje praktykę życia „na kredytach” dziennik Gazieta.ru, jedna z moskiewskich pielęgniarek pozostaje dłużniczką czterech banków, w których zaciągnęła kredyty konsumenckie. Aby je spłacić, pracuje w czterech zakładach usług medycznych, a prawie całodobowe obowiązki odsypia podczas weekendów, które spędza u rodziców we Włodzimierzu. Jak sobie radzi z obciążeniem finansowym? Jak twierdzi, najważniejsze to w porę wziąć nową transzę kredytu, tak aby w terminie spłacić raty wcześniejszych zobowiązań. Niestety obecnie taki system jest zagrożony, bo z jednej strony pielęgniarka wzięła kolejny, a więc piąty kredyt. Tym razem samochodowy, bo pojazd jest niezbędny w napiętym cyklu pracy. Z drugiej strony, władze Moskwy poszukujące oszczędności budżetowych przystąpiły do masowych zwolnień miejskiego personelu medycznego. Młoda Rosjanka straciła więc jedno ze źródeł utrzymania i plan łatania finansowych dziur staje pod znakiem zapytania. Nie przejmuje się jednak swoim położeniem materialnym, twierdząc, że tak naprawdę banki nie mogą jej nic zrobić, bo nic nie ma. Najwyżej odbiorą mi samochód – mówi dziennikarzowi, bo mieszkanie wynajmuję, a majątek ruchomy jest nic niewart. I niestety, oczywiście dla banków, taka postawa dłużników wywołana społecznymi skutkami kryzysu gospodarczego jest w Rosji coraz popularniejsza.

Natomiast patrząc na spiralę zadłużenia od strony banków, problem dla ich dalszego funkcjonowania staje się wręcz krytyczny. Jak twierdzą media, finanse kraju toną w morzu złych kredytów, a banki z powodu niepowstrzymanej chciwości tracą podwójnie. Po pierwsze, cały czas rośnie suma złych kredytów, a sytuacja będzie się tylko pogarszała, bo równie szybko spada stopa życiowa dłużników. Po drugie, wobec głośnych afer korupcyjnych, m.in. sztucznie zorganizowanych bankructw, u których podłoża leżała niewypłacalność z powodu złej polityki kredytowej, Bank Centralny przeprowadził porządki. Kluczowym elementem było podniesienie wymaganego kapitału oraz wysokości obowiązkowej składki wpłacanej do państwowego funduszu gwarancyjnego i odszkodowawczego. Jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie, to w 2017 r. rosyjski system bankowy czeka zapaść, wywołana brakiem środków na bieżącą działalność. Co robią komercyjne instytucje, aby zrekompensować straty? Jeden z największych banków Rosji to WTB, należący do tzw. organizacji systemowych, bo przechodzą przezeń fundusze budżetu federalnego. Już w 2014 r. ilość przeterminowanych i niespłacanych kredytów indywidualnych wzrosła o 90 proc. i na nic zdały się wyrażenia zastępcze w rodzaju „przecenionych aktywów”, zawarte w rocznym raporcie dla akcjonariuszy. WTB zrównał się w tej materii z największym bankiem detalicznym Rosji – Sbierbankiem, w którym taka kategoria strat, nazywana dla odmiany „aktywami problematycznymi” wzrosła o 77 proc. Oba banki od dwóch lat biją rekordy, wystawiając na otwarte aukcje coraz to większe sumy niespłacanych kredytów. Odpowiednio w wysokości 188 mld i 175 mld rubli. Po działaniach sanacyjnych Banku Centralnego, który odebrał licencję ponad 80 bankom, w Rosji funkcjonuje 700 instytucji finansowych z prawem oferowania pożyczek i produktów kredytowych. I wszystkie znajdują się w sytuacji WTB i Sbierbanku, dlatego łączna kwota zobowiązań wystawianych na aukcjach musi przekraczać bilion rubli lub nawet więcej. I stąd bierze się największe nieszczęście Rosjan.

Windykacyjne bezprawie

Głównymi nabywcami bankowych wierzytelności są oczywiście firmy zarabiające na ściąganiu należności od Rosjan, nazywane w tym kraju kolektorskimi. Z tym że długi bankowe to tylko wierzchołek góry lodowej. Te same firmy są także partnerami, tzw. mikroorganizacji finansowych (MOF), które same w sobie są największym zagrożeniem. Jak wiadomo, taka forma pożyczkowa powstała w najuboższych krajach świata, jako instytucja samopomocowa. Chodziło o naprawdę niewielkie pieniądze pozyskane za symboliczny procent, potrzebne do rozkręcenia własnego interesu. Korzystało na tym państwo, zdejmując z siebie brzemię pomocy socjalnej i bezrobocia. Korzystała oczywiście gospodarka, bo wraz z nowymi miejscami pracy rosła produkcja, usługi, a więc wewnętrzny rynek. Również w byłych krajach socjalistycznych, które przeszły transformację kapitalistyczną pojawiła się ogromna rzesza ludzi spauperyzowanych, których nie stać na usługi oferowane przez banki. To znaczy sam system finansowy, kierujący się kryterium wysokości dochodów, wyrzucił miliony osób poza nawias cywilizacyjny. W Rosji takim progiem jest dochód szacowany na mniej niż 10 tys. rubli miesięcznie w przeliczeniu na członka rodziny. Tamtejsze MOF stały się przekleństwem najbiedniejszych, oferują bowiem tzw. chwilówki, czyli pożyczki pozwalające przeżyć od pensji do pensji. Są to niewielkie zazwyczaj kwoty, oferowane za to z ogromną lichwą sięgającą nawet kilku tysięcy procent rocznie. A więc dla kategorii najbiedniejszych, są w praktyce niespłacalne. Jak działają rosyjscy windykatorzy?

