Rosyjscy lekarze i naukowcy już nie alarmują. Oni błagają o ratunek. Krzyczą w głos, że zagrożeniem nie jest ISIS, ani tym bardziej USA na spółkę z NATO, tylko HIV.
Rosja zagraża naszemu bezpieczeństwu! Takie zdanie pada codziennie z ust polskich polityków, niezależnie od ich partyjnej przynależności. Tezę o rosyjskim zagrożeniu, jak mantrę powtarzają miliony Polaków i na dobre weszła w naszą świadomość. Politycy, wojskowi i zwykli obywatele mają na myśli militarną agresję Kremla. Tymczasem z Rosji nadciąga śmiertelna plaga HIV. O tym, że nie są to czcze wymysły, świadczy epidemiczna skala choroby w Rosji. Tak katastrofalna, że Kreml właściwie skapitulował. Problem w tym, że rośnie także liczba obywateli rosyjskich odwiedzających Polskę i UE, a także emigrujących do Europy.
HIV czy ISIS?
Wraz z aneksją Krymu i zbrojną napaścią na wschodnią Ukrainę na listę zasadniczych zagrożeń trafiła Rosja. Moskwa jest agresywna i stale się zbroi. Na dodatek propaganda wkłada w rosyjskie głowy stek bzdur o zachodniej zdradzie, zagrożeniu dla prawosławnej cywilizacji, która podnosi z upadku wywołanego rozpadem ZSRR.
Rosjanie z kolei postrzegają się jako obywatele światowego mocarstwa, zasobnego w surowce energetyczne, których broni silna i nowoczesna armia. Prawda o tym mocarstwie wygląda jednak zupełnie inaczej. W Rosji szaleje wirus HIV i jeśli nie uda się powstrzymać choroby, to w 2020 r. osiągnie skalę narodowej katastrofy. Już obecnie można mówić o ogniskach epidemii, infekcja bowiem wydostała się poza typowe dla niej grupy ryzyka i zaatakowała dotychczas zdrową część społeczeństwa. Skutki demograficzne są straszne, podobnie jak koszty społeczne i gospodarcze.
Dlatego rosyjscy lekarze i naukowcy już nie alarmują. Oni błagają o ratunek. Krzyczą w głos, że zagrożeniem nie jest ISIS, ani tym bardziej USA na spółkę z NATO, tylko HIV. Codziennie umiera 100 Rosjan, którzy z powodu braku odpowiedniej profilaktyki i lekowej terapii znaleźli się w stadium wyniszczającego AIDS. Umierają w męczarniach, bo skutkiem choroby jest podatność na nową, lekoodporną odmianę gruźlicy. AIDS i gruźlica to już właściwie dwie równoległe plagi Rosji. Dzień w dzień kolejne tysiąc osób zaraża się HIV, roznosząc epidemię. Pora więc na statystykę, która najlepiej ilustruje różne wymiary zdrowotnego dramatu.
Śmiertelna epikryza
Dlaczego epikryza, a nie diagnoza? Ponieważ od wielu lat wszystko o przebiegu infekcji wiadomo. Znane są także skuteczne metody przedłużania życia chorych, jak dotąd bowiem nie udało się opracować skutecznej szczepionki. Taka sama wiedza jest dostępna w Rosji. A mimo to w ubiegłym roku odnotowano złowieszczy rekord 103 tysięcy nowych zarażeń wirusem HIV. Grozę położenia ukazuje jednak najlepiej krzywa wzrostu zarażonej populacji. Jeśli w 2010 r. liczba nowo rozpoznanych przypadków infekcji ograniczyła się 68 tys. osób, to w 2015 r. było ich 96 tys. a w 2016 r. 103 tys. Także 2017 r. nie napawa optymizmem. Tylko między majem a lipcem nowych przypadków HIV było o 22 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Liczby bezwzględne po prostu przerażają. W Rosji zarażeniu HIV uległo 1,4 mln osób, z czego w stadium AIDS zmarło 238 tys. A przecież to oficjalna statystyka ministerstwa zdrowia, które znane jest z żonglowania danymi.
