ABW zawiadomiona o nieprawidłowościach w Zakładach Tytoniowych w Lublinie S.A. przez 5 lat nie potrafiła zająć się sprawą. Po publikacji w „Gazecie Finansowej” CBA wszczyna postępowanie.
W sierpniu 2011 r. nowy zarząd Zakładów Tytoniowych w Lublinie S.A. zawiadomił ABW o wykrytych nieprawidłowościach. Poprzedni włodarze mieli wyprowadzać pieniądze oraz działać na szkodę byłej spółki Skarbu Państwa. Chociaż pismo zostało złożone w siedzibie ABW przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie, przez 5 lat Agencja nie była w stanie podjąć żadnej czynności. Dopiero gdy kwestię nadużyć w Zakładach Tytoniowych poruszyła w cyklu publikacji „Gazeta Finansowa”, sprawą na polecenie katowickiej prokuratury, zajęło się rzeszowskie CBA. Wszystko wskazuje na to, że właśnie powstaje nowy rozdział afery podkarpackiej.
Historia afery w ZTL
W poprzednich artykułach „Gazeta Finansowa” opisała perypetie Imana Emami – zagranicznego inwestora, który zainwestował setki milionów złotych w Polsce. Jego inwestycja miała zmienić rynek tytoniowy w Polsce oraz w Europie. Dla tysięcy plantatorów z Lubelszczyzny ratunek „Monopolu” był okazją na wieloletnią kontraktację. W zamian za to, polskie władze jeszcze za czasów rządów PO-PSL, zgotowały inwestorowi prawdziwe sądowe piekło. Zamiast zająć się wyjaśnieniem okoliczności tajemniczych przelewów z konta Zakładów Tytoniowych na zagraniczny rachunek czy zakupem starego zarobaczonego tytoniu, postanowiono uciszyć najbardziej hałaśliwego. Na podstawie zarzutów, które do tej pory nie doczekały się sformułowania w akt oskarżenia, Iman Emami został zatrzymany i osadzony w areszcie. Przez cztery dni był przetrzymywany bez leków oraz wody do picia. Gdy zemdlał na rozprawie w sprawie jego tymczasowego aresztowania, prokurator upierał się, aby Emamiego nie zabrało pogotowie. Ostatecznie jedynie przedstawiono mu zarzuty malwersacji finansowych podczas prywatyzacji Zakładów Tytoniowych. Jedynie, ponieważ trwające ponad rok śledztwo nie przyniosło efektu pracy śledczych w postaci aktu oskarżenia.
To wszystko było jednak tylko zasłoną dymną. Chodziło o zatuszowanie przelewu na prawie 2,5 mln USD, który został wysłany na konto podmiotu zarejestrowanego pod tym samym adresem, gdzie swoją siedzibę miał przyszły pożyczkodawca ZTL S.A. Według Emamiego i jego prawników MS Global Finance udzieliło pożyczki 3 mln USD Zakładom Tytoniowym za ich własne pieniądze. Poprzedni prezes zarządu Marek Maj miał przelać niemal 2,5 mln USD na firmę, która miała siedzibę pod tym samym adresem co MS Global Finance. – Do tej pory nie możemy znaleźć podstawy tego przelewu – mówi Emami. Nie bez znaczenia była kwestia tajemniczej sprzedaży działki należącej do zakładów za połowę ceny. Na jej sprzedaż zgodę wyraził Jan Bury podczas nieobecności Ministra Skarbu Państwa w Polsce. Wreszcie w jakiś sposób było trzeba przykryć zakup zarobaczonego, kilkuletniego tytoniu z Bałkanów. Oczywiście o wszystkich działaniach zarządu ZTL S.A. jeszcze sprzed prywatyzacji musiało wiedzieć Ministerstwo Skarbu Państwa w osobie Jana Burego. To on działając w imieniu Skarbu Państwa, sprawował nadzór nad Zakładami Tytoniowymi.
Działania podejmowane wobec Imana Emamiego oraz Zakładów Tytoniowych przyniosły efekt w postaci postępowania upadłościowego. Zatrzymanie Emamiego miało negatywny wpływ na płynność finansową zakładów. Co więcej, według Francuza do zatrzymania doszło zaledwie kilka dni po tym, jak otrzymał wiadomość od swoich inwestorów, że środki na ratowanie ZTL zostały znalezione. Według Imana Emamiego, ktoś celowo chciał doprowadzić do upadłości Zakładów Tytoniowych. – Chciano przykryć wszelkie nielegalne działania poprzedniego zarządu ZTL – mówi Emami. Na mocy postanowienia lubelskiego sądu ogłoszono upadłość Zakładów Tytoniowych. Bezpośrednim powodem była faktura wystawiona na kwotę 1300 złotych. Żeby było ciekawiej, dokument został wystawiony przez firmę, która nabyła za połowę ceny działkę od ZTL tuż przed prywatyzacją. Teraz majątek wart miliony jest wyprzedawany za bezcen. Jak w każdym postępowaniu upadłościowym najbardziej korzysta na tym syndyk oraz nabywcy wyprzedawanego za półdarmo majątku.
