Amazon kusi milionowymi kontraktami tworców z platformy wideo Google do prowadzenia działalności u siebie. Jednak coraz więcej z nich ucieka we własny biznes, poza działalnością rozrywkową.
Platforma wideo Amazon zaczęła składać propozycje popularnym twórcom z YouTube (Google). Za zdecydowanie się na prowadzenia działalności na Twitchu oferuje cenne kontrakty, które obok zysków z reklam czy wpłat od fanów mają być intratniejszą i bezpieczniejszą alternatywą. Tym bardziej, że przesycenie rynku twórców internetowych zaczyna odbijać się na ich wynagrodzeniach.
Ostra gra Bezosa
Gdy trzynaście lat temu Steve Chen, Chad Hurley i Jawed Karim stworzyli portal YouTube, mało kto mógł przewidzieć, jak ogromny sukces odniesie ich przedsięwzięcie. Już po roku serwis wideo stał się światowym fenomenem, najpopularniejszą platformą tego typu. To wystarczyło, by Google zdecydowało się odkupić projekt za zawrotną kwotę 1,65 mld dolarów. Obecnie YouTube chwali się, że posiada ponad miliard użytkowników – prawie jedną trzecią wszystkich korzystających z Internetu. Dla reklamodawców to doskonałe miejsce na dotarcie do potencjalnych klientów. Sam YouTube jest obecnie niekwestionowanym liderem wśród serwisów wideo, a dla wielu osób prowadzących na tej platformie autorskie programy stał się z amatorskiej rozrywki głównym źródłem zarobku.
Przez ostatnią dekadę konkurencji nie udało się dogonić, czy nawet zbliżyć do wyników platformy Google. Ma się to jednak zmienić, a rzucającym wyzwanie jest nie kto inny, a najbogatszy człowiek na świecie – Jeff Bezos – właściciel największego sklepu internetowego Amazon. Amazon w swoim portfolio posiada już popularną platformę wideo – Twitch. Stworzony w 2011 roku, a zakupiony przez firmę Bezosa w 2014 za 970 mln dolarów, Twitch popularność zyskał dzięki wielbicielom gier, którzy pozwalają oglądać swoje pojedynki fanom na żywo. Dziś Bezos zaprasza na swoją platformę wideo nie tylko graczy, lecz również np. muzyków czy innych internetowych twórców.
By przejąć gwiazdy z platformy Google, Amazon jest gotowy wyłożyć niemałe pieniądze. Jak bowiem ujawnił „Bloomberg”, platforma Bezosa zaczęła oferować autorom znanym z YouTube kontrakty opiewające na miliony dolarów. W praktyce oznacza to, że twórcy, których konta zasilały dotychczas tylko pieniądze z reklam (a te są uzależnione od wielu czynników), czy doraźnej współpracy ze sponsorami, uzyskują „gwarantowane” wpływy. Oczywiście Bezos stawia pewne wymagania – wśród nich np. minimalna tygodniowa liczba występów na żywo.
– Ofertę otrzymało nie tylko wielu znanych youtuberów, ale też m.in. influencerka Gigi Gorgeous czy aktor Will Smith. Wielu nie decyduje się na współpracę, niektórzy jednak przystają na warunki firmy – jak na przykład Tanner Braungardt, który swoimi prankami na YouTubie zebrał już 4 miliony subskrypcji, czy National Basketball Association streamujące mecze mniejszych lig – opisywał podboje Amazona red. Patryk Fijałkowski z branżowego portalu SpidersWeb.pl. Według Fijałkowskiego liczba skłonnych podjąć współpracę z Twitchem może jednak wzrosnąć.
– Youtuberzy od długiego czasu narzekają bowiem na kapryśne, nieprzewidywalne algorytmy platformy, czy kiepski przychód z reklam. Wysoki próg wejścia sprawia też, że mniejsi twórcy mogą woleć dynamiczniejszą formułę Twitcha – wyjaśnia. Co ciekawe – według dziennikarza SpidersWeb.pl Google zdążył już zareagować na działania konkurencji i swoim największym twórcom zaczął oferować pieniądze za to „za to, by nie uciekali na platformę Amazona”. Na razie jednak droga na podium przed Amazonem daleka – dziennie gromadzi „zaledwie” 15 mln widzów.
– Trudno jednak nie zauważyć zawrotnego tempa, w jakim Twitch się rozwija i zdobywa coraz szersze uznanie. Bardzo popularne stają się transmisje starych telewizyjnych programów czy sesje IRL, w których streamerzy prowadzą vloga na żywo. Obecność czatu i możliwość bezpośredniego kontaktu z twórcą również przyciąga wielu nowych użytkowników. YouTube zatem może nigdzie się nie wybierać i tronu nie odda, ale nie zdziwię się, jeśli w przeciągu najbliższych lat Twitch stanie się kolosem o porównywalnej wielkości – przekonuje Fijałkowski.
Ruchy u pośredników
Oferta stałego wynagrodzenia, jaką autorom składa Amazon, może odbić się również na firmach wyspecjalizowanych w zrzeszaniu twórców i pozyskiwaniu dla nich reklam. Obecnie wielu nawet popularnych twórców (np. w Polsce) wciąż zdaje się na agencje, które pozyskują reklamodawców i zlecają im lokowanie danych produktów. Przykład Polski jest tu o tyle ciekawy, że kilka miesięcy temu dwie największe agencje tego typu – LifeTube i Gamellon zdecydowały się na współpracę. Jak podliczył red. Tomasz Gardziński, agencje te zrzeszają łącznie „571 twórców, którzy mogą pochwalić się 103 milionami subskrypcji i 800 milionami emisji miesięcznie”. Jak informował portal WirtualneMedia.pl, LT Group (właściciel LifeTube) w 2017 roku miał wpływy na poziomie 20,91 mln złotych oraz zysk netto na poziomie 793,1 tys. złotych (wobec 152,2 tys. złotych straty w 2016 roku). Jednak twórcy „bez znajomości”, skazani na korzystanie z pomocy agencji, narzekają, że dążenie do przejęcia całego rynku niekorzystnie odbije się na ich stawkach.
Jaka przyszłość twórców?
Mimo że część polskich artystów krytykuje współpracę z agencjami pośredniczącymi w pozyskiwaniu reklamodawców, a tym samym środków na rozwój i dalszą działalność, niewielu decyduje się na rezygnację z nich (niektórzy później szybko wracają). Na taki „luksus” pozwolić sobie mogą tylko najwięksi z największych, którzy sami już dorobili się „notesu z adresami” i potrafią samodzielnie pozyskiwać sponsorów dla dalszej działalności lub inwestorów dla swojej mikro-firmy.
Niedawno na szczerość o zarobkach w tzw. branży kreatywnej zdecydowała się jedna z najpopularniejszych polskich autorek w serwisie YouTube – Weronika Truszczyńska. Truszczyńska (mieszka w Szanghaju, gdzie nagrywa filmy o życiu w Chinach) szczegółowo wyliczyła, ile wynoszą jej zarobki. Autorka w ciągu sześciu lat zgromadziła niemal 270 tys. subskrybentów, a zamieszczone przez nią filmy zostały wyświetlone ponad 33,7 mln razy. Jak wyjawiła, jej miesięczne wpływy z reklam wyświetlanych przy filmach to od 2,5 do 3,5 tys. złotych. Za lokowanie marki, czyli promocję produktu lub firmy bierze od 7 tys. złotych (jej rekord to 15 tys. złotych), ale jak sama przyznaje, jest to bardzo nieregularne źródło zarobków.
Truszczyńska zaznaczyła, że oprócz wpływów z reklam na platformie wideo Google zarabia też dzięki reklamom na Facebooku czy Instagramie (tam śledzi ją ok. 40 tys. osób, a zarobki to od tysiąca do trzech miesięcznie). Truszczyńska na tle pozostałych polskich twórców wypada oczywiście bardzo dobrze i wielu może tylko pomarzyć o takich wynikach i zarobkach. Co ciekawe – nie brakuje głosów, że złota era dla internetowych twórców już dawno minęła, a teraz będzie już tylko gorzej. Wynika to m.in. z „nadprodukcji” artystów (którzy szybko stają się sami – lub z pomocą – popularni, a za reklamowanie produktów biorą znacznie mniej niż „weterani”) oraz znudzeniem tzw. mediami społecznościowymi.
W lipcowym wywiadzie dla CNN jeden z najpopularniejszych użytkowników portalu ze zdjęciami Instagram – Josh „The Fat Jewish” Ostrovsky (jego profil śledzi aż 10 mln użytkowników portalu) stwierdził, że „era influencerów dobiega końca”, ludzie czują przesyt mediami społecznościowymi, a autorzy powinni wziąć się „za prawdziwą pracę”. Co sam wprowadził w życie, tworząc markę win „Swish”. Jak twierdził Ostrovsky, udało mu się pozyskać już 20 tys. dystrybutorów. W Polsce w biznesie poza Internetem chcieli sprawdzić się np. autorzy kanału na YouTube – „AbstrachujeTV”. To jeden z najpopularniejszych polskich kanałów na YouTube. Przez krótki okres prowadzili restaurację. Większość ich kolegów ogranicza się jednak do pisania książek czy handlowania gadżetami z ich internetowych kreacji. Inni zaczynają karierę w mediach tradycyjnych – jak np. Radosław Kotarski (twórca kanału „Polimaty” na YouTube) w TVP.