Czy USA i Europa przestają być sojusznikami?
Gdyby całą sprawę przedstawić w charakterze relacji międzyludzkich, to w burzliwym związku nobliwej panny i dynamicznego zamożnego kawalera powstały niedające się pogodzić różnice charakterów. Para jest już po kilku nieudanych terapiach, a teraz prawnicy obu stron szykują pozwy rozwodowego. Tak wygasa sojusz, który od 77 lat determinował światową politykę. Jego upadek będzie miał kolosalne konsekwencje.
Wszystkie pretensje Wuja Sama
Podczas spotkania Donalda Trumpa z sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem w Waszyngtonie, które miało miejsce w ubiegłym tygodniu, amerykański prezydent po raz kolejny skrytykował politykę Niemiec. Pierwszym zarzutem wobec Berlina były zbyt niskie wydatki na obronność. Trump nie omieszkał przy tym jasno zaznaczyć, że Niemcy korzystają z NATO w dużo większym stopniu niż USA. Dla kontrastu amerykański prezydent po raz kolejny pochwalił te kraje Sojuszu, które wydają na swoją obronność zalecane przez NATO 2 proc. PKB. Znalazła się wśród nich oczywiście Polska. Takie zobowiązanie zostało przyjęte podczas szczytu NATO w walijskim Newport we wrześniu 2014 r.
Jednak Niemcy, a także inni zachodni członkowie Sojuszu do tej pory go nie wypełnili. Amerykanów „bolą” zwłaszcza Niemcy, najsilniejsze państwo Unii Europejskiej. W przyszłorocznym budżecie tego kraju na cele obronne przewidziano środki stanowiące zaledwie 1,3 proc. PKB. Trump skrytykował również politykę handlową Unii Europejskiej, która w największym stopniu jest dzisiaj tworzona w Berlinie. Amerykański prezydent zwrócił uwagę na to, że nie może być dalej tak, że „nam bardzo trudno jest sprzedawać samochody do Europy, a do USA płynie cały strumień mercedesów i BMW”.
Biały Dom skrytykował również niemiecki import rosyjskiego gazu. Trump w rozmowie ze Stoltenbergiem zaakcentował wszystkie najważniejsze kwestie sporne, jakie dzisiaj istnieją pomiędzy unijną Europą a Stanami Zjednoczonymi. Zacznijmy zatem od tej pierwszej, czyli kosztów euroatlantyckiego bezpieczeństwa.
Nie tylko kasa
Architektura euroatlantyckiego bezpieczeństwa w swojej zasadniczej konstrukcji ukształtowana została po zakończeniu II wojny światowej. Jej podstawą stał się ścisły sojusz polityczny i militarny Stanów Zjednoczonych z państwami Europy Zachodniej sformalizowany pod postacią NATO. W czasach zimnej wojny zagrożeniem dla euroatlantyckiego bezpieczeństwa był Układ Warszawski stworzony przez Sowietów i ich satelitów z Europy Środkowo-Wschodniej. Jednak wraz z upadkiem Związku Sowieckiego i rozwiązaniem Układu Warszawskiego, to zagrożenie zniknęło. Wśród członków NATO pojawiły się wówczas głosy, że Sojusz Północnoatlantycki stracił rację bytu i być może należy go rozwiązać.
Jednak kraje Europy Środkowo-Wschodniej, które odzyskały wówczas niepodległość, rozpoczęły starania na rzecz wzmocnienia swojego bezpieczeństwa. Siłą rzeczy gwarancje takie mogło im dać tylko NATO. W październiku 1996 w pięćdziesiątą rocznicę utworzenia Sojuszu, prezydent USA Bill Clinton zapowiedział jego rozszerzenie i rychłe zaproszenie kandydatów z Europy Środkowo-Wschodniej. Nastąpiło to w lipcu 1997 r. kiedy Polsce, Czechom i Węgrom oficjalnie zaproponowano członkostwo, które uzyskały w marcu 1999 r. W ten sposób uruchomiony został proces systematycznego poszerzania NATO o kolejne kraje środkowoeuropejskie.
W kolejce czekają jeszcze Bośnia, Hercegowina i Macedonia. Potencjalnymi kandydatami są także Gruzja, Finlandia i Ukraina. Proces poszerzania NATO od początku budził jednak wielkie obawy Rosji, która w czasach Władimira Putina uznała go za najważniejsze zagrożenie dla swojego bezpieczeństwa. Zresztą relacje NATO z Rosją stały się kwestią, która coraz bardziej różniła członków Sojuszu Północnoatlantyckiego. Widać to było szczególnie wyraźnie na przykładzie Niemiec i Francji, których polityka wobec Rosji, zwłaszcza na polu bezpieczeństwa, coraz bardziej odbiegała od działań Waszyngtonu.
Te różnice mogliśmy dostrzec latem 2016 r. w czasie warszawskiego szczytu NATO, kiedy strona niemiecka zdystansowała się od pomysłu, aby dokonać przesunięcia części sił Sojuszu na Wschód. Berlin wiele razy dawał do zrozumienia, że nie chce drażnić Rosji i nie zgadza się na wszelkie pomysły dyslokacji sił i instalacji strategicznych Sojuszu. Jednak gdy prezydentem Stanów Zjednoczonych został Donald Trump, doszedł jeszcze inny równie istotny problem, czyli finansowe koszty istnienia Sojuszu. Podnosząc tę kwestię, amerykański prezydent miał ku temu solidne powody, bo zobowiązania przyjęte podczas szczytu NATO w walijskim Newport w 2014 r. nie zostały wypełnione przez zachodnioeuropejskich sojuszników USA.
Trump zaczął się więc twardo domagać, by te państwa zwiększyły swoje wydatki na obronę. Prezydent dał jasno do zrozumienia, że jeśli ich wydatki obronne nie osiągną pułapu 2 proc. PKB, USA mogą podjąć różne kroki restrykcyjne, włącznie z przesunięciem części amerykańskich sił zbrojnych z Niemiec do któregoś z krajów, które taki wymóg będą spełniały. Obecnie wymaganie 2 proc. PKB na politykę obronną wydają jedynie Wielka Brytania, Grecja, Estonia, Polska, Rumunia, Litwa i Łotwa. Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg zakłada, że do roku 2024 cel ten osiągnie 15 państw Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Jednak nie wydaje się to takie oczywiste, ponieważ w krajach Europy Zachodniej przeważają siły polityczne, które zamiast zwiększania wydatków obronnych, aby lepiej przygotować się do ewentualnej konfrontacji z Rosją, wolałyby z nią robić interesy i zarabiać pieniądze. Widać to bardzo wyraźnie na przykładzie Niemiec, gdzie przeforsowanie zwiększenia wydatków na cele wojskowe wydaje się dzisiaj mało realne. Socjaldemokraci (SPD), a także Zieloni są przeciwni wszelkim planom zwiększania wydatków na Bundeswehrę, aby ta stała się sprawną armią, gotową do sprostania wyzwaniom, przed jakimi stoi dzisiaj NATO. Nie ma również jedności w tej kwestii w samym CDU. Na pewno sprawa wydatków na obronność będzie pogłębiać konflikt pomiędzy Europą a USA, co wydaje się kluczowe w aspekcie przyszłości euroatlantyckiego sojuszu.
Rosyjskim gazem podzieleni
W aspekcie postrzegania euroatlantyckiego bezpieczeństwa liczą się dzisiaj przede wszystkim interesy gospodarcze. Te w przypadku USA i ich zachodnioeuropejskich sojuszników stają się odmienne. (…)
{source}
{/source}