6.7 C
Warszawa
środa, 8 maja 2024

Fitch ma rację

Agencja ratingowa Fitch nie zmieniła swojej oceny. Oznacza to, że wciąż jesteśmy na poziomie inwestycyjnym, czyli bezpiecznym. I, moim zdaniem, analitycy Fitcha zachowali się dokładnie tak, jak należy.

System ocen ratingowych jest, jaki jest. Agencje wielokrotnie się kompromitowały, jak choćby wtedy, kiedy miesiąc przed upadkiem banku Lehman Brothers wskazywały na to, że jest on bezpieczny. Możemy się na nie obrażać, możemy ich nie lubić, możemy śmiać się z błędów, które popełniają, ale musimy się z nimi liczyć. Bo liczą się z nimi ci, którzy inwestują pieniądze. Swoje i powierzone im przez klientów. A zatem nie ma co walczyć, trzeba współpracować. A przynajmniej tolerować.

Tak na marginesie. Mateusz Morawiecki podczas jednego ze swoich kolejnych spotkań z przedsiębiorcami wskazał na to, że musimy tworzyć własny kapitał także po to, żeby finansować swoje potrzeby pożyczkowe. Czyli innymi słowy, żeby polskie państwo mogło pożyczać pieniądze od polskich firm i polskich obywateli. Święte słowa. Tyle tylko, że budowanie tego kapitału potrwa latami, a może i dziesiątkami lat. Nie za bardzo odpowiada mi retoryka, w której wskazujemy, że oto dzieje się jakiś dramat, bo dzisiaj te pieniądze musimy pożyczać, w dużej mierze, za granicą. A właśnie takiej retoryki używa Morawiecki. Skoro nie mamy tego swojego kapitału, a nie mamy, to cieszmy się, że ktoś inny chce nam pożyczać. Bo gdyby nie pożyczki, to nie bylibyśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy. Czy to się komuś podoba, czy też nie. Oczywiście wiem o tym, że wielu z nas nie jest w super sytuacji, nie ma pracy, albo mało zarabia, a jeśli ktoś jest w stanie udowodnić, że bez kapitału zagranicznego, i w formie inwestycji, i w formie pożyczek na przykład przez kupowanie obligacji, byłoby lepiej, to bardzo proszę o kontakt. Redakcja „Gazety Finansowej” przekaże moje dane adresowe. Bo powstała w ten sposób teoria będzie prawdziwym przełomem w nauce makroekonomii.

Wracając do oceny Fitcha. Prawda jest taka, że wydarzenia w Polsce mogą niepokoić. W sensie oczekiwania na to, co się stanie. Bo, na dzisiaj, nie możemy być pewni przyszłości. Jest masa pomysłów, lepszych i gorszych, masa koncepcji, jeszcze więcej slajdów, ale to, co będzie funkcjonowało w praktyce, co będzie kreowało rzeczywistość, tego niestety nie wiemy. Sama niepewność zwiększa ryzyko. Zmniejsza chęć do inwestowania. To jasne. Jednak to za mało, żeby obniżać rating. I dlatego, moim zdaniem, Fitch ma rację, a Standard&Poor’s, który obniżył nam ocenę kilka miesięcy temu, tej racji nie ma.

Bardzo ważny moment nastąpi we wrześniu, w październiku, bo wtedy poznamy zapewne szczegóły budżetu na 2017 rok. To będzie dokument prawdy, jeśli chodzi o stan finansów publicznych i wiarygodność kredytową naszego kraju. Rząd będzie musiał bowiem pokazać źródła finansowania tego wszystkiego, co zamierza w przyszłym roku. Z programem 500+ na czele. I wtedy rzeczywiście, będzie można określić, czy zmierzamy w dobrym, czy też w złym kierunku. Za dwa miesiące będziemy też wiedzieli więcej, co się dzieje z polską gospodarką. Czy hamowanie, które nastąpiło w pierwszym kwartale, jest trwałe, czy wprost przeciwnie. Oczywiście 3 proc. wzrostu to całkiem przyzwoity rezultat, tyle odnotowaliśmy w pierwszych trzech miesiącach 2016 roku, ale jednak gorzej od prognoz. I poniżej przewidywań założeń budżetowych.

Oczywiście pozostają kwestie czysto polityczne, czy też polityczno-prawne, jak choćby walka o Trybunał Konstytucyjny. Tego typu zmiany, co jasne, też mają wpływ na stabilność w danym kraju. Oraz na poczucie bezpieczeństwa działających tu firm. I każdego z nas. Jednak i tutaj S&P nieco się pospieszył, wskazując ten czynnik, jako jeden z powodów obniżenia ratingu. Zarówno Moodys, jak i Fitch wykazały i wykazują tu dużo więcej spokoju. I bardzo dobrze. Faktem jest jednak, że przedłużanie konfliktu nie będzie działało na naszą korzyść. Warto o tym pamiętać.

A zatem czekamy do jesieni. Z pewnością będzie ona gorąca.



Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze