Płocki koncern paliwowy sfinansował powrót Kubicy na tory Formuły 1. Państwowa spółka może jeszcze na tym zarobi.
Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Przed rozpoczęciem sezonu piłkarskiego Robert Lewandowski zasiada do stołu negocjacyjnego z właścicielami Realu Madryt oraz zarządem PKN Orlen. Rozmowy kończą się zobowiązaniem płockiego koncernu naftowego do sfinansowania transferu „Lewego” do hiszpańskiej drużyny oraz sponsorowania madryckiego klubu. Brzmi absurdalnie? W klubowej piłce nożnej – owszem. Jednak nie w Formule 1, gdzie właśnie w taki sposób załatwia się kontrakty warte setki milionów. Tak w wielkim skrócie wyglądały kulisy powrotu Roberta Kubicy po blisko 11 latach do „królowej motosportu”.
W zamian za gwarancję ścigania się przez polskiego kierowcę w barwach zespołu Williamsa, PKN Orlen zobowiązał do sponsorowania brytyjskiego teamu. Płocki koncern paliwowy wygryzł w ten sposób nie tylko rosyjskiego kierowcę Siergieja Sirotkina, ale również jego sponsora – firmę SMP Racing, należącą do moskiewskiego oligarchy, a prywatnie kumpla Władimira Putina.
Decyzja władz Orlenu wzbudziła wiele kontrowersji. Z jednej strony została pozytywnie przyjęta przez polskich kibiców i to niezależnie od sympatii politycznych. Z drugiej jednak nie brakuje krytyków, którzy zarzucają władzom państwowej spółki marnotrawienie publicznych pieniędzy. „Zamiast 50 mln na Kubicę można by przeznaczyć te pieniądze na szkółki piłkarskie” – skomentował na Twitterze jeden ze znanych dziennikarzy sportowych. Z kolei entuzjaści Formuły 1 odbijają tak sformułowany zrzut, twierdząc, że reklama na bolidzie Williamsa zaprocentuje w przyszłości wzrostem dochodów z działalności paliwowej. Kto ma racje w tej przepychance?
Wielki powrót
6 lutego 2011 roku miał być początkiem końca rajdowej kariery Roberta Kubicy. To właśnie tego dnia 26-letni wówczas kierowca uległ poważnemu wypadkowi podczas włoskiego rajdu „Ronde di Andora”. Prawa ręka oraz noga urodzonego w Krakowie rajdowca zostały złamane w kilku miejscach. Polak musiał poddać się serii skomplikowanych operacji, a następnie przejść przez wielomiesięczną rehabilitację. Nikt wówczas nie dawał mu szans na powrót do wyczynowego sportu. Jednak na przekór sceptykom Kubica już półtora roku po wypadku wrócił za kierownicę rajdowego samochodu i od razu zaliczył zwycięstwo w prestiżowym rajdzie „Ronde Gomitolo di Lana”. Rok później zadebiutował w mistrzostwach świata w kategorii WRC-2, by ostatecznie zakończyć sezon na 1. miejscu z tytułem rajdowego mistrza świata.
Historia Kubicy zatoczyła koło w 2017 roku kiedy, po ponad 6 latach od wypadku, wsiadł do bolidu Formuły 1 jako testowy kierowca zespołu Renault. Natomiast rok później został rezerwowym rajdowcem w teamie Williamsa. Pojawiły się wówczas plotki o możliwym powrocie Kubicy do występów w mistrzostwach. Niestety polski kierowca przegrał rywalizację o jedno z dwóch miejsc w brytyjskim zespole z Rosjaninem Siergiejem Sirotkinem. Wybór Williamsa podyktowany był nie tyle względami sportowymi, ile finansowymi. Krótko mówiąc, sponsorzy Sirotkina zaoferowali Brytyjczykom więcej pieniędzy, aniżeli był w stanie wyłożyć ówczesny sponsor Kubicy – firma Olimp Sport Nutrition, producent suplementów diety.
Po niecałym roku od tamtych wydarzeń role się odwróciły. We wrześniu pojawiły się bowiem plotki, jakoby PKN Orlen zamierzał wesprzeć finansowo Kubicę w jego powrocie do Formuły 1. Medialna wrzutka „żyła własnym życiem” przez kolejne tygodnie i ostatecznie została potwierdzona 22 listopada przez Williamsa oraz płocki koncern naftowy. Ten ostatni zobowiązał się do sponsorowania brytyjskiego teamu w zamian za gwarancję występów Kubicy w podstawowym składzie osobiście prezes naftowego koncernu Daniel Obajtek. Podpisanie umowy jest równoznaczne z końcem współpracy Williamsa z rosyjską firmą SMP Racing, wspierającą Siergieja Sirotkina. Sponsor rosyjskiego kierowcy to jedna ze spółek-córek banku SMP, należącego do potężnej dynastii Rotenbergów, której członkowie przyjaźnią się z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Zakontraktowanie Kubicy w Williamsie i jednocześnie rezygnacja z „usług” Sirotkina zostały negatywnie przyjęty przez władze SMP Racing.
Jeszcze tego samego dnia, w którym oficjalnie potwierdzono powrót Polaka na tory Formuły 1, rosyjska firma wydała uszczypliwy komunikat, wymierzony w brytyjskiego konstruktora. „Podjęliśmy decyzję o tym, by nie kontynuować współpracy z Williamsem. Jesteśmy niemile zaskoczeni poziomem, jaki zespół prezentował w tym roku. Rozwój samochodu również nie był taki, jakiego oczekiwaliśmy” – czytamy w ironicznym oświadczeniu, pod którym osobiście podpisał się rosyjski miliarder Boris Rotenberg. Widoczna w zacytowanym komunikacie frustracja jest łatwa do zrozumienia. Otóż założenie w 2013 roku spółki SMP Racing było wręcz wydarzeniem wagi państwowej, wspieranym przez najważniejsze osoby na Kremlu. Jej działalność sponsoringowa miała pomóc w realizacji jednego z marzeń Putina o rosyjskim kierowcy triumfującym na torach Formuły 1. Nie od dziś wiadomo bowiem, że 66-letni prezydent jest wielkim fanem tej dyscypliny, o czym świadczy jego decyzja o budowie wartego ćwierć miliarda dolarów toru wyścigowego w Soczi.
Zagrywka polityczna, czy ekonomiczna kalkulacja?
O ile rosyjski magnat Rotenberg, sponsorując Sirotkina, mógł sobie pozwolić na zadłużenie napompowanej miliardami spółki z rodziny SMP, stawiając realizację politycznych celów przed ekonomicznymi, o tyle hierarchia priorytetów w wypadku Orlenu powinna być zgoła odwrotna. Właśnie w tym kontekście pod adresem płockiego koncernu posypały się liczne zarzuty braku gospodarności oraz marnotrawienia publicznych pieniędzy. Krytycy umowy z Williamsem twierdzą, że sponsorowanie występów Roberta Kubicy w Formule 1 ma podłoże czysto polityczne. W myśl tej teorii, rząd (mający wpływ na decyzję Orlenu) próbuje odpokutować ujawnione niedawno nagrania z restauracji „Sowa i Przyjaciele”, na których obecny premier Mateusz Morawiecki, a wówczas doradca w rządzie Donalda Tuska, cieszył się z wypadku rajdowca. Z kolei zwolennicy finansowego wsparcia Kubicy chwalą decyzję władz Orlenu, wskazując, że umowa z Williamsem pomoże płockiemu koncernowi „wypłynąć na szerokie, międzynarodowe wody”, co ostatecznie zaowocuje większym zyskiem w nieokreślonej przyszłości.
Zarówno pierwsza, jak i druga teza jest niemożliwa do potwierdzenia bądź obalenia. Z jednej strony nie ulega wątpliwości, że rząd zamierza zbić polityczny i wizerunkowy kapitał na porozumieniu z brytyjskim zespołem F1. Z drugiej jednak reklama Orlenu na masce bolidu Williamsa z pewnością zostanie dostrzeżona przez potencjalnych kontrahentów płockiego koncernu. Formuła 1 to dyscyplina, mająca szeroką widownię na każdym kontynencie. Wartość marketingowa „królowej motosportu” szacuje się na ok. 6 miliardów dolarów. Z kolei wartość samego Williamsa wynosi przeszło 400 mln dol. Dodatkowo kontrakt Orlenu z Brytyjczykami może doprowadzić do przemodelowania układu sił w polskiej branży paliw. Udział płockiego koncernu w detalicznym rynku paliw obecnie wynosi ok. 37 proc., przy czym od kilku lat spółka wykazuje w tym zakresie tendencję wzrostową.
Współpraca z Kubicą może pozytywnie wpłynąć na tę dynamikę. Dowodem na potwierdzenie tej tezy są setki komentarzy na Twitterze (typu: „Od dzisiaj tankuję na Orlenie”, „Jestem już waszym stałym klientem”) zamieszczonych pod wpisem prezesa Orlenu, w którym pogratulował on Kubicy powrotu na tory Formuły 1. Wiele zależy również od samego kierowcy oraz jego zespołu. Im wyższe pozycje będzie notował Williams, tym większe profity osiągnie Orlen.