11.7 C
Warszawa
czwartek, 3 października 2024

Arabska Liga Angielska

Kolejny angielski klub może trafić w ręce arabskich multimiliarderów. Chrapkę na Manchester United ma następca saudyjskiego tronu.

 Kulturowa różnorodność Wielkiej Brytanii ma wiele wymiarów. Jednym z nich jest lista klubów angielskiej Premier League należących do miliarderów z Rosji, Bliskiego Wschodu, Chin, a nawet Tajlandii i Pakistanu. Obecnie na 20 drużyn tych rozgrywek tylko siedem pozostaje we władaniu Brytyjczyków. Właściciele pozostałych to zagraniczni superbogacze, którzy rozgrywki Premier League traktują jak swoje hobby – odskocznię od prawdziwych interesów. W lidze angielskiej karty rozdaje kapitał z Chin oraz Bliskiego Wschodu. Nie brakuje również rosyjskich oligarchów oraz amerykańskich rekinów biznesu. To jednak Arabowie grają pierwsze skrzypce w Premier League. Już niedługo kolejny wielki klub może trafić w ich ręce. W orbicie zainteresowań następcy saudyjskiego tronu znalazł się najbogatszy klub na świecie – Manchester United. Droga do sprzedaży „Czerwonych Diabłów” jest jednak długa i pełna przeszkód. Jedną z nich jest tajemnicze zabójstwo saudyjskiego dziennikarza.

Dynastia Glazerów

Manchester United to na chwilę obecną najzamożniejszy klub piłkarski na świecie. Firma „ Deloitte” wyliczyła, że jego dochody za sezon 2016/17 wyniosły 676,3 mln euro. O dwa miliony mniejszy budżet miał Real Madryt, natomiast finansowe podium zamknęła FC Barcelona z dochodami na poziomie 648,3 mln. „Czerwone Diabły”, podobnie jak wspomniane dwa kluby, to nie tylko instytucja stricte piłkarska, lecz potężne biznesowe imperium, inkasujące zyski ze sprzedaży koszulek i gadżetów na każdym kontynencie.

Od ponad 13 lat Manchester United jest własnością amerykańskiej rodziny Glazerów. Przez kilkanaście lat pierwsze skrzypce w tym klanie odgrywał Malcolm Glazer, który w 2005 roku wykupił za 790 mln funtów większościowy pakiet akcji klubu z południowo-zachodniego Manchesteru. Amerykanin żydowskiego pochodzenia zmarł jednak w 2014 roku, a pałeczkę przejęli jego synowie – Avram (57 l.) oraz Joel (51 l.). Z upływem lat Glazerowie pozbywali się swoich udziałów, jednak wciąż posiadają pakiet akcji pozwalający na kontrolowanie 20-krotnego mistrza Anglii.

Wśród kibiców Glazerowie mają zarówno zwolenników, jak i przeciwników. Ci pierwsi chwalą amerykańską familię za nieszczędzenie grosza na klub. Drudzy wytykają miliarderom nietrafioną politykę transferową. Apogeum krytyki miało miejsce przeszło dwa lata temu, kiedy na Old Traford został ściągnięty Francuz Paul Pogba za rekordowe jak na tamten czas 105 mln euro. 23-letniemu wówczas pomocnikowi Glazerowie „na dzień dobry” zapewnili tygodniówkę w wysokości 290 tys. funtów (blisko półtora miliona złotych), co kłuło w oczy zarówno kibiców, jak i jego nowych kolegów z szatni (ponoć do dziś Pogba nie rozmawia z niektórymi zawodnikami).

Francuz nie spełnił jednak pokładanych w nim nadziei. Liczono, że jego transfer przyczyni się do zdobycia tytułu mistrza Anglii. Po raz ostatni Manchester triumfował w krajowych rozgrywkach w sezonie 2012/13. Było to dwudzieste zwycięstwo „Czerwonych Diabłów” w Premier League, z czego aż pięć wiktorii przypada na „erę Glazerów”. Ludzie futbolu nie żyją jednak przeszłością, liczy się tu i teraz. Pod tym względem piłka nożna jest wręcz brutalna, o czym regularnie przekonują się Glazerowie, kiedy w trakcie meczów na Old Trafford kibice wywieszają transparenty sugerujące, by sprzedali akcje Manchesteru.

Antagonizmy na linii trybuny – właściciele nasiliły się w tym sezonie za sprawą fatalnych wyników drużyny prowadzonej przez Portugalczyka Jose Mourinho. Po 10. kolejkach „Czerwone Diabły” zajmują odległe 10. miejsce, mając swoim koncie dotkliwą porażkę 0:3 z Tottenhamem Hotspur oraz blamaż z West Ham United (3:1). Nie dziwi zatem, że krytycy dynastii Glazerów z entuzjazmem przyjęli doniesienia o możliwej zmianie właściciela. Nie przeszkadza im nawet to, że potencjalny nabywca pakietu akcji pochodzi z kraju, którego służby oskarżane są o zabójstwo dziennikarza, a następnie poćwiartowanie jego ciała.

Następca saudyjskiego tronu

Na zakup Manchesteru United nie może sobie pozwolić każdy miliarder. Do tego potrzeba multimiliardera, ponieważ klub ten jest dziś wart ok. trzech miliardów funtów. Zdaniem dziennikarzy Sky Sports, cała operacja mogłaby opiewać nawet na cztery miliardy funtów. Na księciu Mahammedzie bin Salmanie taka kwota nie robi większego wrażenia. Majątek 33-letniego następcy tronu Arabii Saudyjskiej, będącego równocześnie wicepremierem oraz ministrem obrony tego kraju, wyceniany jest, bagatela, na 850 mld funtów.

Dynastia bin Salmanów dorobiła się oczywiście na handlu ropą naftową i dziś zaliczana jest do jednego z najzamożniejszych rodów na świecie. Kupno wartego miliardy piłkarskiego klubu przez saudyjskich szejków to element realizowanej od kilku lat strategii tego kraju. Polega ona na lokowaniu ogromnego majątku w dyscyplinach sportu, generujących największe zyski. Polityka w tym zakresie prowadzona jest przez najwyższe szczeble państwowe, w szczególności przez General Sports Authority (GSA), czyli odpowiednik polskiego resortu sportu. GSA niedawno wpompowało grube miliardy w Formulę 1 oraz w amerykański wrestling. Kilka miesięcy temu w orbicie zainteresowań saudyjskiego kapitału znalazł się Manchester United.

Wśród kibiców i piłkarzy „Czerwonych Diabłów” klimat na zmianę właściciela dawno nie był tak korzystny, dlatego Mohammad bin Salman postanowił działać szybko i skutecznie. To za jego namową kilka miesięcy temu GSA rozpoczęło strategiczną współpracę z Manchesterem. Jednym z jej efektów były wspólne treningi napastnika Arabii Saudyjskiej, Mohammada al-Shlawiego, z piłkarzami angielskiego klubu. W ten sposób najlepszy saudyjski snajper mógł przygotowywać się do tegorocznego mundialu (reprezentacja Arabii Saudyjskiej zakończyła mistrzostwa na etapie fazy grupowej, udało jej się pokonać tylko Egipt, w pozostałych dwóch meczach – z Rosją oraz Urugwajem – odniosła porażkę; podczas turnieju al-Shlewi nie strzelił ani jednej bramki).

Spekulacje na temat przejęcia „Czerwonych Diabłów” przez saudyjskich szejków nasiliły się kilka tygodni temu za sprawą wizyty Avrama Glazera na Bliskim Wschodzie. Amerykański miliarder wziął również udział w konferencji w Rijadzie z udziałem bankierów oraz inwestorów z całego świata. Angielscy dziennikarze wyłapali, że obecni na niej byli również członkowie dynastii bin Salmanów. Kupno Manchesteru United przez miliarderów z Arabii Saudyjskiej nie doczekało się żadnego oficjalnego stanowiska zarówno jednej, jak i drugiej strony. Przeprowadzenie takiej operacji może być bardzo trudne z prawnego punktu widzenia. Manchester United jest bowiem spółką notowaną na nowojorskiej giełdzie papierów wartościowych, a jego udziałowcami – oprócz Glazerów – są jeszcze inne podmioty (m.in. cztery potężne towarzystwa inwestycyjne). Sprzedaż udziałów należących do amerykańskich miliarderów będzie uzależniona od zgody pozostałych akcjonariuszy. W realizacji operacji może przeszkodzić również zabójstwo saudyjskiego dziennikarza, do którego doszło w październiku na terenie konsulatu Arabii Saudyjskiej w Stambule. W tym kontekście robienie interesów z Saudyjczykami mogłoby mocno nadszarpnąć biznesowy wizerunek Glazerów oraz zamknąć im drogę do innych inwestycji.

Saudyjczycy nie chcą być gorsi

Potencjalna inwestycja Saudyjczyków w Manchester United motywowana jest nie tylko chęcią zysku, ale – co istotniejsze – rywalizacją z pozostałymi państwami Bliskiego Wschodu. Zjednoczone Emiraty Arabskie oraz Katar to kraje, których rządy już kilka lat temu wyłożyły miliardy petrodolarów na europejski futbol. Arabia Saudyjska dopiero teraz startuje w tym szalonym wyścigu. Pytanie, czy nie za późno? Już 10 lat temu miliarder Sheikh Mansou, obecnie zastępca premiera oraz minister spraw zagranicznych ZEA, wykupił większościowy pakiet akcji w Manchesterze City. Według różnych szacunków od tamtego czasu 47-letni szejk wpompował w angielski klub ponad 500 mln funtów. Jego kapitał nie poszedł na marne, przeciwnie – pozwolił „The Citizens” trzykrotnie sięgnąć po tytuł mistrza kraju.

Petrodolarami sypie na prawo i lewo również Katar. Jeden z najbogatszych ludzi tego kraju, szejk Nasser Al-Khelaifi , w 2011 roku za pośrednictwem swojego funduszu inwestycyjnego Qatar Sports Investments kupił francuski klub Paris Saint-Germain. Al-Khelaifi jest jeszcze bardziej rozrzutny od wicepremiera ZEA, o czym świadczy realizowana przez PSG polityka transferowa. Jej kwintesencją jest sprowadzenie do Paryża Brazylijczyka Neymara za rekordowe jak do tej pory 222 mln euro. Część z tej kwoty wyłożyły katarskie państwowe spółki pod pozorem kontraktu reklamowego z Neymarem w roli głównej. Elementem polityki futbolowej w wykonaniu Kataru jest również zorganizowanie mundialu w 2022 roku. Dla rządu tego kraju to sprawa wagi państwowej. Prace nad budową nowych stadionów, dróg oraz pozostałej infrastruktury idą pełną parą, a miliardy z ropy leją się szerokim strumieniem.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news