W ostatnich tygodniach ceny masła wzrosły na tyle, że za jedną kostkę musimy zapłacić nawet dwa razy więcej niż jeszcze rok temu. Dlaczego masło nagle stało się towarem luksusowym?
Ceny żywności w Polsce wzrosły szczególnie po przystąpieniu do Unii Europejskiej. W 2004 roku cena chleba wynosiła średnio 1,3 zł, a za kilogram wołowiny musieliśmy zapłacić zaledwie 11 zł. Obecnie ceny tych artykułów są nawet dwuipółkrotnie wyższe, choć średnia płaca wzrosła od tego czasu o ok. 80 proc. Biorąc pod uwagę rozwój technologiczny i cywilizacyjny, za żywność powinniśmy płacić jeszcze mniej, lecz niestety obowiązujący w całej Unii Europejskiej system dopłat oraz limitów produkcji prowadzi do nieustannych zakłóceń na rynku, oraz drożyzny.
Nowa mleczna polityka
Do wielkiego błędu w zakresie ręcznego sterowania rynkiem produkcji mleka przyznała się zresztą sama Bruksela, która w 2015 roku po cichu wycofała się z wprowadzonych jeszcze w 1984 roku kwot produkcyjnych przyznawanych poszczególnym państwom. W obawie przed dalszymi wzrostami cen w Europie wywołanymi m.in. tym, że europejskim producentom coraz bardziej opłacała się produkcja mleka w proszku z myślą o eksporcie do Chin, eurokraci znieśli system krępujący produkcję mleka, co zdawało się zapowiadać rychły kres problemów z nieoczekiwanie rosnącymi cenami produktów mlecznych. A jednak stało się inaczej.
Wielu ekspertów wzrosty cen mleka stara się tłumaczyć właśnie zniesieniem limitów produkcyjnych. Zgodnie z tą narracją producenci mleka mieli masowo zalać rynek produktami mlecznymi, które mogli od 2015 roku produkować bez ograniczeń, wywołać tym samym spadek cen, który z kolei doprowadził do spadku opłacalności produkcji. Choć schemat ten ukazuje nieco prawdy o rynku mleczarskim, sporo w nim elementów świadczących o tym, że dla wielu osób idealny byłby powrót do dawnych limitów, które zapewniały odpowiednio wysokie i stabilne zyski całej branży. Jeśli jednak cała branża cierpi z powodu tego, że przez 31 lat nałożono na nią sztywny gorset regulacji, to nie powinno się robić nic szczególnego, tylko cierpliwie poczekać, aż sytuacja wróci do normy, a producenci dostosują się do potrzeb konsumentów.
Problem jest jednak bardziej złożony i nie sprowadza się jedynie do produkcji mleka w ramach Unii Europejskiej, gdyż na świecie są jeszcze inni, coraz bardziej prężni producenci mleka. Jeszcze w minionej dekadzie dziesięć największych eksporterów mleka na świecie stanowiły kraje europejskie, lecz obecnie globalnym liderem jest już Nowa Zelandia (18,9 proc. globalnego eksportu), a w ścisłej czołówce znaleźć można m.in. Australię (3,7 proc.), a nawet Arabię Saudyjską (2,4 proc.). W związku z tym światowe ceny nawet tak prozaicznego produktu, jak masło podlegają czynnikom, które bywają nie do końca zrozumiałe dla zwykłych konsumentów tego produktu.
Jednym z takich czynników są giełdy towarowe, na których zawierane są m.in. kontrakty terminowe dla wszelkiego rodzaju produktów mlecznych. Każdego dnia przeprowadza się na nich transakcje warte wiele milionów dolarów, bardzo często przez giełdowych graczy, którzy nigdy w życiu nie odwiedzili mleczarni. Skuszeni informacjami, że producenci mleka na całym świecie nie nadążają z produkcją w sytuacji zwiększonego popytu, mogli wywindować nieco ceny mleka, choć i to wytłumaczenie wydaje się nie w pełni zadowalające.
