e-wydanie

6.2 C
Warszawa
piątek, 19 kwietnia 2024

AMBER GOLD POLSKA

Polski system finansów publicznych to piramida finansowa. Najdalej za kilka lat państwo przestanie być wypłacalne.

Platforma Obywatelska wydłużając wiek emerytalny kobiet i mężczyzn, bynajmniej nie uzdrowiła finansów publicznych państwa, ale odłożyła katastrofę o kilka lat. Przywrócenie poprzednich zapisów przez rządzący PiS oznacza, że upadek finansów publicznych Polski będzie szybszy. Temat, który powinien być przedmiotem ogólnonarodowej debaty, jest przemilczany. Nikt nie chce rozmawiać o tym, co nieuniknione. Bo to, że w budżecie zabraknie pieniędzy na dotowanie wypłat emerytur, jest więcej niż pewne.

Enron to słynna amerykańska firma, która od swojego upadku w 2002 r. stała się symbolem kreatywnej księgowości. „Zyski” i „majątek” tworzono na papierze dzięki tysiącom transakcji między powiązanymi firmami. Finanse publiczne Polski przypominają jednak bardziej klasyczną piramidę finansową, a nie firmę fałszującą dane. Piramida działa tak, że to, co wpłacisz do niej, przeznaczone jest na bieżące wypłaty. A jak ty będziesz chciał wypłacać, to potrzebna nowych chętnych. W tego typu schemacie zrobiła się dziura, o której wiadomo już od blisko 20 lat. Z powodu braku przyrostu demograficznego nie będzie komu pracować i płacić podatków, aby sfinansować za kilka lat wypłatę emerytur.

Ten system, od nazwiska pomysłodawcy – wybitnego niemieckiego polityka Otto von Bismarcka, nazywany jest bismarckowskim. Gdy wprowadzał go Bismarck, miało to większy sens. W 1889 r. średnia życia w Niemczech wynosiła ponad 50 lat, a prawo do pobierania emerytury przyznawano tym, którzy ukończyli 65 lat. Gdy w 1910 r. zdano sobie sprawę ze skokowego wzrostu średniej długości życia do 64 lat, natychmiast podniesiono wiek emerytalny do 70 lat. Gdyby więc odwołać się do założeń systemu bismarckowskiego, emerytura powinna być wypłacana dziś ok. 75 roku życia. O takim wieku, jako docelowym mówił otwarcie za rządów PO- PSL jeden z polskich ekspertów od systemów emerytalnych prof. Marek Góra.

Rząd Mateusza Morawieckiego po cichu liczy na to, że napływ emigrantów zarobkowych do Polski pozwoli załatać dziurę demograficzną. To jednak tylko doraźne próby łatania systemu, który uratować się nie da. W 2052 r. na jednego Polaka w wieku produkcyjnym będzie przypadać dwóch emerytów, a więc system przestanie funkcjonować wcześniej. Specjaliści mówią o latach 2024– 2030. Co w zamian? W zasadzie jest tylko jedna droga wytyczona przez Nową Zelandię pod koniec lat 80. Emeryturę zastąpiono tam zasiłkiem wypłacanym z budżetu obywatelom, którzy ukończyli 68 lat. Zrezygnowano z opodatkowania pracy obowiązkowym ubezpieczeniem emerytalnym, zostawiając troskę o własną przyszłość obywatelom. Wcześniej czy później, na tym się skończy. Im szybciej to zrobimy, tym mniej bolesne będą straty.

Oczywiście dla tych, którzy otrzymują dziś emerytury, państwo musi je utrzymać, ale produkując kolejnych biorców świadczeń, sprawia, że upadek systemu będzie z każdym rokiem boleśniejszy. Niestety, do tego, aby zająć się tą sprawą, potrzeba mężów stanu, a nie ekip, które traktują władzę jako środek do zdobycia pieniędzy.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze