e-wydanie

7.9 C
Warszawa
środa, 24 kwietnia 2024

Tajniacy z fiskusa na łowach

Uwaga: inspektorzy ze skarbówki dostali budżet na kontrolowane zakupy i ruszyli w Polskę w poszukiwaniu nieuczciwych przedsiębiorców.

4 na 10 polskich przedsiębiorców oszukuje na podatkach – twierdzi ministerstwo finansów. Jako dowód podaje dane: w 2020 r. przeprowadzono 15 tys. kontroli, które wykazały nieprawidłowości w 43 proc. z nich. Remedium ma być specjalny fundusz na prowokacje – 8,5 mln zł, który wpisano w ustawy o tzw. Polskim Ładzie. Legalizuje on prowokacje w formie kontrolowanych zakupów, które mogą dokonywać urzędnicy tzw. nabycie sprawdzające. Do tej pory urzędnicy skarbowi robili takie transakcje na swój własny koszt. Teraz mają nie tylko budżet na zakup towarów, ale w tym 1,7 mln zł na „usługi bezzwrotne”, czyli zakupy np. w restauracji czy salonie kosmetycznym. Kwota może nie powala, ale poza usługami bezzwrotnymi pozostałe pieniądze będą wracać, bo skarbówka może żądać (jeżeli nie była to właśnie usługa bezzwrotna) oddania pieniędzy za zakupiony towar. Ustawa nie precyzuje jednak trybu, w którym urzędnicy mogą dokonywać prowokacji, czyli w jaki sposób będą typować obiekty do zakupów kontrolowanych. Oczywiście problem szarej strefy w Polsce jest realny. W 2020 r. byłem na krótkich wakacjach w jednym z nadmorskich kurortów w Polsce. Przez ponad tydzień robienia zakupów, przy tłumach stołujących się w okolicznych knajpach i robiących zakupy w sklepach, nie dostałem żadnego paragonu VAT. W jednym ze sklepów, na wyraźne żądanie (zakup T-shirta za 50 zł) otrzymałem ręcznie wypisany rachunek. Szara strefa w Polsce wynosi między 18-20 proc. W uproszczeniu można więc przyjąć, że co piąta złotówka wypracowywana jest w Polsce bez podatku. Czy jednak prowokacje są w stanie zlikwidować ten problem?

Mandaty na siłę

W listopadzie 2017 r. dwie urzędniczki skarbowe z Bartoszyc pojechały samochodem do warsztatu z prośbą o wymianę zepsutej żarówki. Mechanik uległ namowom urzędniczek (oczywiście występowały incognito) i wymienił im żarówkę. Paragonu nie wydał, bo kasa fiskalna była zamknięta. Poproszony o cenę za usługę rzucił, proszę dać jakieś dziesięć złotych. Urzędniczki tylko na to czekały. Ujawniły się jako pracownice skarbówki i wymierzyły pomocnemu mechanikowi mandat 500 zł. Ten odmówił przyjęcia i sprawa trafiła do sądu. Ten zaś sprawę umorzył, uznając, iż wykroczenie miało znikomą szkodliwość społeczną czynu. Od tego wyroku odwołała się naczelnik urzędu skarbowego i sprawa stała się głośna. Wyrok utrzymano w mocy, naczelnik straciła stanowisko, a urzędniczkom policja założyła sprawę za… jazdę bez żarówki w listopadzie 2017 r.

Ta historia pokazuje, jak duże możliwości mieli już urzędnicy skarbowi przed prowokacjami. Przed laty, na początku XXI w., głośna w mediach była sprawa urzędnika, który podczas kontroli w firmie skorzystał z automatu do kawy. Następnie wezwał prezesa spółki, któremu zakomunikował, iż fakt, że mógł on z owego automatu skorzystać, to dowód, iż urządzenia nie kupiono na potrzeby własne firmy, a więc spółka musi dopłacić VAT od urządzenia.

Z kolei w warszawskiej firmie przed kilku laty urzędnicy skarbowi oświadczyli przedsiębiorcy, po dwóch tygodniach sprawdzania jego papierów, że nie mogą wyjść bez przyznania „jakiegoś mandatu”. Wysokość uzgodniono na 150 zł. Przedsiębiorca przyznał się do wykorzystywania w siedzibie firmy, bez umowy i opłat, prywatnych obrazów.

Urzędnicy, dokonując już obecnie takich kontroli, przychodzili do przedsiębiorców i podżegali do przestępstwa. W tym celu wybierano nawet jako sprawdzających osoby wyglądające jak niepełnoletnie. Gdy urzędnik proponuje sam rozliczenie bez faktury, to już nie jest prowokacja, tylko właśnie podżeganie do przestępstwa. Brak precyzyjnych zapisów w Polski Ładzie, jak te kontrole mają wyglądać wróży, że wiele z kontroli skończy się wieloletnimi procesami w sądach. Szczególnie że urzędnicy, jak to było w wypadku opisanej kontroli, są naciskani na ukaranie przedsiębiorcy. Nie znalezienie nieuczciwego przedsiębiorcy jest oceniane jako nieudolność kontrolera.

To oczywiście patologiczne przypadki. Jest też druga strona medalu, czyli kompletne nierejestrowanie dochodów, jak we wspomnianym kurorcie nadmorskim. Czy jednak prowokacje mogą skutecznie je wytępić?

Bardzo nieformalne kontrole

Nowe kontrole mają być bardzo nieformalne. Urzędnicy będą mogli dokumentować zakupy z ukrycia (nagrywać, fotografować). Sprawdzać będzie można każdego, kto ma kasę fiskalną – bez żadnego trybu, a nawet tych, co jej nie mają, ale mają wówczas obowiązek wydawać faktury lub dokumenty zakupu. W porównaniu do poprzednich prowokacji urzędnicy będą mieli do dyspozycji wspomniany budżet 8,5 mln zł. Ponieważ środki będą wydawane wielokrotnie, to skala kontroli będzie dużo większa niżby na to wskazywał skromny w skali Polski budżet.

1,7 miliona budżetu na zakupy bezzwrotne oznacza, że w restauracjach, zakładach fryzjerskich i kosmetycznych zostanie dokonanych ok. 34 tys. kontroli (zakładając, że na każdy kontrolowany zakup zostanie wydanych 50 zł).

Najbardziej efektywnym sposobem walczenia z szarą strefą pozostaje wciąż obniżka podatków. W Polsce dobitnie pokazał to rok 2003. Wówczas obniżono podatek od firm z 27 proc. do 19 proc. A także wprowadzono Polakom możliwość płacenia jednolitego podatku liniowego przy prowadzeniu działalności gospodarczej – 19 proc. W efekcie tej obniżki wpływy podatkowe wzrosły zamiast – jak prognozowali zwolennicy „sprawiedliwości społecznej” (czyli wysokich stawek podatkowych) – spaść. Okazało się, że jest poziom wysokości podatków, który większość Polaków uznaje za sprawiedliwy i nie próbuje wówczas oszukiwać fiskusa. Prowokacje urzędników skarbowych wobec przedsiębiorców na pewno w jakimś stopniu ograniczą szarą strefę, ale raczej nie będzie to przełom. Większość transakcji tego typu dotyczy bowiem firm i ludzi współpracujących ze sobą na co dzień. Jeżeli dany klient korzysta z usług restauracji czy fryzjera od kilku, kilkunastu lat, to wówczas właściciel nie ma problemu z nierejestrowaniem takiej transakcji. Zyskują obie strony, bo niepłacony podatek dzielony jest przez nabywającego i sprzedającego. Któż z nas nie słyszał wyceny fachowca zamówionego do naprawy czegoś w domu: że z fakturą to tyle, a bez faktury – 15-20 proc. mniej.

W ostatnich dwudziestu latach polska „shadow economy”, czyli właśnie szara strefa wyraźnie zmniejszyła się, zbliżając się do średniej w krajach Unii Europejskiej – wynosi ona od lat ok. 15 proc. To nie jest tak, że na „szarej strefie” traci mityczny budżet państwa, a zyskują klienci. Tracą firmy uczciwie płacące podatki, które są po prostu mniej konkurencyjne od tych, co oszukują. Z drugiej strony „szara strefa” jest taką strefą bezpieczeństwa, która amortyzuje idiotyczne pomysły polityków. Jeżeli szara strefa zaczyna nagle drastycznie rosnąć, to znaczy, że obywatele są zmuszani przez państwo do ucieczki z legalnej działalności z powodu zbyt wysokich podatków lub uciążliwych formalności.

Dlatego nie należy walczyć z szarą strefą, tylko represjami. Należy sprawić, aby legalna działalność była bardziej opłacalna, czyli obniżyć koszty pracy i podatki. Oprócz kija musi być bowiem też marchewka.

Najnowsze