8.6 C
Warszawa
wtorek, 8 października 2024

Duńska pralnia

Jak estoński oddział Danske Banku pomagał wyprowadzać miliardy z Rosji.

Danske Bank pomógł wyprowadzić z Rosji do 8,5 mld euro za pomocą tzw. lustrzanych transakcji – ogłosił „Financial Times”. Skala afery jest jednak znacznie większa. Sami Duńczycy przyznali, że jego estoński oddział w latach 2007– 2015 obsłużył transakcje wartości 200 mld euro, z których wiele „budziło wątpliwości”.

Kulisy afery ujawnił Howard Wilkinson, były szef rynków w krajach bałtyckich Danske Bank, który podzielił się informacjami z duńską gazetą „Berlingske”. Teraz dochodzenie w sprawie prania pieniędzy przez obcokrajowców za pośrednictwem banku wszczął amerykański Departament Sprawiedliwości. Po wyjściu na jaw afery prezes banku podał się do dymisji, a akcje Danske Bank runęły na giełdzie.

Źle się dzieje w państwie duńskim

Danske Bank to jeden z najstarszych i największych banków Danii, który działa od niemal 150 lat. Obecnie jego placówki i oddziały znaleźć można niemal we wszystkich krajach bałtyckich, a także w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Afera, która wybuchła w połowie września wywołała kryzys, którego nie spodziewała się Dania, pretendująca do miana kraju całkowicie wolnego od korupcji.

Skandal zaczął się od dziennikarskiego śledztwa gazety „Berlingske”. Jej dziennikarze nawiązali kontakt z Howardem Wilkinsonem, który przez siedem lat (2007–2014) pracował dla Danske Banku, m.in. jako szef rynków w krajach bałtyckich w oddziale w Tallinie (Estonia). Wilkinson zgodził się być informatorem i przez miesiące ujawniał kulisy procederu dziennikarzom.

– Wilkinson zaczął dzielić się danymi z gazetą po ostrzeżeniu kierownictwa banku w Kopenhadze o podejrzanych transakcjach dokonywanych w estońskiej jednostce, w tym informacjami o firmach, które korzystały z fałszywych kont i mogły być powiązane z wywiadem rosyjskim. Sam Howard Wilkinson rozstał się z bankiem w kwietniu 2014 roku, w kilka miesięcy po dostarczeniu szefostwu pierwszego raportu o nieprawidłowościach. Jednak same powody, warunki i okoliczności jego odejścia są objęte klauzulą poufności – opisywał historię Wilkinsona Karol Bogusz z Gazeta.pl. Łącznie od końca 2013 do kwietnia 2014 roku Wilkinson sporządził cztery analizy, w których informował zarząd w Kopenhadze o sytuacji w estońskim oddziale Danske Banku. Alarmował m.in. o tajemniczych firmach, których powiązania miały sięgać Kremla, w tym rodziny Władimira Putina i przedstawicieli rosyjskiego wywiadu. Przy praniu pieniędzy miano stosować tzw. transakcje lustrzane.

– „Lustrzana” transakcja polega na kupnie akcji spółki np. za ruble na giełdzie w Moskwie i jednoczesnej sprzedaży takiej samej ilości akcji tej samej spółki na giełdzie zagranicznej za lokalną walutę. Uważana jest za formę prania pieniędzy. W ubiegłym roku Danske Bank zapłacił ponad 630 mln dolarów kary w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych za pomoc w „lustrzanych transakcjach” klientów z Rosji – wyjaśniał red. Marek Druś z „Pulsu Biznesu”.

Wybuch skandalu

Pierwsze informacje o nadciągającej aferze pojawiały się już na początku roku, gdy w duńskiej i brytyjskiej prasie pojawiły się informacje o tym, że członkowie rodziny prezydenta Rosji i funkcjonariusze Federalnej Służby Bezpieczeństwa mogli wykorzystywać estońską filę Danske Banku do prania pieniędzy. „Berlingske”, która uzyskała wgląd do wewnętrznych raportów, informowała, że po uzyskaniu informacji na temat nieprawidłowości (2013 rok – pierwszy raport Wilkinsona), Danske Bank zamknął 20 kont należących do rosyjskich klientów.

Sprawą zajęła się duńska komisja nadzoru finansowego, jednak już w maju śledztwo zostało zamknięte. Niemniej jednak sprawą zainteresowały się władze Stanów Zjednoczonych. We wrześniu „Financial Times” opublikował nowe informacje ws. estońskiego oddziału Danske Banku. Podstawą nowych publikacji okazał się raport firmy konsultingowej Promontory Financial. Badający pracę filii Danske Banku w Tallinie odkryli podejrzanie duże transakcje, realizowane w latach 2007–2015. Wówczas przeszło przez nią ok. 200 mld euro, z czego spora część pochodziła z Rosji i krajów dawnego Związku Sowieckiego.

