e-wydanie

6.9 C
Warszawa
czwartek, 18 kwietnia 2024

Wkręceni we „Wkręconych”

Policja została wykorzystana w akcji medialnej wymierzonej przeciwko internautom.

W ubiegłym roku poruszyliśmy temat akcji policji, która była wymierzona w osoby, które nielegalnie udostępniały film „Wkręceni”. Główne media w Polsce poinformowały, że funkcjonariusze policji ścigają piratów komputerowych, którzy udostępnili ten film. Ogłoszono, że w całym kraju zarekwirowano 2,5 tys. komputerów. Docelowo, ponad 40 tysięcy internautów miało zostać wezwanych na policję. Wiadomości z akcji były „odgrzewane” przez dwa miesiące. „Gazeta Finansowa” niemal natychmiast zwróciła uwagę, że były to działania public relations, które były podejmowane w, z góry określonym, celu. Po pierwsze, chodziło o wywołanie kuli śnieżnej w postaci powszechnej paniki. Do osób, które miały pobrać i udostępniać to niewątpliwie wybitne dzieło polskiej kultury, wysłano wezwania do zapłaty. Pełnomocnicy dystrybutora filmu straszyli w nich wszczęciem postępowania karnego w przypadku niezapłacenia wskazanej kwoty. Panika wywołana informacjami o tysiącach rekwirowanych komputerów, miała zmusić nawet najbardziej zatwardziałych do uiszczenia „kary”. Drugim celem było zwiększenie sprzedaży „legalnych dóbr kultury”. Już wtedy alarmowaliśmy, że policja została wplątana w interesy wielkich korporacji. „Gazeta Finansowa” już wówczas alarmowała, że prowadzone działania mogą sprawić, że zarzuty otrzymają nie tylko domniemani piraci.

Cała akcja „Wkręconych” rozpoczęła się od informacji, że szczecińscy śledczy zaczęli rekwirować komputery, na które ściągnięto film. Tylko do października 2016 roku policja miała zająć 2600 sztuk sprzętu elektronicznego. Rzecznik szczecińskiej prokuratury zapowiadał, że działania te to element szerszej akcji o charakterze ogólnopolskim. Jak twierdzili przedstawiciele studia „Interfilm”, który jest dystrybutorem filmu w całym kraju, aż 40 tys. osób mogło pobrać film nielegalnie. Jednocześnie zapowiadano, że każda z osób, która ściągnęła film, zostanie odnaleziona i oskarżona.

Interwencja ministerstwa

Obecnie sprawą „Wkręconych” i akcją policji zajmuje się Ministerstwo Sprawiedliwości. Powód? Prokuratorzy byli przeciwni podjęciu tak drastycznych kroków i wcale nie chcieli rekwirować komputerów internautów. Sprawą oprócz „Gazety Finansowej” zainteresował się poseł Platformy Obywatelskiej Norbert Obrycki. Złożona została w tej sprawie interpelacja poselska. Jej przedmiotem było to, czy masowe zatrzymania komputerów były konieczne. Chyba nikt nie spodziewał się odpowiedzi, którą udzieliło ministerstwo. Według niej, prokuratorzy nie chcieli masowego ścigania osób udostępniających film „Wkręceni”. Szczecińska prokuratura, która była wychwalana za skuteczną akcję antypiracką, jeszcze w czerwcu 2016 roku odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie udostępnienia filmu, którego dystrybutorem był „Interfilm”. Postanowienie Prokuratury Okręgowej w Szczecinie miało zostać zaskarżone przez dystrybutora. Sąd uchylił zaskarżone postanowienie, co miało zmusić prokuraturę do podjęcia działań mających na celu zabezpieczenie komputerów. Jak się okazało, w toku śledztwa wydano około 120 postanowień o żądaniu wydania rzeczy w postaci komputerów lub ich jednostek centralnych. Zrealizowano ponad 70 czynności. Zgodnie z zaleceniami sądu pozostało jeszcze około 654 przeszukań i zabezpieczeń komputerów. Według przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości zatrzymywano tylko komputery, które posiadały pliki mogące świadczyć o używaniu programów typu „Torrent” lub wskazujących na posiadanie filmu „Wkręceni”. Dopiero wówczas zajmowano komputery i powoływano biegłego informatyka. Zatrzymanie komputerów miało też być ekonomicznie uzasadnione. Sporządzenie kopii dysków twardych miało kosztować 300 tysięcy. Dlatego zdecydowano się na zatrzymanie ponad 600 komputerów.

