9.3 C
Warszawa
piątek, 31 marca 2023
Advertisement

Milczenie wołów

Koniecznie przeczytaj

Państwo nie liczy się z głosem 2 milionów małych i średnich przedsiębiorców

 Siła polskiej gospodarki, niemal dwa miliony małych i średnich przedsiębiorców, jest wykluczonych z polityczno- gospodarczego procesu decyzyjnego. Nie mają wpływu na kształtowanie wizji rozwoju. Są niezbędni do budowania wzrostu gospodarczego państwa, ale mają to robić według narzuconych odgórnie zasad. Bez sprzeciwu i w ciszy. Mają być takimi milczącymi „wołami” ciągnącymi polską gospodarkę.

Brzemię Okrągłego Stołu

Niepodległa Rzeczpospolita obroniła się dzięki polskiej przedsiębiorczości. Rosnący potencjał gospodarczy i samorząd pomogły scalić ziemie trzech zaborów, zbudować nowoczesne państwo i społeczeństwo. Powszechny samorząd gospodarczy stał się w II RP jednym z konstytucyjnych fi larów administracji państwowej. Dziś nie istnieje. Nie istnieje, bo jest zagrożeniem dla władzy, związków zawodowych i tak zwanych reprezentatywnych organizacji pracodawców. Obowiązujący model gospodarczy ukształtowały porozumienia okrągłego stołu, Sejm kontraktowy i plan Balcerowicza. Jednym z głównych założeń rozwoju było oparcie się na kapitale zagranicznym. Preferowano obce inwestycje i wyprzedawano majątek. Zgodnie z opinią reformatorów w Polsce nie było własnego kapitału, a zdolności przedsiębiorcze Polaków bardzo ograniczone. Tak zbudowaliśmy państwo gospodarki rynkowej, a właściwie państwo zależnej gospodarki rynkowej. Najważniejsze stały się dochody budżetowe oraz zagwarantowane wpływy związkowców i uwłaszczonej nomenklatury. Wszystko pod hasłem rozwoju polskiej gospodarki.

– Polska gospodarka to byt abstrakcyjny. Nie istnieje. Są polscy przedsiębiorcy. Ich firmy, ich majątki, ich decyzje – mówi „Gazecie Finansowej” Andrzej Sadowski prezydent Centrum im. Adama Smitha. W przyjętym modelu przedsiębiorcy mieli jednak najmniej do powiedzenia. Jednymi z pierwszych ustaw Sejmu kontraktowego były przepisy dotyczące związków zawodowych, organizacjach pracodawców i Komisji Trójstronnej. Tak zbudowano i chroniono układ. Komisja Trójstronna stała się miejscem załatwiania wzajemnych interesów i handlu kosztem przedsiębiorców. Rządowi była potrzebna, by wykazać chęć konsultacji nowych rozwiązań z tak zwaną stroną społeczną. Związkom zawodowym, by udowodnić działania na rzecz pracowników. A organizacjom pracodawców, by stać na straży interesów wielkich firm i bogatych branż. Trwało to do czasu, gdy władza zerwała niepisaną umowę i otwarcie zlekceważyła związkowców. „Solidarność” obraziła się i wyszła z Komisji. Jednak fochy w biznesie nie mają racji bytu. Forum załatwiania interesów było niezbędne. Z ulgą więc przyjęto inicjatywę powołania Rady Dialogu Społecznego. Zmieniono szyld, ale gracze pozostali ci sami. Można było powrócić do dawnych negocjacji i targów. Do dziś nikt z zamkniętego kręgu nie podnosi konieczności włączenia do rozmów przedstawicieli małych i średnich fi rm.

– Wszystko, co się dobrego wydarzyło w Polsce, to zasługa przedsiębiorców. A ciągle jesteśmy grupą, która za coś ma płacić – mówi Robert Składowski z Mazowieckiego Zrzeszenia Handlu, Przemysłu i Usług. Przedsiębiorcy mają pogodzić się z narzuconymi decyzjami, pracować i nieść brzemię okrągłego stołu.

Twórcy Niepodległej

Zupełnie inaczej było przed stu laty, gdy kształtowała się nasza niepodległość. Uznano, że jej podstawą musi być spójna i silna reprezentacja ówczesnych przedsiębiorców. A dzieliło ich niemal wszystko. Dawne granice, systemy podatkowe i przepisy prawne. Budowa jednego, funkcjonalnego organizmu gospodarczego wymagała skupienia w jednej organizacji wszystkich grup biznesu. Tak powstały powszechne izby przemysłowo-handlowe, rolnicze i rzemieślnicze. Podmiot administracji publicznej równorzędny administracji rządowej i samorządowi terytorialnemu. Izby gospodarcze miały bardzo szeroki zakres działania. Mogły zgłaszać własne projekty aktów prawnych, opiniować i konsultować przepisy rządowe, a także porozumienia międzynarodowe. Miały prawo do tworzenia instytutów badawczych, biur informacyjnych, szkół zawodowych i dokształcających oraz do opiniowania programów nauczania. Wyznaczały ekspertów i rzeczoznawców, proponowały kandydatów na stanowiska sędziów handlowych i członków komisji podatkowych. Ich powszechność i obligatoryjność członkostwa doskonale sprawdziła się w walce z zagranicznym, szczególnie niemieckim kapitałem. W II Rzeczpospolitej wiele fabryk i dużych zakładów przemysłowych było własnością Niemców. A ci nie chcieli wspierać młodego państwa polskiego. Musieli jednak przynależeć do regionalnej izby. Tu zaś większość stanowili Polacy i to oni dyktowali warunki i model postępowania. Samorząd gospodarczy stał się ważnym elementem struktury ustrojowej państwa. Potwierdzał to konstytucyjny zapis. Wszystko zniszczyła wojna, a dobili komuniści.