Według wstępnych szacunków Promontory Financial, tylko w 2013 roku przez estońską filię przeszło ok. 30 mld dolarów z tych państw. Jedynie w 2013 r. zagraniczni klienci Danske Banku dokonali ok. 80 tys. takich transferów. Jak wynika z raportu Promontory Financial, po 2013 roku liczba podejrzanych zagranicznych transakcji zaczęła spadać i ponownie wzrosła po wszczęciu dochodzenia przez duńską KNF, gdy nadzór zażądał od banku ograniczenia usług oferowanych klientom spoza Estonii.

Publikacja „Financial Times” zbiegła się w czasie z wizytą premiera Danii Larsa Rasmussena w Salzburgu, gdzie brał udział w unijnym szczycie. Pytany o skandal premier oświadczył, że jest zszokowany i oczekuje od banku wyjaśnień. Z kolei duński odpowiednik KNF poinformował o wznowieniu śledztwa. 19 września do sprawy odniósł się sam bank. Jego dyrektor generalny Thomas Borgen (pełnił to stanowisko od pięciu lat) przyznał, że firma „nie sprostała odpowiedzialności” i podał się do dymisji.

– Chociaż dochodzenie przeprowadzone przez zewnętrzną firmę prawniczą stwierdza, że spełniłem swoje zobowiązania prawne, uważam, że najlepiej będzie dla wszystkich stron, jeśli zrezygnuję – oświadczył Borgen. Borgen przyznał też, że dochodziło do nieprawidłowości przy kontroli i przestrzegania procedur. Z kolei Danske Bank oświadczył, że nie chce być beneficjentem transakcji, które mogły być nielegalne, dlatego przekaże ok. 200 mln euro niezależnej fundacji, zajmującej się walką z międzynarodową przestępczością finansową. Bank zaznaczył, że nie jest w stanie ocenić, jak dużo brudnych pieniędzy zostało wypranych w estońskiej filii, ale przepływy przez ten oddział szacuje na ok. 200 mld euro.

– Całkowite przepływy w estońskim oddziale (pomiędzy 2007 a 2015) obejmują około 15 tysięcy rachunków, z których około 6200 ma aktualnie „najwyższe wskaźniki ryzyka”. Według Danske Bank prawie wszyscy podejrzani klienci zostali zgłoszeni odpowiednim władzom – informował red. Andrzej Mendel z Gazety.pl. W dniu podania się do dymisji Borgena, kurs akcji banku na kopenhaskiej giełdzie spadł o 6 proc. Jak informowała „Rzeczpospolita”, od początku roku akcje banku spadły aż o 32 proc.

Ustalenia śledczych

We wrześniu duńska prokuratura zarzuciła Danske Banku, że jego estoński oddział został wykorzystany do wyprania 9,1 mld dolarów, pochodzących głównie z Rosji. Jednak dziwne transakcje z Rosji stały się przedmiotem śledztw nie tylko w Danii i Estonii. Tuż po dymisji prezesa Danske Banku rzeczniczka brytyjskiej Narodowej Agencji ds. Przestępczości (NCA) poinformowała, że Agencja wszczęła własne śledztwo, którego celem jest ustalenie, czy do procederu prania pieniędzy wykorzystywano firmy zarejestrowane w Wielkiej Brytanii. Jak się bowiem okazało, na liście podejrzanych rachunków, za pomocą których transferowano pieniądze przez estońską filię Danske Banku, obok podmiotów z Rosji dominują te zarejestrowane w Wielkiej Brytanii.

– Według informacji ze śledztwa, do 2013 roku liczba mających siedzibę w Wielkiej Brytanii klientów przekroczyła 1000, co oznacza, że stali się oni największą zagraniczną grupą, wyprzedzając podmioty z Rosji, Brytyjskich Wysp Dziewiczych i Finlandii. W okresie, w którym dochodziło do nieprawidłowości, niewielka estońska filia banku wypracowywała około 10 proc. zysków całej grupy kapitałowej – informował portal Bankier.pl. W październiku agencja Reuters poinformowała, że własne dochodzenie ws. prania pieniędzy za pośrednictwem estońskiej filii Danske Banku wszczęło amerykańskie ministerstwo sprawiedliwości. Według szacunków analityków grzywna, jaka czeka Danske Bank, może wynieść ok. 800 mln dolarów. Od października tymczasowym prezesem Danske Banku jest Jesper Nielsen.

 

FMC27news