W ubiegłym roku minister Weronika Skworcowa zameldowała Putinowi i uspakajała Rosjan, że państwo odniosło znaczące sukcesy w walce z HIV. Podobno liczba zarażonych spadła rok do roku o kilka tysięcy przypadków. Jednak innego zdania jest najwybitniejszy praktyk, szef Federalnego Centrum Chorób Zakaźnych i HIV, profesor Rosyjskiej Akademii Nauk. Wadim Pokrowski, bo nim mowa, twierdzi, że faktycznie odnotowano wzrost zarażeń o 5,3 proc. rok do roku, co pozwala postawić prognozę, że w kolejnych latach infekcja będzie się rozprzestrzeniała z prędkością 10 proc. rocznie. Pokrowski jest także zdania, że oficjalne dane o liczbie zainfekowanych są znacząco zaniżone. Opierają się bowiem na statyce stworzonej na podstawie wyników dobrowolnych testów na nosicielstwo wirusa. Tymczasem takimi próbami objęto tylko 19 proc. ze 142 mln Rosjan, podczas gdy dwa lata temu władze planowały zwiększyć próg testowania do 33 proc. populacji. Dlatego Pokrowski mówi dziś o szacunkach pięciokrotnie przekraczających 1,4 mln rozpoznanych przypadków HIV, co daje liczbę w okolicach 7–8 mln chorych.
Profesor poddaje także pod rozwagę zbieżność tej wielkości z liczbą Rosjan uzależnionych od narkotyków. Według ocen wyspecjalizowanych organizacji pozarządowych, doświadczenie z zażywaniem narkotyków ma za sobą 18 mln Rosjan. Ok. 8 mln Rosjan i Rosjanek przyjmuje narkotyki regularnie. Coroczny przyrost trwale uzależnionych wynosi 90 tys. osób, pułap śmierci narkotykowych sięga zaś 70 tys. przypadków.
Opinię profesora Pokrowskiego podzielają także lekarze pracujący na co dzień w środowiskach chorych na AIDS i po prostu HIV-pozytywnych. Dr Marina Chalidowaja z jekaterynburskiej organizacji lekarzy mówi wprost o skrywanej przed opinią publiczną epidemii HIV. Potwierdza, że oficjalne dane należy mnożyć przez pięć. Swoje przekonanie opiera na praktycznej wiedzy. W milionowym Jekaterynburgu położonym na Uralu infekcja objęła 2 proc. mieszkańców, co w liczbach oznacza, że co pięćdziesiąty obywatel tego miasta jest nosicielem wirusa. Tymczasem UNAIDS, definiując epidemię HIV, wyraźnie wyznaczyło ramy szacunkowe. Zdaniem ONZ problem na skalę masową pojawia się, gdy zarażeniu uległo 1 proc. kobiet w wieku rozrodczym albo 6 proc. całej populacji. Jekaterynburg spełnia pierwsze kryterium, natomiast zarażenie HIV w całej Rosji sięga od 3,5 do 5,6 proc. w poszczególnych grupach wiekowych.
Cały dramat polega bowiem na tym, że wirus już dawno przeskoczył z grup podwyższonego ryzyka na zdrową dotychczas część społeczeństwa. Przede wszystkim grupa badawcza prof. Pokrowskiego ustaliła, że AIDS jest przyczyną śmierci 1 proc. Rosjan, co powoduje, że choroba stoi za największą liczbą zdiagnozowanych zgonów. Po drugie, zmieniła się wiekowa średnia śmiertelności Rosjan, obejmując głównie przedział osób pomiędzy 19 i 49 rokiem życia. Po trzecie, najbardziej narażoną na skutki infekcji okazuje się grupa mężczyzn pomiędzy 35 i 39 rokiem życia oraz 40 i 44 rokiem. Po czwarte, udział kobiet w grupie zainfekowanych sięgnął 44 proc., w tym liczba kobiet brzemiennych przekroczyła 1 proc. Wreszcie po piąte, i to jest prawdziwa tragedia, udział narkomanów wśród zainfekowanych spadł z 90 proc. do 51 proc. Pozostałe 49 proc. nowych przypadków HIV to osoby zainfekowane heteroseksualną drogą płciową. To zresztą nic dziwnego, bo zarażona populacja to ludzie młodzi lub bardzo młodzi, a więc grupa, dla której aktywność prokreacyjna jest typowym zachowaniem.
Jeśli chodzi o przekrój geograficzny, to średni poziom 5,6 proc. zainfekowanej populacji osiągnęło aż 13 z 88 rosyjskich regionów, czyli jednostek administracyjnych. Wśród nich znalazły się, m.in. obwody moskiewski i Moskwa, leningradzki wraz z Petersburgiem, nowosybirski, irkucki, swierdłowski, czelabiński, a także Kraje Krasnodarski i Krasnojarski, Republika Baszkortostan i jamało-nieniecki obwód autonomiczny.
Dlaczego właśnie te regiony? Znowu musimy powrócić do narkotyków. HIV dotarł do ZSRR znacznie później niż do krajów zachodnich. Przyczyną radzieckiej epidemii była wojna w Afganistanie, od której zaczął się ogromny przemyt i boom użycia środków odurzających. Po upadku ZSRR, w niepodległej Rosji zaczął się strukturalny kryzys gospodarki, wpływając na powszechne zubożenie ludności. Kryzys wpłynął także na utrwalenie najtańszej, dożylnej metody przyjmowania narkotyków. Jednak nawet wtedy na środki odurzające było stać tylko Rosjan w najbogatszych, surowcowych regionach kraju. Bądź jak w przypadku Moskwy i Petersburga, ośrodków koncentracji finansowych kapitałów. Narkotyki rozchodziły się także na trasach przemytniczych, stąd taki, a nie inny regionalny rozkład epidemii HIV. Dopiero na przełomie XX i XXI w. uzależnionych Rosjan było stać na kokainę i heroinę. Dziś Rosja jest odbiorcą około jednej czwartej twardych narkotyków produkcji afgańskiej, która liczy się w tysiącach ton rocznie. Jednak o epidemicznych rozmiarach nie zadecydowała jedynie mafia narkotykowa.
Represyjna polityka Kremla
Faktycznie, dziś kontrabanda i kryminalny obrót narkotykami to prężna dziedzina szarej gospodarki Rosji. Ogólnie rzecz biorąc, ta strefa ekonomiczna szacowana jest na 44 proc. rocznego PKB. Narkotyki przynoszą od 11 do 19 mld dolarów zysku. Jednak taki sam udział w rozszerzaniu infekcji HIV ma państwowa polityka zdrowotna. Jak mówi Anton Krasowski, dyrektor NGO’s Fundacja Stop AIDS, Kreml w ogóle zrezygnował z profilaktyki. UNAIDS wypracowało programy zapobiegające rozwojowi infekcji, które zostały przyjęte przez państwa zachodnie, a nawet afrykańskie z dużym powodzeniem. Ich podstawę stanowi projekt metadonowy, czyli leczenie uzależnionych poprzez zastępowanie ciężkich narkotyków bezpiecznymi substytutami. Ponadto ogromną rolę odegrało propagowanie bezpiecznego seksu z rozdawnictwem prezerwatyw. I w końcu organizacje pomocowe zajęły się rozdawnictwem igieł i strzykawek. Wszystko doprowadziło do radykalnego zmniejszenia liczby zarażonych w Europie i USA, gdzie dodatkową rolę odegrały kościoły i związki wyznaniowe wzywające do seksualnej wstrzemięźliwości i partnerskiej wierności. Równie ważnym elementem była polityka równouprawnienia mniejszości seksualnych, która wykluczyła ich dyskryminację. Inaczej mówiąc, ograniczeniu uległy główne grupy ryzyka.
Tymczasem w Rosji postąpiono dokładnie odwrotnie, ale największym błędem było oddanie walki z narkomanią w ręce służb specjalnych. W tym celu powołano Federalną Służbę Kontroli Obrotu Narkotykami i Środkami Psychotropowymi (FSKN), której pierwszym krokiem była delegalizacja programu metadonowego. Substytut został zrównany z narkotykami, a stosujący go lekarze oskarżeni o propagowanie narkomanii. Potem przyszła kolej na inne środki farmakologiczne, bo też celem FSKN było uzyskanie korupcyjnego udziału w gospodarce oraz w imporcie leków. Jedynym pomysłem leczenia nałogu była powtórka z ZSRR w postaci łagrów leczniczo- wychowawczych. Uzależnieni lądowali w więzieniach i obozach, które z miejsca przekształciły się w prawdziwe wylęgarnie HIV. Ponadto FSKN zlikwidowała program rozdawnictwa igieł i prześladował wszelkie inicjatywy terapeutyczne NGO’s.
Pokrowski wylicza z kolei błędy popełnione przez ministerstwo zdrowia. Medycznym leczeniem HIV próbowano się zajmować do 2011 r. czyli do czasu, gdy rosyjska gospodarka wpadła w kryzysową spiralę. Nakłady na ograniczanie epidemii spadały wraz z obniżaniem ogólnego poziomu finansowania ochrony zdrowia. W budżecie 2017 r. takie środki obcięto o 35 proc. – z przeszło pół biliona rubli do 340 mld. Co prawda stworzono narodową strategię leczenia HIV i AIDS, ale pieniędzy jest coraz mniej. W tym roku wydzielono kwotę 20 mld rur. Chyba symbolicznie, bo Rosyjska Akademia Nauk oszacowała niezbędne minimum na 100 mld. Skutek jest taki, że w ubiegłym roku za sukces uznano objęcie procedurami lekowymi 30 proc. chorych, planując, że za 10 lat leczyć się będzie ok. 60 proc. Reszta ma więc nikłe szanse na przeżycie najbliższych kilku lat. Nie mówiąc o tempie roznoszenia infekcji, znacznie wyprzedzającym możliwości zapobiegania.
Tak czy inaczej, dziś 70 proc. zarażonych HIV jest pozbawionych wszelkiej pomocy, choć dekret Putina nakazuje państwu pokrywanie wszelkich kosztów leczenia HIV. Pomoc jest udzielana tylko tym, którzy znajdują się w fazie czynnej choroby. A i to nie wszystkim, decyzja zależy bowiem od poziomu markerów, wyznaczonych na 200 jednostek. Z tym że w celach oszczędności państwo nie kupuje nowoczesnych, a więc drogich terapii stosowanych w USA i UE. Do przetargów stają głównie firmy hinduskie i chińskie, które oferują tanie zamienniki oparte na zacofanych licencjach, lub leki, co do których wygasły prawa patentowe. Skutek jest taki, że nawet 30 proc. leczonych Rosjan przyjmuje dziennie po kilkanaście tabletek, z których wiele niesie nieprzewidywalne skutki uboczne. Jako że zmieniono system przetargowy, dostawy leków są nieregularne, co wpływa znacząco na dostępność i skuteczność terapii. Zarażeni HIV lub chorzy na AIDS czują się do takiego stopnia dyskryminowani, że toczą z państwem prawne batalie o dostęp do leków i konstytucyjne prawo opieki medycznej. Jak łatwo przewidzieć, większość nie dożywa korzystnego orzeczenia sądu.
Dyskryminacja w przypadku HIV-pozytywnych jest w Rosji ogromna. Kreml rozwinął kampanię prawdziwego szowinizmu, oskarżając Zachód o narzucanie z premedytacją ryzykownych norm społecznych i obyczajowych (LGBT), które są rzeczywistą przyczyną epidemii HIV. Nie jest w tym konsekwentny, bo z drugiej strony oskarża ten sam Zachód o spisek, czyli wyolbrzymianie problemu infekcji i AIDS w Rosji, którego tak naprawdę nie ma. Poza wszystkim kremlowscy ideolodzy propagują jedyne skuteczne lekarstwo na HIV. Jest nim rosyjska moralność. Nawet minister zdrowia wymknęła się publicznie prawda o rozmiarach katastrofy. Weronika Skworcowa przyznała, że w 2025 r. liczba zarażonych Rosjan może zwiększyć się o 250 proc. Zatem przyjmując za podstawę rzetelne szacunki prof. Pokrowskiego, za 8 lat populacja chora na HIV może liczyć od 20 mln do 24 mln Rosjan. A to fatalna wiadomość dla rosyjskiej gospodarki, ale także dla Polski i Europy.
Alarm dla Polski
Już w 2001 r. Bank Światowy opierający się na ówczesnych szacunkach rozwoju infekcji w Rosji przedstawił dwa scenariusze przyszłości. Pierwszy, umownie nazwany pozytywnym, zakładał, że w 2020 r. liczba zarażonych i chorych nie przekroczy progu 5,5 mln osób. Śmiertelność wzrośnie do 5,4 tys. Rosjan miesięcznie. Jeśli chodzi o wpływ HIV na tempo wzrostu gospodarczego, to PKB Rosji zmniejszy o 10,5 proc. przez 20 lat, natomiast po 2020 r. redukcja produktu krajowego brutto wyniesie 1 punkt procentowy rocznie. Inwestycje będą się zmniejszać jeszcze szybciej, aby w 2020 r. spaść o 14,5 proc. Przyczyną stanie się stałe obniżanie wydajności siły roboczej, która z powodu problemów demograficznych, zdrowotnych i edukacyjnych wywołanych epidemią HIV zmniejszy się w przedziale 13 proc. Z kolei według scenariusza pesymistycznego, podane wielkości kształtują się w następujący sposób: liczba zarażonych i chorych dosięgnie 14,5 mln osób, a miesięczna śmiertelność – 21 tys. zgonów. Redukcja PKB w 2020 r. wyniesie 20 proc., poziom inwestycji obniży o 25 proc., produktywność siły roboczej spadnie zaś o 35 proc. Jednak wydaje się, że realne dane lat 2016–2017 tworzą obraz, w którym oba modele Banku Światowego należy uznać za niedoszacowane i nazbyt pozytywne.
Zasadniczy problem leży jednak w wielowymiarowych konsekwencjach dla Polski, Europy i Świata. Dobrowolnym testowaniem HIV objęto 19 proc. Rosjan, tymczasem zgodnie z danymi UNAIDS, w skali całego świata zarażeniu tą infekcją uległo 36 mln osób. Na Rosję przypada aż 80 proc. nowo wykrytych przypadków. Na Ukrainę kolejne 10 proc. z tym że Kijów w odróżnieniu od Moskwy, wdraża terapię zaleconą przez ONZ.
Tymczasem na naszej wschodniej granicy ruch jest olbrzymi. Według danych Straży Granicznej w 2016 r. odnotowano 5,2 mln wizyt cudzoziemców wjeżdżających do Polski z terytorium Rosji i Białorusi oraz 11 mln wjazdów z terytorium Ukrainy. W tym samym czasie na obszar trzech wschodnich państw wjechało 2,5 mln naszych obywateli. Pytanie, ilu z zagranicznych gości było obywatelami Rosji, którzy nie byli przy tym świadomi nosicielstwa wirusa HIV? Nie chodzi o żadne szczucie ani dyskryminację, ale o stopień świadomości Polaków i naszych służb, co do rozmiarów rosyjskiej katastrofy, czyli zagrożenia epidemiologicznego.