Wykluczeni i bez głosu

Nadzieję na odrodzenie powszechnego samorządu gospodarczego dawała transformacja ustrojowa po 1989 roku. Budowa przedstawicielstwa przedsiębiorców i pracodawców stała się niezbędna. Jednak ani klasa polityczna, ani związki zawodowe nie chciały, by wyrosła im wielka, niezależna struktura. Bogata i silna swą powszechnością. Postanowiono, że izby gospodarcze będą wyłącznie stowarzyszeniami prywatno-prawnymi bez władzy administracyjnej. Pozbawione charakteru powszechnego nie były już reprezentatywnym partnerem dla administracji rządowej i samorządu terytorialnego. Ich miejsce zastąpiły związki pracodawców tworzone przez nomenklaturę. Prywatne organizacje wielkich firm i wielkiego kapitału. To ich interes stał się najważniejszy.

To ten elitarny krąg wywarł wpływ na reformy gospodarcze, był beneficjentem prywatyzacji i restrukturyzacji gospodarki. Rzesza małych i średnich przedsiębiorców nie miała nic do powiedzenia. Jednak aby ukryć elitarność i dać legitymację do występowania w imieniu całego środowiska wymyślono słowo klucz – reprezentatywność. Reprezentatywną jest taka organizacja, która zrzesza firmy zatrudniające ponad 300 tysięcy pracowników, mające siedzibę w ponad połowie województw. To kropla w porównaniu z niemal dwoma milionami małych i średnich przedsiębiorców, których firmy w całym kraju zatrudniają ponad sześć milionów osób. Reprezentatywność jest wrogiem powszechności. Broni elit. Wyklucza i odbiera głos.

Ośmiorniczki i cygara

Konieczność wprowadzenia powszechnego samorządu gospodarczego postulowano już podczas wielkiej reformy administracyjnej. Wtedy się nie udało. Do pomysłu powrócił w swoim planie rozwoju polskiej gospodarki premier Mateusz Morawiecki. To odważny krok. Rządowi wyrośnie silny i trudny partner do negocjacji. Z drugiej strony runie mur dotychczasowego układu, powszechność zaś pozwoli na równość. Da prawo głosu marginalizowanym małym i średnim przedsiębiorcom. Włączy w proces decyzyjny i odpowiedzialność za kraj.

– Trwa dyskusja o przyszłości Polski. Prezydent zapowiedział referendum konstytucyjne. Jednak wśród wielu propozycji pytań brak jest zasadniczego pytania o powszechny samorząd gospodarczy. O przyszłość małych i średnich przedsiębiorców, a to oni tworzą niemal 70 proc. polskiego PKB – wskazuje Andrzej Sadowski. Powszechny samorząd gospodarczy nie jest też na rękę związkowcom. Wolą dotychczasowych partnerów negocjacyjnych. Przedstawicieli dużych fi rm łatwiej zastraszyć, łatwiej wymóc ustępstwa. Związki są silne w wielkich zakładach i budżetówce. Z małymi i średnimi firmami mają kłopot.

Największym jednak wrogiem powszechnego samorządu przedsiębiorców są organizacje mające przedsiębiorców bronić. Próbują zniszczyć ideę. Zarzucają, że powszechność, a za tym obligatoryjność członkostwa to zamach na wolność gospodarki. To zamach, ale na wolność elit. To zwycięstwo demokracji. Pozwoli na realizowanie postulatów większości. Lobbyści wielkiego kapitału zarzucają także upolitycznienie poprzez finansowanie z budżetu, bo według wstępnych założeń na potrzeby samorządu przekazywane by było 0,2 proc. wpływów z VAT, czyli z podatku, który firmy same wypracowały i zapłaciły. A sami bez oporów hojnie korzystają z wpłat państwowych spółek, rządowych grantów i unijnych dotacji.

Powszechny samorząd gospodarczy będzie oznaczał upadek dotychczasowych elitarnych związków i stowarzyszeń. Ich reprezentatywność stanie się wątpliwa, wyraźnie zaś widoczna skrywana dotąd działalność lobbystyczna. Gospodarczy suweren nie pozwoli na blichtr. Na mnożące się stanowiska prezesów, ba prezydentów. Z menu znikną ośmiorniczki. Zgasną cygara. Powołania powszechnego samorządu gospodarczego domagają się członkowie istniejących i dotąd marginalizowanych izb gospodarczych, lokalnych związków i stowarzyszeń. Szczególnie tych historycznych w Małopolsce i Wielkopolsce. Wiedzą z tradycji, że im więcej samorządu, tym więcej demokracji. A co za tym idzie aktywności społecznej i obywatelskiego kapitału. Na tym kapitale wyrosła II Rzeczpospolita. Stulecie Niepodległości to doskonały moment, by przywrócić znaczenie gospodarczego samorządu. Następne stulecie musi być Stuleciem Gospodarki.

Autor

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze

00:12:53

Mama wraca do pracy

00:41:32
00:16:58

Jak złapać trolla?