Wielki apetyt Chin
Najbardziej trafnego wyjaśnienia tak wysokich obecnie cen masła dostarcza zwrócenie uwagi na rosnącą wciąż konsumpcję wschodzących potęg, a przede wszystkim Chin. Jeszcze w 2003 roku w Chinach notowano jeden z najniższych na świecie wskaźników konsumpcji mleka (5,3 kg na osobę). Od tego czasu zmieniło się jednak bardzo wiele i podczas gdy chińska wieś i prowincja nadal konsumuje na niskim poziomie, chińskie aglomeracje stwarzają coraz większy i zdający się nie znać granic popyt. Obecnie Chińczycy konsumują już średnio 30 litrów mleka na jednego mieszkańca, co i tak stanowi względnie niewiele wobec wynoszącej średnio 70-80 litrów na osobę konsumpcji w krajach rozwiniętych. Dodatkowo zwiększonego popytu na mleko w Chinach można się spodziewać w wyniku zniesionej niedawno polityki jednego dziecka.
Światu znany jest już chiński apetyt na stal, ropę naftową, węgiel, czy też najnowsze technologie, lecz powoli powinniśmy się przyzwyczaić do olbrzymiego apetytu Państwa środka na produkty żywnościowe. Szacowana na ok. 300 mln osób chińska klasa średnia ma do swej dyspozycji coraz większe pieniądze, których pokaźną część przeznacza oczywiście na żywność. Chińskie władze prowadzą nawet w ostatnim czasie zakrojone na szeroką skalę działania, które mają zapewnić Chinom większą samowystarczalność w zakresie produkcji mleka. Obecnie aż dwie trzecie światowych zasobów mleka w proszku jest eksportowanych do Chin, przede wszystkim przez Nową Zelandię, która już dawno przestawiła swoje moce produkcyjne na potrzeby chińskiego rynku. Pragnąc jeszcze bardziej zacieśnić więzi z odległym krajem, Chińczycy zakupili nawet 60 proc. udziałów w jednej z największych firm mleczarskich Nowej Zelandii.
Każdego roku Chińczycy sprowadzają do swojego kraju tysiące krów, a władze zapewniają producentom mleka specjalne warunki kredytowe na rozbudowę farm lub budowę nowych. Jednym z głównych krajów kierunków importu jest Australia, z której w samym tylko 2017 roku Chiny zamierzają sprowadzić nawet 150 tys. sztuk bydła. Pierwszy tego typu transport przeprowadzono w lutym br., a obecnie wielkie kontenerowce przewożą kolejne transporty, które mają uczynić Chiny samowystarczalne.
Wkrótce korekta?
Jak informują branżowe serwisy informacyjne, cena masła powinna zacząć spadać jesienią, gdy główny światowy producent tego produktu, Nowa Zelandia, zacznie eksportować w większych ilościach. Jak się jednak okazuje, do nowych warunków cenowych bardzo sprawnie dostosowują się także polscy producenci. W Europie głównym eksporterem żywego bydła są Niemcy, a sprowadzający z tego kraju zwierzęta rolnicy muszą spełnić szereg formalności. Tłumacze przysięgli w wielu regionach Polski mają pełne ręce roboty przy tłumaczeniu na język polski tzw. paszportów bydła, czyli dokumentów identyfikujących wszystkie zwierzęta hodowlane. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że już w 2016 roku import żywego bydła wzrósł w porównaniu do poprzedniego roku z 36 do 40 tys. ton. Polska wieś bardzo roztropnie coraz bardziej przestawia się na hodowlę bydła, którego pogłowie w ubiegłym roku wzrosło o 4 procent.
Wysoka cena masła na półkach sklepowych z pewnością nie ucieszy konsumentów, lecz jednocześnie dla tysięcy polskich rolników oznacza ona wielką szansę na rozwój działalności. Polska ma wszelkie papiery na to, aby stać się światową potęgą mleczarską, a jej potencjał w tym zakresie nadal nie jest w pełni wykorzystywany. Do 2015 roku pogłowie bydła mlecznego od wielu lat nieustannie spadało i dopiero teraz udało się odwrócić ten trend. Konsumpcja mleka w Europie w najbliższych latach raczej nie wzrośnie, lecz w Chinach żyje 1,3 mld osób z wielkim apetytem, który ktoś będzie musiał zaspokoić.