Państwo teoretyczne
Gdy tylko Emami zaznajomił się z rzeczywistą sytuacją Zakładów Tytoniowych w Lublinie S.A., postanowił działać. Złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa do lubelskiej prokuratury, która oczywiście umorzyła postępowanie. Jej decyzja została podtrzymana przez sąd i tak sprawę zamieciono pod dywan. Mało tego, równocześnie pełnomocnicy Emamiego złożyli zawiadomienie do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ponad stustronicowy dokument zawiera dokładne opisanie schematu wyłudzeń oraz działania na szkodę Zakładów Tytoniowych w Lublinie S.A. przez członków poprzedniego zarządu. – Byłem przekonany, że chociaż ABW zainteresuje się sprawą. Jednak przez 5 lat ABW nie zrobiła nic w sprawie, nawet mnie nie przesłuchała – mówi Emami.
Rzeczywiście z dokumentów, do których dotarła „Gazeta Finansowa” jasno wynika, że ABW w oficjalnym piśmie została poinformowana przez pełnomocników nowego zarządu ZTL S.A. o wykrytych malwersacjach. W tej sprawie dziennikarze „Gazety Finansowej” zwrócili się z pytaniami do ABW. Przedstawiciele agencji zostali zapytani o to, czy w sprawie zawiadomienia sprzed 5 lat toczyło się jakieś postępowanie. Niestety nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Podobnie jak na pytanie, czy w ogóle zawiadomienie to zostało odnotowane na biurze podawczym w siedzibie ABW przy ulicy Rakowieckiej. Wygląda na to, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie jest nawet w stanie zadbać o bezpieczeństwo pism składanych na jej biurze podawczym.
Dwie kule
Jeszcze na początku 2015 r. Iman Emami próbował rozwiązać sprawę tajemniczego postępowania upadłościowego Zakładów Tytoniowych na własną rękę. W tym celu odbywał setki spotkań i niemal nie wychodził z sądu. Nawiązał kontakt z radcą handlowym ambasady RP w Paryżu – Januszem Pieńkowskim, który zasugerował, że jeżeli nie odpuści, otrzyma dwa postrzały. Jeden w głowę, drugi w serce. Wreszcie Emami nawiązał kontakt z byłym wiceministrem Skarbu Państwa i głównym bohaterem afery podkarpackiej Janem Burym. Panowie odbyli kilka spotkań. – Byłem przekonany, że Bury nie ma nic wspólnego z Zakładami Tytoniowymi. Wszystko stało się jasne, kiedy Bury powiedział, żebym nie dopytywał się o wszystkie dokumenty ZTL. To miało rozwiązać problemy Zakładów. Wtedy zrozumiałem, że problemy ZTL to sprawka Jana Burego – relacjonuje Emami. Podczas słynnego spotkania w Hotelu Bristol, Bury po kilku kieliszkach wódki przedstawił Emamiemu rozwiązanie problemów Zakładów Tytoniowych. 3 mln USD i sprawa pożyczek dla MS Global Finance jest załatwiona. W zamian za twardą gotówkę, MS Global Finance ma zrezygnować z odsetek.
CBA wkracza do akcji
Dopiero po publikacji w „Gazecie Finansowej” do pełnomocnika Imana Emamiego odzywają się agenci CBA z oddziału terenowego w Rzeszowie. Co ciekawe, odzywają się do niego przez jego pełnomocnika procesowego i z inicjatywy katowickich śledczych. Chociaż Emami nie składał oficjalnego zawiadomienia, CBA zainteresowała jego wiedza oraz nagrania, którymi dysponuje. 27 października bieżącego roku Emami został przesłuchany w Rzeszowie przez tamtejszych funkcjonariuszy CBA. Zapytany o to, jak ocenia zaangażowanie i rozwój sprawy Iman Emami stwierdził, że CBA przejawia bardzo profesjonalne podejście do sprawy.
Nie jest tajemnicą, że rzeszowskie CBA zajmuje się tzw. aferą podkarpacką. Jednym z jej głównych bohaterów jest Jan Bury, który jest podejrzany o korupcję przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości. Nie wiemy, w jakim celu został przesłuchany Emami. Jednak wszystko wskazuje na to, że afera podkarpacka będzie rozszerzona o nowy wątek dotyczący Zakładów Tytoniowych w Lublinie S.A. Pytanie tylko, co na to kierownictwo ABW, które zanotowało tak poważną wpadkę wizerunkową. Agencja, dysponująca ponad stustronicowym dokumentem nie potrafiła przez 5 lat zainteresować się sprawą. Tymczasem cykl publikacji w „Gazecie Finansowej” sprawił, że sprawą zainteresowała się katowicka prokuratura oraz na jej polecenie – rzeszowskie CBA. Wszystko to każe zadać pytanie, czy Jan Bury tak mocno związany ze sprawą ZTL mógł wpływać na czynności podejmowane przez ABW? Czy jeżeli było to poza jego możliwościami, czy ktoś jeszcze z obozu rządowego w latach 2010-2015 mógł chronić Jana Burego i blokować prace ABW? Czy też Agencja, która ma czuwać nad bezpieczeństwem Polaków, jest aż tak niekompetentna?