Decyzja sądu

Ministerstwo Sprawiedliwości tłumaczy, że decyzja o zatrzymaniu setek komputerów (nie tysięcy – przypis red.) to efekt postanowienia sądu. Ministerstwo stwierdziło, że postanowienie o odmowie wszczęcia postępowania karnego w czerwcu 2016 było poprawne. Jak możemy przeczytać: „Decyzja sądu nakazująca prokuratorowi zabezpieczenie komputerów spotkała się z jednoznacznie krytycznym stanowiskiem”. Dalej zwrócono uwagę na to, że prokuratorzy słusznie odmawiali wszczęcia postępowania w sprawie „Wkręconych”. Według urzędników resortu sprawiedliwości Prokuratura Krajowa oceniała zachowanie szczecińskich śledczych i doszła do wniosku, że decyzja o odmowie wszczęcia śledztwa była zasadna. To postanowienie sądu dotyczące nakazania zarekwirowania setek komputerów ma być błędne. Obecnie urzędnicy podlegli ministrowi Zbigniewowi Ziobro opracowują stanowisko w sprawie „dotyczące postępowania w podobnych przypadkach, które przekazane zostanie wszystkim powszechnym jednostkom organizacyjnym prokuratury do stosowania”.

Chociaż prokuratura nie udzieliła odpowiedzi na pytanie, dlaczego odmowa wszczęcia postępowania w tym konkretnym przypadku była zasadna, to odpowiedź mogą dać od dawna postulowane stanowiska. Wszystko rozbija się o charakter pobierania treści przez Torrenty. Istotą tej sieci jest to, ze pobierając plik, jednocześnie go udostępniamy. Oczywiście istnieją specjalne łatki na oprogramowanie, które blokują udostępnianie pliku. Jak część znawców problematyki wskazuje, korzystając z sieci Torrent udostępniamy zaledwie drobny fragment pliku. Coraz częściej postuluje się, aby dokonać nowelizacji przepisu art. 116 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, tak, aby karnym był tylko ten, kto odpłatnie udostępnia film lub inny prawnie chroniony utwór. Piractwem komputerowym zwykło się nazywać osoby, które na udostępnianiu treści starają się zarobić. Często masowo udostępniają filmy za opłatą. Dlatego zachowanie polegające na okazjonalnym udostępnieniu pliku celem jego pobrania nie powinno spotykać się z takimi samymi sankcjami. Wiele kontrowersji budzi kwestia odpowiedzialności. Ściągając plik Torrent, którego nazwa wskazuje, że nie jest on prawnie chroniony może okazać się, że pobraliśmy właśnie „Wkręconych”. Chociaż to nie było naszym celem. Czy i w takim przypadku powinniśmy ponosić odpowiedzialność?

Wykorzystywanie policji

Zanim producent filmu zdecyduje się na skarżenie i ściganie delikwenta, wysyła do niego wezwania do zapłaty. Jest to najzwyklejszy szantaż we współpracy z policją, który ma na celu zastraszenie i tak zdezorientowanych swoim odkryciem internautów. Firmy producenckie i kancelarie prawne zdają sobie sprawę, że pozwanie nawet tysiąca osób (w porównaniu do zapowiadanych 40 tys. – przypis red.) to olbrzymie wyzwanie logistyczne. Firmy czy kancelarie wyłapują zaledwie adresy IP. Jest to niewystarczające, aby kogoś pozwać. Do tego nigdy nie mamy pewności, że 80-letnia staruszka, na którą zarejestrowana jest usługa telekomunikacyjna, w istocie pobrała za pomocą sieci Torrent dany plik. Dlatego idą na łatwiznę. Wolą wysłać zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa do prokuratury, która wykorzystując swoje zasoby materialne, ludzkie i finansowe wykona większość roboty za nich. W ten sposób prokuratura lub wyspecjalizowane jednostki policji, zamiast zająć się ściganiem cyberprzestępczości, która wykrada nasze dane czy włamuje się na konta bankowe, ścigają bandy gimnazjalistów. Wszystko w interesie firm producenckich, które w większości nie płacą w Polsce podatków.

IP to nie wszystko

Jeżeli nasz IP zostanie wskazany, jako ten pobierający „Wkręconych” sprawa wcale nie jest prosta. Gdy mieszkamy z rodziną, współlokatorami czy nawet sami, trudno jest przesądzić o winie. W sytuacji, w której do komputera ma dostęp kilka osób, trudno jest ustalić, kto pobrał lub udostępnił dany film. Może zrobić to dziecko, żona, teściowa czy nawet zwierzę domowe. To tak jakby prowadzić sprawę o morderstwo, w którym posłużono się nożem kuchennym. Znajdą się na nim odciski wszystkich domowników. Jednak to nie wystarczy, aby przypisać odpowiedzialność za czyn im wszystkim. Podobnie jest w przypadku użycia komputera i wykorzystania adresu IP. Wiedzą o tym sami policjanci. Przykładem jest głośna sprawa, w której użytkownik jednego z portali aukcyjnych został oszukany przez użytkownika z IP, które wskazuje na jedną z komend policji. Oszukanym był mieszkaniec Lublina, który chciał zakupić ekspres do kawy. Gdy zgłosił sprawę do prokuratury, okazało się, że adres IP został przypisany do komisariatu policji w Chojnie. Przez ponad pół roku policjanci nawzajem się przesłuchiwali, aby ostatecznie umorzyć postępowanie. Według stróżów prawa postępowanie nie wskazało jednoznacznie, kto mógł dokonać oszustwa. Dlaczego zatem w tak prosty sposób ustalają przestępców w zaciszu domowym?

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze