17.8 C
Warszawa
wtorek, 8 października 2024

Hakmania

W nowej rzeczywistości taśmy zajęły miejsce teczek Służby Bezpieczeństwa jako gwarancja stabilności systemu politycznego.

Opublikowana przez „Gazetę Wyborczą” rozmowa miliardera Leszka Czarneckiego z byłym już szefem Komisji Nadzoru Finansowego Markiem Chrzanowskim pokazała, że potajemne nagrania rządzą dziś polską polityką. Przy czym znacznie większą rolę odgrywają taśmy, które się nie pojawią, od tych już powszechnie znanych. W myśl starej zasady „groźba jest silniejsza niż jej wykonanie”. Przysłowiowym gołym okiem widać, że Polska polityka opiera się na szantażu. Sezon na taśmy rozpoczął się tuż przed wyborami samorządowymi. Portal Onet odpalił wówczas rozmowę premiera Mateusza Morawieckiego. PiS w odpowiedzi w publicznych mediach zaczął publikować taśmy sprzed czterech lat. Jednak poza potwierdzeniem, że politycy tej partii byli również uwikłani w aferę taśmową, wiele nie zyskał.

– Taśmy zastępują teczki. Środki się zmieniają, model się nie zmienia – skomentował wówczas tę wojenkę prof. Robert Gwiazdowski.

– Dlatego ci, na których służby nic nie mają, są trzymani z daleka, aż na nich się coś znajdzie, a jak się nie znajdzie, to się zrobi – dodał. Taśmy pokazały, że w rządzie PiS trwa ostra walka między Zbigniewem Ziobro a premierem Mateuszem Morawieckim. Gdy opublikowano rozmowę Czarneckiego z Chrzanowskim, premier i jego otoczenie ewidentnie „kopnęło piłkę”, pokazując, że to problem szefa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego i jego politycznych sojuszników, do których zalicza się minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i szef służb Mariusz Kamiński. A tak się akurat składa, że Morawiecki chętnie by się obu panów z rządu pozbył.

Walki frakcyjne w obozie dobrej zmiany przypominają słynne walki „buldogów pod dywanem”, jak nazywał wewnętrzne starcia polskich komunistów Stefan Kisielewski. Niby nie dzieje się nic, ale po jakimś czasie robi się zamieszenie i wypada trup buldoga – tłumaczył obrazowo. Uważni obserwatorzy polskiej sceny politycznej co prawda ciał jeszcze nie widzą, ale pod dywanem walka trwa w najlepsze. Zamiast buldogów walczą jednak „delfiny”: ten namaszczony przez Jarosława Kaczyńskiego – premier Mateusz Morawiecki, z tym, który uważa, że to dziedzictwo należy się jemu – czyli ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobrze. Najgorsze z punktu widzenia „dobrej zmiany” może być to, że obaj przeciwnicy są silni, a więc walka może być długa i wyniszczająca i nie zakończyć się nawet wtedy, gdy dojdzie do rekonstrukcji rządu. Pytanie też, czy po ewentualnej dymisji Ziobry PiS będzie w stanie zachować większość parlamentarną? Zdaje się, że to główne obecnie zmartwienie Jarosława Kaczyńskiego. Bo to od jego decyzji zależy, jak głęboka będzie rekonstrukcja rządu. To, że do niej dojdzie, wydaje się niemal pewne.

 

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news