Zatrzymania fałszywego „oficera SKW” dokonano na podstawie sprawy rozpoczętej przez prokuraturę w październiku. „Gazeta Finansowa” opisała ją 20 lipca. Co się działo przez 2,5 miesiąca?
20 lipca 2017 r. na portalu „Gazety Finansowej” (gf24.pl) ujawniliśmy, że osoba podająca się za oficera Służby Kontrwywiadu Wojskowego próbuje werbować naszego dziennikarza Łukasza Pawelskiego. Sprawa była doskonale udokumentowana nie tylko przez nas, ale także przez fakt, iż ów oficer zaprowadził Pawelskiego do siedziby Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego. W spotkaniu z nim wziął udział szef GIF-u Zbigniew Niewójt. „Oficer” mówił do niego per „Zbysiu”. Tematy poruszanych rozmów były takie, że przysłowiowe włosy stawały dęba. M.in. oskarżano lekką rękę ministrów o przyjmowanie wielomilionowych łapówek, czy omawiano „wywożenie do lasu” menadżerów firm farmaceutycznych. SKW zaprzeczyła, jakoby miała coś wspólnego z tą historią, ale bynajmniej nikt nie zajął się wyjaśnieniem, kim jest hasający po mieście facet, który macha służbową legitymacją (chociaż nie ma prawa) i wchodzi sobie z dziennikarzami do szefa GIF. Sprawa umarła. Szokujące było i jest dla mnie to, że szef GIF Zbigniew Niewójt nie musiał tłumaczyć się z tej historii. Nadal pełni swoją funkcję.
Oto w zeszłym tygodniu zatrzymano „naszego” oficera SKW (okazał się nim być Przemysław W.) i postawiono mu zarzuty podszywania się pod urzędnika państwowego i szefowaniu grupie przestępczej wymuszającej na podstawie domniemanych wpływów pieniądze od biznesmenów. Tego samego dnia zatrzymano również mojego przyjaciela Tomasza Sz., zastępcę redaktora naczelnego pisma „Służby Specjalne”. W piśmie tym publikował i redagował teksty Łukasz Pawelski. W ten sposób z dziennikarza ujawniającego jedną z największych afer ostatnich lat, media kojarzone z „Gazetą Polską” spróbowały zrobić niemal wspólnika zdemaskowanego przez niego fałszywego oficera.
Tymczasem zatrzymanie Tomasza Sz. nie ma nic wspólnego z działalnością szajki „oficera” SKW. Sz. został pomówiony przez przebywającego w areszcie Pawła K. (grozi mu ogromna kara za wyłudzanie VAT) i jego wspólnika o powoływanie się na wpływy. Dlaczego prokuratura dała wiarę tym oskarżeniom? Trudno powiedzieć. Dowodów winy poza oskarżeniami Pawła K. na razie nie ma.
Cała sprawa wygląda jak nieudolna próba tuszowania afery. Otóż zatrzymania naszego „oficera SKW” dokonano na podstawie sprawy rozpoczętej przez prokuraturę w październiku. „Gazeta Finansowa” opisała ją 20 lipca. Co się działo przez 2,5 miesiąca? Dlaczego nikt nie próbował wyjaśnić, kim jest osoba podszywająca się pod oficera SKW? Dlaczego nikt nie zapytał redakcji, ile mamy nagrań „oficera” SKW i co na nich jest? Dlaczego wreszcie prokuratura połączyła zatrzymanie fałszywego oficera i jego grupy z zatrzymaniem dziennikarza „Służb Specjalnych”, skoro te sprawy się nie łączyły?
Jednym łącznikiem był biznesmen Paweł K. „Oficer” SKW przedstawiał się jako jego prowadzący. Sz. współpracował biznesowo z Pawłem K. w 2016 r. I tu jest kolejny wątek do wyjaśnienia, bo według naszych informatorów K. otrzymał latem br. około miliona złotych z funduszy operacyjnych Centralnego Biura Antykorupcyjnego. K. miał prowadzić koncesjonowaną działalność na rynku paliw, monitorując dla CBA działania grup przestępczych. Sprawa nie wypaliła, a pieniądze wyparowały. Z aferą znikających pieniędzy CBA związane ma być tajemnicze odwołanie w szefa warszawskiej delegatury tej służby i dwóch dyrektorów na początku października 2017 r. 19 października 2017 r. zadaliśmy CBA pytanie o tę aferę. Zamiast odpowiedzi zaprzyjaźnieni funkcjonariusze CBA sugerowali nam, aby dla publicznego dobra zaniechać opisywania tej sprawy. Gdy po zatrzymaniach przypomnieliśmy się, że trzy miesiące czekamy na odpowiedź, CBA potrafiło wykrztusić z siebie, że pytania zawierają nieprawdziwe informacje i insynuacje.
Mamy ewidentnie do czynienia ze sprawą, którą trzeba wyjaśnić publicznie, bo służby chcą zrobić wszystko, aby zamieść ją pod dywan.