e-wydanie

4.6 C
Warszawa
środa, 17 kwietnia 2024

Życie po brexicie

Największą zagadką brexitu jest to, kto na nim więcej straci: Unia Europejska czy Wielka Brytania?

W ubiegłym tygodniu media europejskie obiegła sensacyjna informacja, że Oliver Robbins, główny brytyjski negocjator w sprawie brexitu, został przypadkowo podsłuchany w jednym z hotelowych barów w Brukseli. Jednym ze świadków jego rozmowy miał być pracownik ITV, regionalnej brytyjskiej stacji telewizyjnej. W czasie swoich barowych wynurzeń brytyjski polityk miał zdradzić strategię premier Theresy May. Zdaniem Robbinsa, May ma celowo opóźniać ostateczne głosowanie nad porozumieniem z Unią Europejską. Chce, aby do jej spotkania z brytyjskimi parlamentarzystami doszło nie wcześniej niż pod koniec marca. Szef rządu liczy, że parlamentarzyści będą mieli wtedy już tylko dwie możliwości: albo zawarcie wynegocjowanego porozumienia, albo znaczące opóźnienie wyjścia Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty. Według Robbinsa, obawy brytyjskiej premier związane z opóźniającym się procesem opuszczenia Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię mogłyby zwrócić uwagę parlamentarzystów. Tym bardziej że May wielokrotnie w przeszłości zapewniała, że jej kraj na pewno opuści Unię Europejską, niezależnie od porozumienia z Brukselą.

Z dywagacji Robbinsa wynikało, że premier ma dzisiaj potężne wątpliwości i w związku z brexitem rozważa różne scenariusze. Jednym z nich jest możliwość pozostania Wielkiej Brytanii w unii gospodarczej z Unią Europejską. Sprawa ceł, jakie mogą obowiązywać po tzw. twardym brexicie, należy do tych, które najbardziej zaprzątają głowę brytyjskiej premier. Z pewnością w najbliższych tygodniach w kwestii brexitu wiele się jeszcze wydarzy. Tak naprawdę wszystko zależeć będzie od tego, która ze stron (Londyn czy Bruksela) i jak szybko uzna, że więcej straciła na opuszczeniu Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię, niż zyskała.

Plan, a raczej brak planu
Wielka Brytania ma opuścić Unię Europejską 29 marca bieżącego roku o północy (według czasu brytyjskiego 29 marca o godzinie 23.00). Problem tylko w tym, że nikt dzisiaj nie wie, czy odbędzie się to na podstawie umowy pomiędzy obydwiema stronami. Ta została wynegocjowana i w listopadzie ubiegłego roku zatwierdzono ją na szczycie Unii Europejskiej. Udało się wtedy osiągnąć wszystkie zakładane wcześniej cele. Zminimalizowane miały zostać niepewności i zakłócenia, jakie brexit mógłby przynieść dla obywateli Unii, przedsiębiorstw i państw członkowskich. Został uregulowany status obywateli Unii Europejskiej mieszkających, pracujących i studiujących w Zjednoczonym Królestwie wzajemnymi gwarancjami dla obywateli brytyjskich mieszkających, pracujących i studiujących w krajach Unii Europejskiej. Wielka Brytania miała także honorować wszystkie swoje zobowiązania wobec Unii Europejskiej, w tym także te finansowe. Umowa przewidywała również, że jeżeli nie zostaną wypracowane inne rozwiązania, to Zjednoczone Królestwo pozostanie faktycznie w unii celnej, przy czym dla Irlandii Północnej obowiązywać miały specyficzne regulacje.

Rozwiązanie to budziło obawy zwolenników brexitu, że stan braku granicy między Irlandią a Irlandią Północną będzie trwał w nieskończoność i doprowadzi do tego, że wyjście z Unii Europejskiej tak naprawdę nie nastąpi nigdy. Wynegocjowana przez obie strony umowa nie została zaakceptowana przez brytyjski parlament. Izba Gmin odrzuciła wniosek o skierowanie umowy do dalszych prac parlamentarnych. Za wnioskiem o przyjęcie umowy zagłosowało 202, a przeciwko niej było aż 432 deputowanych. Zaraz po ogłoszeniu wyników głosowania, lider Partii Pracy Jeremy Corbyn złożył wniosek o votum nieufności wobec rządu premier May. Wniosek ten jednak został odrzucony. 325 parlamentarzystów poparło rząd May, a 306 opowiedziało się za jego odwołaniem. W zaistniałej sytuacji brytyjska premier postanowiła podjąć swoją własną grę z parlamentarzystami. May zdecydowała się dać brytyjskim posłom dwie możliwości: albo zawarcie wynegocjowanego przez jej rząd porozumienia w sprawie brexitu, albo odłożenie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Tak czy inaczej, stawką gry premier May jest nie tylko zminimalizowanie skutków brexitu, ale i zachowanie twarzy wśród brytyjskich wyborców, których liderka konserwatystów od początku swojego urzędowania przekonywała, że Wielka Brytania na pewno opuści Unię Europejską.

Co grozi Brytyjczykom po Brexicie?
Pierwszym skutkiem Brexitu będzie zauważalne zwolnienie gospodarcze Wielkiej Brytanii. Wiele firm zapewne wyniesie się z Wysp, przenosząc swoją działalność za granicę. Dotyczy to zarówno wielkich korporacji międzynarodowych, którym Wielka Brytania gwarantowała do tej pory bardzo stabilne warunki, jak i firm rodzimych. Już dzisiaj 29 proc. brytyjskich przedsiębiorstw deklaruje, że z uwagi na wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, zmuszona jest zaplanować częściowe lub całościowe przeniesienie swojej biznesowej działalności za granicę. Tak wynika z przeprowadzonego niedawno sondażu Institute of Directors (IOD) zrzeszającego brytyjskich przedsiębiorców. Opuszczenie Wielkiej Brytanii przez wiele firm zarówno zagranicznych, jak i brytyjskich oznaczać będzie utratę setek tysięcy miejsc pracy. Wystarczy wspomnieć, że już zapowiedziane opuszczenie Wysp przez Airbusa, europejskiego giganta lotniczego, oznaczać będzie likwidację co najmniej 14 tysięcy miejsc pracy. Nastąpi również znaczące zmniejszenie inwestycji. Spodziewać się również można spadku wartości funta (eksperci szacują, że jego wartość zmniejszy się o co najmniej 11 proc.). Nic więc dziwnego, że Bank of England obniżył niedawno swoją prognozę wzrostu gospodarczego Wielkiej Brytanii na 2019 r. do zaledwie 1,2 proc. PKB.

Nie oznacza to jednak, że Zjednoczone Królestwo czeka załamanie finansowe. Bank of England we wrześniu ubiegłego roku przygotował odpowiednią symulację, przyjmując m.in. wariant twardego brexitu (bez porozumienia z Brukselą) i okazało się, że nawet w przypadku najgorszego z możliwych scenariuszy brytyjskie banki byłyby w stanie poradzić sobie z zaistniałą sytuacją i nie dopuścić do totalnego załamania się systemu finansowego kraju. Jednak w przypadku opuszczenia przez Wielka Brytanię Unii Europejskiej powstanie dla niej cała masa utrudnień, które wiązać się będą przede wszystkim z handlem z krajami unijnymi. W przypadku twardego brexitu Wielka Brytania będzie traktowana przez państwa Wspólnoty jako tzw. kraj trzeci, czyli tak samo, jak USA, Kanada czy Rosja. W praktyce będzie to oznaczać pojawianie się wiele dowolności interpretacyjnych w relacjach handlowych z firmami z kontynentalnej Europy. Te ostatnie w sporach z organami podatkowymi Wielkiej Brytanii nie będą mogły się nawet powołać na orzecznictwo unijnego Trybunału Sprawiedliwości. Handel z brytyjskimi kontrahentami oznaczał będzie również obowiązek uiszczenia cła i bieżącego wypełnienia zgłoszeń celnych. Znikną również istniejące do tej pory ułatwienia akcyzowe. To wszystko spowoduje wzrost cen w Wielkiej Brytanii, co szybko odczują zwykli obywatele.

W przypadku twardego brexitu pojawi się mnóstwo problemów związanych z przemieszczaniem się firm i ludzi. Chodzi przede wszystkim o pobyt na Wyspach obywateli krajów unijnych i szereg kwestii, jakie się z tym wiążą (m.in. kontrole graniczne, wizy, opieka zdrowotna, cła, roaming), a także zagadnienia techniczne dotyczące transportu (dotyczące, m.in. przestrzeni powietrznej, zezwoleń na eksploatację urządzeń, homologacji, certyfikatów bezpieczeństwa i wiele innych).

Kij zawsze ma dwa końce
Nie oznacza to jednak, że jedynym zwycięzcą przy zaistnieniu takiego scenariusza okaże się Unia Europejska. Wielka Brytania jest na to zbyt dużym i silnym gospodarczo krajem. Zjednoczone Królestwo przez lata było jednym z państw, które wpłacały największą składkę do wspólnego budżetu. Każdego roku do wspólnej unijnej kasy Brytyjczycy przekazywali prawie 12,9 miliarda funtów. Więcej do unijnego budżetu wpłacali tylko Niemcy (21,4 mld euro netto) i Francuzi (15,7 mld euro netto). Zatem w momencie opuszczenia Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię unijny budżet ulega uszczupleniu o sporą kwotę. Zmieni się również sytuacja wewnątrz samej Unii. Do tej pory Wielka Brytania równoważyła wpływy Niemiec. Teraz Unia Europejska zostanie całkowicie zdominowana przez Berlin. Stracą na tym przede wszystkim mniejsze i słabsze kraje unijne. To może rodzić kolejne napięcia i spory w Unii Europejskiej.

Przekuć brexit w sukces
Nie można dzisiaj wykluczyć zatem tego, że za jakiś czas pojawi się dla Wielkiej Brytanii szansa na to, aby ułożyć relacje z Brukselą na znacznie lepszych warunkach od tych, które jej dotychczas zaproponowano. Presja krajów członkowskich, które najbardziej stracą na brytyjskim brexicie, może w konsekwencji sprawić, że Bruksela będzie znacznie bardziej skłonna do nowych negocjacji z Brytyjczykami. Ta sprawa będzie swoistym testem na to, czy możliwe jest stworzenie w Europie „nowego ładu”, który w praktyce będzie się sprowadzał do wypracowania nowych form współpracy gospodarczej.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze

Lekcje ukraińskie

Wojna i rozejm

Parasol Nuklearny

Co z Ukrainą?