Armia urzędników kosztuje podatników coraz więcej.
W 2017 roku opłacenie pracowników administracji samorządowej (bez zatrudnionych przy pracach interwencyjnych i robotach publicznych) kosztowało budżet ponad 14,1 mld złotych – oszacowała „Gazeta Prawna”. To aż 821 mln złotych więcej niż rok wcześniej.
Armia urzędników
– To są ukryte koszty programu „Rodzina 500 plus”. Nie tyle jego uruchomienia, ile stałego funkcjonowania. Gdyby programu nie było, to być może bylibyśmy nawet świadkami zmniejszania zatrudnienia – wyjaśniał w „DGP” Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich, a wiceminister rodziny Bartosz Marczuk przyznał, że przygotowując program „500+” PiS szacowało wzrost zatrudnienia w samorządach na ok. 7 tys. nowych pracowników. – To może wydawać się dużo, ale pamiętajmy, że mamy 2,5 tys. gmin. Ostatecznie i tak okazało się, że przyrost wyniósł ok. 4 tys. osób, co jak widać, znajduje dziś potwierdzenie w danych GUS – bronił się wiceminister.
Podnoszenie wynagrodzeń urzędnikom oraz zwiększanie zatrudnienia w administracji wraz z kolejnymi programami rządowymi sprawia, że media zaczęły dopytywać o kolejną falę zatrudnieni na okazję przyszłych sztandarowych programów – jak „Dobry start”, powszechnie znany jako „300 plus” (wyprawki szkolne). Ekspert ze Związku Miast Polskich przekonywał, że obsługę tego programu socjalnego mogą przejąć zatrudnieni już na okazję poprzedniego programu – „500+” urzędnicy, jednak ze strony władz trudno o jednoznaczne deklaracje. Co zabawne – wiceminister Marczuk w rozmowie z „Gazetą Prawną” bronił się, że kwestie wynagrodzeń i kosztów obsługi programu „500+” „wzięło na siebie państwo”. Czyli podatnicy, którzy je utrzymują.
Marczuk próbował udobruchać w ten sposób zaniepokojonych samorządowców. – Mogą (gminy – red.) przeznaczyć 1,5 proc. dotacji rządowej na koszty obsługi programu, w tym na wynagrodzenia osób obsługujących wnioski. Z naszych danych wynika, że gminy i tak wykorzystują średnio ok. 90 proc. otrzymanych pieniędzy. Z kolei przy programie „Dobry start” zdecydowaliśmy, że gmina otrzyma 10 zł dotacji za każdy obsłużony wniosek, przy czym aż 8 zł z tej kwoty musi trafi ć na wynagrodzenia urzędników obsługujących program – mówił „DGP” wiceminister.
Rosło i rośnie
Rekordowe koszty utrzymania urzędniczej armii najlepiej pokazują liczby. Według Małego Rocznika Statystycznego w 2017 roku w administracji samorządu terytorialnego pracowało średnio ponad 244 tys. osób – to największy wzrost zatrudnionych od 2011 roku (o 1,6 proc.). Płace wśród tych urzędników wzrosły o 4,5 proc. (i był wyższy niż w poprzednich latach). Dla porównania w 2009 roku ww. koszty wynosiły 9,8 mld złotych (14,1 mld złotych w 2017). Wówczas również zauważono gigantyczny wzrost wydatków na urzędniczą armię – aż o ok. 1,5 mld złotych.
– Był to przede wszystkim efekt 11-proc. skoku liczby pracowników – ich armia rozrosła się do wówczas do 224 tys. Był to efekt… unijnych dotacji – wyjaśnia red. Tomasz Żółciak z „Gazety Prawnej”. – Zatrudnienie zwiększyło się wówczas zwłaszcza po stronie samorządów wojewódzkich. Weszliśmy w okres wdrażania środków europejskich z perspektywy unijnej 2007–2013. A to zawsze zaczyna się z poślizgiem, stąd zmiany były zauważalne dopiero w latach 2008– 2009 – wyjaśniał dziennikowi ekspert Związku Miast Polskich.
Maszynka wyborcza
– Przed wprowadzeniem programu, wielu ekspertów snuło czarne wizje, że przez 500+ Polska zbankrutuje, albo że chociaż taka hojność państwa zaprowadzi nas nad gierkowską przepaść. Wizje się nie sprawdziły, a politycy rządzącej partii chwalą się swoim programem przy każdej nadarzającej się okazji i uznają go za niemal epokowy sukces. Warto jednak pamiętać, że efekt 500+ to nie tylko wytchnienie dla wielu rodzin, lecz także rosnąca z roku na rok armia urzędników. A tych i tak mamy w kraju już naprawdę sporo – komentował dane red. Jerzy Wilczek z branżowego portalu Bezprawnik. pl. Inni wskazują, że rosnąca liczba urzędników wcale nie wiąże się ze znaczącym wzrost jakości ich pracy. Jeszcze inni na rosnącą liczbę urzędników bez kwalifikacji w służbie cywilnej.
– Tak źle w służbie cywilnej jeszcze nie było. Chętnych do pracy jest coraz mniej, a wiele doświadczonych osób odchodzi z urzędniczego korpusu. Drugi rok z rzędu ubyło urzędników mianowanych, czyli tych najlepiej wykwalifikowanych, którzy zdali trudny egzamin lub ukończyli Krajową Szkołę Administracji Publicznej. Przybyło za to dyrektorów. I to o 52 proc. […] Znacznie przybyło też kierowników. Na koniec 2016 r. w służbie cywilnej były 2103 wyższe stanowiska. Rok później już 3197 – komentowała zmiany w administracji red. Katarzyna Wójcik z „Rzeczpospolitej”. Najwięcej zamieszania wśród urzędników wywołała nowelizacja ustawy o służbie cywilnej. Zniesiono w niej bowiem konkursy na wyższe stanowiska – zastąpiono je powołaniem.
– Powyżej naczelnika bez poparcia partyjnego przeważnie się już nie awansuje. Upolitycznienie i słabe, poza najwyższymi stanowiskami, pensje oraz oferty w sektorze prywatnym nie zachęcają do pracy w służbie cywilnej – komentował tamte zmiany Grzegorz Makowski, wykładowca Collegium Civitas. Wzorce płyną jednak z góry. Np. w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów zatrudnienie wzrosło o 73 osoby – w porównaniu do stanu w chwili ustępowania z tego stanowiska przez Ewę Kopacz. Dziś w samej tylko KPRM pracuje… ponad 600 osób.
– Rząd Kopacz był zdecydowanie tańszy od rządu PiS (premier Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego). Wydatki na wynagrodzenia osób zajmujących stanowiska ministra – członka Rady Ministrów, sekretarza stanu i podsekretarza stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w okresie rządu Ewy Kopacz w 2015 roku (10 mies.) wyniosły w sumie 1,3 mln złotych, w 2016 roku (rząd Szydło) – już 2,1 mln złotych, a w 2017 roku – prawie 3 mln złotych. To m.in. zasługa comiesięcznych nagród, które przyznawała premier Szydło swoim ministrom – oceniała red. Izabela Kacprzak z „Rzeczpospolitej”. Co znamienne – w raporcie „O stanie spraw publicznych i instytucji państwowych na dzień zakończenia rządów koalicji PO– PSL” czytamy, że roczny koszt funkcjonowania wszystkich urzędników wynosi ok. 50 mld złotych. Warto dodać, że mimo zapowiadanych redukcji liczby wiceministrów część została w rządzie jako pełnomocnicy – z taką samą pensją. Średnie miesięczne wynagrodzenie pracownika administracji państwowej w 2017 roku wyniosło 5692 złote (brutto). W przypadku zatrudnionych w administracji samorządowej było to 4824 złote (brutto).