3.9 C
Warszawa
niedziela, 10 listopada 2024

Moda na wyłudzenia

Rocznie przestępcy wyłudzają z banków około 300 mln zł!

Skala kredytów wyłudzonych z polskich banków jest ogromna. W latach 2008–2016 codziennie podejmowano średnio 21 prób zaciągnięcia fałszywych zobowiązań na sumę około 1,1 mln zł. Tylko w 2016 r. doszło do 6256 takich działań na łączną kwotę ponad 296 mln zł. Chociaż ich ilość spadła o tysiąc w porównaniu z rokiem 2015 (7,2 tys.), to znacznie wzrosła wysokość wyłudzanych kwot. Rok wcześniej było to „tylko” 253 mln zł.

To przestępcze eldorado nie byłoby możliwe bez współpracy pracowników banków. Mamy tu do czynienia z prawdziwym „wyścigiem zbrojeń”. Banki z roku na rok mają coraz lepsze zabezpieczenia, ale przestępcy stosują coraz to nowsze triki.

11 października funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego Policji (Zarząd w Radomiu) zatrzymali 17 osób, którym Prokuratura Regionalna w Lublinie zarzuciła udział w zorganizowanym procederze wyłudzania kredytów. W ramach całej akcji również przeszukano ponad 70 budynków zlokalizowanych na terenie aż 11 województw. Były to zarówno mieszkania prywatne, jak i siedziby firm.

Lubelska prokuratura zadecydowała o umieszczeniu 14 zatrzymanych w areszcie, natomiast wobec pozostałej trójki zastosowała dozór policji i poręczenie majątkowe w kwocie od 10 do 100 tysięcy złotych. Zdaniem śledczych cała grupa miała tworzyć i przejmować spółki kapitałowe, a następnie preparować nieprawdziwą dokumentację dotyczącą ich sytuacji finansowej. Dzięki takim działaniom w latach 2014–2015 oszuści wyłudzili z Banku PKO BP oraz Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) kredyty na łączną kwotę 10 milionów 284 tysięcy złotych. Ukradzione pieniądze miały być następnie transferowane na rachunki bankowe wspomnianych spółek, a wszystko miało sprawiać wrażenie dokonywanych pomiędzy nimi transakcji.

Jak ustaliła lubelska prokuratura, z przestępcami współpracowali pracownicy banków. Chodzi konkretnie o dyrektora i pracowników jednego z mazowieckich oddziałów PKO BP. Na ślad całego procederu natrafiono pod koniec 2015 r., kiedy to Departament Bezpieczeństwa PKO BP zarządził przeprowadzenie audytu wewnętrznego. Jego ustalenia pozwoliły odkryć całą intrygę i przekazać sprawę organom ścigania. Podobnie sytuacja wyglądała w przypadku drugiego banku, który stał się ofiara przestępców, czyli Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK).

W lipcu policjanci z Centralnego Biura Śledczego zatrzymali dwie osoby mające związek z działalnością gangu, który na podstawie sfałszowanych dokumentów z katowickiego oddziału PKO BP wyłudził ponad 8 mln zł. Kredyty nie były, oczywiście, spłacane, a zarzuty w tej sprawie usłyszało 11 osób.

Na „słupa” i „bezczela”

W marcu funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego Policji zatrzymali sześć osób podejrzanych o oszustwa i wyłudzenia kredytów na kwotę co najmniej 20 mln zł. Przestępcy wyszukiwali i pozyskiwali do współpracy ludzi, którzy posiadali pozytywną historię kredytową. Jeżeli wytypowany odmawiał dobrowolnej współpracy, wówczas był zastraszany. Następnie zwerbowany przez przestępców człowiek występował o kredyt do określonego banku. Po jego otrzymaniu przestępcy przejmowali pieniądze, „słup” zaś dostawał w ramach „prowizji” niewielką część uzyskanego kredytu. Przestępcy wciągnęli w ten proceder także pracowników banków z pionów zajmujących się udzielaniem pożyczek. Tworzyli również pozytywne historie kredytowe w Biurze Informacji Kredytowej (BIK). Ich „słupy” były bardzo często uwiarygodniane fikcyjnym zatrudnieniem w firmach zakładanych tylko na potrzeby działalności przestępczej. Kwota wyłudzona przez szajkę znacznie przekroczyła 20 mln zł. Była to jedna z najbardziej niebezpiecznych grup przestępczych, zajmujących się wyłudzaniem kredytów w naszych bankach. Śledztwo prowadzone w tej sprawie przez Prokuraturę Okręgową w Gdańsku nadal trwa.

W czerwcu br. Prokuratura Regionalna w Warszawie skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko 11 osobom podejrzanym o wyłudzenia gigantycznych pożyczek z SK Banku i Banku Spółdzielczego w Nadarzynie. Z obydwu instytucji przestępcy mieli wyciągnąć prawie 80 mln zł. W tym przypadku wśród oskarżonych znaleźli się członkowie władz banku. Wszystkim podejrzanym Prokuratura Regionalna w Warszawie zarzuciła rażące niedopełnienie obowiązków dotyczących udzielania spółkom gwarancji bankowych oraz wielomilionowych kredytów obrotowych. Jak wykazano, w bankach dochodziło nawet do takich sytuacji, gdy udzielane były kredyty bez jakiejkolwiek analizy sytuacji finansowej wnioskujących firm, zbadania ich zdolności kredytowej oraz możliwości wywiązywania się ze zobowiązań.

Podobnych wypadków zorganizowanego procederu wyłudzania kredytów, jakie zostały ujawnione w ostatnich miesiącach, można przytoczyć znacznie więcej. Trzeba powiedzieć jasno, że z takimi działaniami mamy do czynienia od wielu lat. Zdarza się również tak, że w takich szajkach uczestniczą wysoko postawieni politycy.

Niezwykły przypadek Jana Burego

Tak było m.in. na Podkarpaciu, gdzie w 2013 r. wybuchła potężna afera korupcyjna z udziałem lokalnych polityków, biznesmenów, urzędników, nie wyłączając ludzi wymiaru sprawiedliwości. Sprawa zaczęła się od spektakularnego aresztowania marszałka województwa podkarpackiego Mirosława K., któremu prokuratura postawiła aż 16 zarzutów. To nie on jednak stał się kluczową postacią tej afery, lecz jego polityczny patron – poseł Jan Bury z PSL, wówczas szef klubu parlamentarnego tej partii i jeden z najbardziej prominentnych jej polityków. To właśnie ten polityk był centralną postacią przestępczego „układu”, jaki przez lata funkcjonował na Podkarpaciu. Bury został zatrzymany, jednak sąd zgodził się wypuścić go za kaucją i zastosować dozór policyjny. Na byłym pośle ciąży dzisiaj sześć zarzutów, głównie o charakterze korupcyjnym. W całej sprawie zatrzymano do tej pory już kilkadziesiąt osób, a śledztwo Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach powoli zmierza do końca.

Jeden z wątków tego dochodzenia dotyczy załatwiania kredytów bankowych przeznaczonych dla spółek należących do ludzi z podkarpackiego układu. Chodzi oczywiście o takie kredyty, których nie można uzyskać normalną drogą w żadnym banku.

W śledztwie pojawiła się m.in. postać Mariana D., właściciela firmy Maante z Leżajska, głównego sponsora polowań z udziałem znajomych Jana Burego. Marian D. chciał, aby Bury załatwił jego firmie korzystny kredyt w Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK), w którego radzie nadzorczej zasiadał Zbigniew R., były poseł i przewodniczący PO na Podkarpaciu, prywatnie dobry kolega polityka PSL.

Gdy nic z tego nie wyszło, Marian D. poczuł się zawiedziony. Ze swoją wiedzą na temat Burego podzielił się wówczas ze śledczymi. Okazało się, że poseł ludowców był wyjątkowo ceniony w środowisku podkarpackich przedsiębiorców. Miał układy w wielu bankach i swoim ludziom zawsze mógł załatwić bardzo korzystny kredyt. Banki były ważną częścią budowanej latami sieci jego wpływów. Szczególną rolę odgrywał tutaj Bank PKO SA. Bury był bowiem bardzo blisko zaprzyjaźniony z dyrektorami jego oddziałów w Rzeszowie i Lublinie. Dzięki tym znajomościom firmy kolegów przedsiębiorczego ludowca mogły liczyć na bardzo korzystne pożyczki. Często były one udzielane na wyjątkowo preferencyjnych warunkach, najczęściej ze szkodą dla samego banku. Z takiego rozwiązania zdecydowała się m.in. skorzystać spółka Makarony Polskie.

Gdy dwa lata temu napisaliśmy o wątku śledztwa katowickiej prokuratury, dotyczącym udzielania bardzo „uprzywilejowanych” kredytów, spotkaliśmy się z pogróżkami ze strony jednego z dyrektorów banku, który takich „preferencyjnych” kredytów udzielał firmom należącym do ludzi Burego. Sprawa gróźb kierowanych pod naszym adresem jest obecnie przedmiotem zainteresowania ze strony śledczych.

Wrobieni w kredyty

Wyłudzania kredytów dokonują zarówno zorganizowane grupy przestępcze, jak i ludzie z układów polityczno-biznesowych. O tym, jaka może być dzisiaj faktyczna skala zjawiska, możemy się przekonać, gdy zajrzymy do Biura Informacji Kredytowej (BIK). Trafiają tam wszystkie informacje dotyczące kredytów zaciąganych w polskich bankach, SKOK-ach i firmach pożyczkowych. Z informacji BIK mogą korzystać zarówno banki, jak i inne uprawnione do tego instytucje. Dzięki temu mogą ocenić ryzyko związane z udzielaniem kredytu czy pożyczki. Przyjęło się przekonanie, że BIK to lista dłużników: jest tam wpisanych aż 23 mln Polaków. Oczywiście nie wszystkie znajdujące się na niej osoby wyłudziły kredyty. Duża część to ludzie, którzy nie spłacają kredytów albo mają poważne opóźnienia w ich regulowaniu.

Negatywny wpis w BIK nie dyskwalifikuje jednak całkowicie wnioskodawcy, a jedynie obniża jego szanse na kolejną pożyczkę. Banki, oczywiście, mają własne procedury oceny zdolności kredytowych wnioskodawcy. Informacja z BIK jest jedynie jednym z elementów. To, jak one dokładnie wyglądają, jest pilnie strzeżoną tajemnicą bankową. Inaczej oceniane są szanse wnioskodawcy na kredyt konsumencki, a inaczej na kredyt zabezpieczony hipoteką. Teoretycznie jest tak, że każda decyzja o przyznaniu kredytu podejmowana jest indywidualnie. Jednak praktyka często wygląda znacznie mniej przejrzyście. Okazuje się, że z rzetelnością procedur udzielania kredytów banki mają spore problemy. W dużej mierze winę za to, że bankowe procedury oceny zdolności kredytowych nie są rygorystycznie przestrzegane, ponoszą szefowie i pracownicy banków.

Na przełomie września i października dwa duże banki, ING Bank Śląski i PKO BP, ostrzegły swoich klientów przed próbami wyłudzenia danych osobowych, podejmowanych przez oszustów udających bankowców. Do ludzi dzwonią osoby podające się za pracowników banku, kancelarii prawnych lub urzędów. Pod pretekstem wdrażania procedury bezpieczeństwa proszą o loginy i hasła do konta. Celem, oczywiście, jest zdobycie informacji, które pozwolą okraść nieostrożnego rozmówcę.

W środowisku bankowym od dawna podejmowane są różnego rodzaju inicjatywy, aby w przyszłości zapobiec wyłudzeniom kredytów. W ubiegłym roku BIG podjął inicjatywę stworzenia systemu (tzw. credit freeze), który ma pozwolić klientom na wyraźne zaznaczenie, że nie życzą sobie w ogóle zaciągania żadnych kredytów, co w dużym stopniu będzie zabezpieczało ich przed wyłudzeniami. Trwają również prace w Ministerstwie Cyfryzacji, związane z reorganizacją całego systemu danych. Istnieje potrzeba przyjęcia rozwiązań, które będą obejmowały cały sektor. To zaś wymagać będzie zarówno czasu, jak i porozumienia wszystkich: banków, firm pożyczkowych i innych instytucji finansowych.

FMC27news