28 stycznia 2016 r. w dom dłużnika na jednym z osiedli Uljanowska poleciały koktajle Mołotowa, czyli butelki z benzyną. Na skutek natychmiastowego pożaru dom spalił się całkowicie, a dwuletnie dziecko ofiary doznało poparzeń 40 proc. ciała. W szpitalu znalazł się także ojciec. Śledztwo ustaliło, że głowa rodziny pożyczyła w pobliskiej MOF 4 tys. rubli potrzebnych na lekarstwa dla chorego synka. Lichwiarskie oprocentowanie sprawiło, że suma długu wyniosła po miesiącu 20 tys. rur. Mimo to została uiszczona, ale zaraz po tym dłużnikowi oznajmiono, że złamał regulamin, wobec czego nowa suma długu to 40 tys. rubli. Takie pieniądze leżały już poza jakimkolwiek zasięgiem finansowym rodziny i rzecz zakończyła się tragedią, czyli ingerencją firmy windykacyjnej, poprzedzoną oczywiście różnymi metodami zastraszania, takimi jak bezustanne telefony i nachodzenie w domu oraz miejscu pracy i malowaniem ostrzeżeń na ścianach domu. Wreszcie terror psychiczny przeszedł w fizyczny i na tydzień przed zamachem, przez wybite okno do mieszkania wleciała cegłówka wraz z informacją o ostatecznym terminie płatności, a także śmiertelnych konsekwencjach w razie odmowy. Policja była cały czas informowana o groźbach, ale nie interweniowała, co jest typowym podejściem rosyjskich stróżów prawa do działalności windykatorów. Trudno się temu dziwić, skoro kadry takich firm to mieszanka byłych i aktualnych policjantów, dorabiających sobie na boku oraz zwykłych lumpów i kryminalistów wynajmowanych do „brudnej roboty”. Ten nieciekawy zestaw personalny dopełniają mieszkańcy narodowościowych republik Północnego Kaukazu. Wszyscy razem mają bardzo mgliste pojęcie o prawie, wsparte za to długoletnią praktyką brutalnych relacji z otoczeniem. Dramat w Uljanowsku wywołał niespodziewany efekt, przełamał barierę strachu u ofiar oraz znieczulicę polityków. Na medialne łamy przedostały się relacje z podobnych operacji odzyskiwania długów. W Czelabińsku funkcjonariusz służby ochrony jednej z tamtejszych firm kolektorskich ostrzelał dłużnika z pistoletu traumatycznego (plastikowe kule). Ofiara pomimo kilku ran na szczęście przeżyła. Gorzej zakończyła się interwencja windykacyjna w Iskitimie niedaleko Nowosybirska. Do mieszkania dłużniczki wdarło się czterech uzbrojonych i zamaskowanych mężczyzn. Zażądali uiszczenia należności, a wobec braku pieniędzy pobili męża i syna ofiary, a z nią samą, co potwierdziła obdukcja lekarska, dokonali „czynności o charakterze seksualnym”. W tym przypadku najbardziej wstrząsająca jest jednak reakcja lokalnej rzeczniczki praw człowieka, niejakiej Szabajewej. Jak relacjonowała Gazieta.ru pani rzecznik oskarżyła ofiarę o inscenizację gwałtu, w celu wywołania medialnego skandalu. Według informacji tego samego dziennika dwa lata temu dłużniczka wzięła w jednej z MFO 5 tys. rur pożyczki. Ponieważ nie mogła jej spłacić, suma urosła do 240 tys. rur. Przy tym nie była to pierwsza akcja terroru, bo dwa miesiące wcześniej syn ofiary został zaatakowany paralizatorem i porażony, oczywiście na znak ostrzeżenia. Jeśli zaś chodzi o sumę długu, to praktyka funkcjonowania podobnych organizacji polega na zupełnie dowolnym nakładaniu umownych kar za nieterminowe wywiązanie się dłużnika ze spłaty. W tym celu do jednej z ofiar na południu Rosji udała się ekipa windykacyjna. Gdy pożyczkobiorca oświadczył, że nie ma pieniędzy, dowodzący akcją wpadł w szał i skatował ofiarę oraz przypadkowego znajomego. Dłużnik miał szczęście, bo przeżył, znajomy zmarł w wyniku pobicia. Do stałego repertuaru windykatorów należy zastraszanie bliskich i znajomych klientów. Przy tym terror nie polega jedynie na nękaniu, bo jego celem jest wymuszenie „zastępczego” uiszczenia długów. Taki los spotkał 90-letnią mieszkankę Petersburga, której cioteczny wnuk wziął pożyczkę w MFO. Jednak kolektorzy usiłowali wymusić zwrot długu na staruszce, która w ogóle nie miała kontaktów z dłużnikiem. Policja jak zwykle nie zareagowała na skargi pokrzywdzonej. Szum podnieśli dopiero dziennikarze, a władze musiały się zająć tym przypadkiem, jako że kobieta przeżyła wojenną blokadę Leningradu, a taki status weterana znaczy w Rosji bardzo wiele. Podobnie poszczęściło się 12-letniemu moskwianinowi. Gdy czyściciele długu nie zastali dorosłych, a dziecko nie chciało otworzyć drzwi do mieszkania, agresorzy zalali zamki klejem, a same drzwi farbą i powybijali okna. Wszystko dla odświeżania pamięci o długu. Ponieważ był to kolejny skandal, prokuratura postawiła sprawcom (zresztą nieujętym) zarzut naruszenia nietykalności psychicznej małoletniego. Jak informują media, skargi mieszkańców rosyjskiej stolicy na firmy windykacyjne wzrosły w 2016 r. o 25 proc., co obrazuje bezwzględność metod tego rodzaju organizacji. Oczywiście to tylko przykłady, ale w działalności windykatorów chodzi o coś innego. Problemem pozostają MOF-y, ich funkcjonowanie w świetle prawa jest kompletnie nielegalne. Po serii tegorocznych incydentów prokuratura generalna wystosowała do władz Banku Centralnego monit o objęcie takich organizacji nadzorem finansowym państwa. Wtedy okazało się, że brak danych o MOF. Jak szacują media, jest ich grubo ponad 4 tys., ale równie prawdopodobna jest jeszcze większa ilość. Państwo nie ma żadnych instrumentów wpływu, bo choć istnieje odpowiednia ustawa, to nadzór finansowy nie ma narzędzi jej implementacji. Cóż z tego, że ustawodawca wzorem brytyjskim ograniczył oprocentowanie chwilówek do kwoty nieprzekraczającej sumę pożyczki, jeśli z braku realnej kontroli jest to tylko papierowa fikcja. Podobnie może być z uchwaloną na fali społecznego oburzenia ustawą windykacyjną. Nowe prawo zakazuje stosowania psychicznego terroru, karząc wszelkie formy fizycznej agresji ze strony dotychczasowych agresorów. Ustawa ogranicza poważnie formy i metody bezpośrednich kontaktów kolektorów i dłużników, otwierając teoretycznie obszerne możliwości zaskarżania podobnych firm. Odtąd tego rodzaju działalność odbywać się ma na podstawie państwowej licencji, co jest równoznaczne z kontrolą państwa. Jednak mało kto wierzy, że skorumpowana biurokracja będzie skuteczna. Co więcej, nie brak ocen, iż firmy windykacyjne natychmiast poradzą sobie z ustawowymi ograniczeniami, biorąc państwowych kontrolerów na procent od zysków. Ofiary chwilówek, jak były bezbronne, tak i pozostaną. Jedyną obecnie formą samoobrony dłużników jest nowa profesja na rynku. Otóż skok zadłużenia wywołał niezwykłą reakcję, w postaci specjalizacji antywindykacyjnej. Masowo powstają firmy, które nie tylko pertraktują z bankami i MOF o rozsądnej restrukturyzacji zadłużenia, lecz także występują w sądach w imieniu klientów, którzy utracili zdolność spłaty. Ponieważ ich założycielami są byli pracownicy obu instytucji pożyczkowych, znają na wylot niuanse prawne, pozwalające na znaczące zmniejszenie spirali zadłużenia. W przypadku MOF potrafią również podważyć prawny charakter umowy pożyczkowej, czyli udowodnić nielegalną działalność lichwiarską. Jednak nie po to, aby wybawić dłużnika od kłopotu, ale wytargować w kuluarach zmianę warunków spłaty. Na życzenie bogatszych klientów, takie firmy świadczą usługi ochronne wobec zbyt agresywnych ściągaczy długu. Oczywiście nie robią tego bezpłatnie, ale na podstawie dokładnie rozpoznanych rzeczywistych możliwości finansowych klienta. I można powiedzieć, że antywindykatorzy to prawdziwy hit tegorocznego rynku. Za wszystko jednak po staremu zapłacą dłużnicy.

Najnowsze

Korea a sprawa polska

Lekcje ukraińskie

Wojna i rozejm

Parasol Nuklearny