Przy założeniu, że muzułmańskich migrantów będzie przybywać w dotychczasowym tempie, to za 40 lat będzie ich w Polsce ponad 900 tys. – czyli ok. 2,5 proc.mieszkańców.
Portal euroislam.pl zwrócił niedawno uwagę na raport Fundacji Instytutu Spraw Europejskich pt. „Imigracja z krajów OIC do Polski w latach 2003–2018” (autor – Jan Wójcik).
Najpierw jednak kilka słów o euroislam. pl, jest to bowiem swoisty rodzynek. Otóż portal ten, założony przez stowarzyszenie „Europa Przyszłości”, programowo sprzeciwia się islamizacji Europy i Polski oraz niekontrolowanej imigracji – czyni to jednak nie z pozycji nacjonalistycznych, lecz lewicowo-liberalnych. To pocieszające, że nie wszyscy liberałowie dali sobie wyprać mózgi ideologią multikulturalizmu. Autorzy „euroislamu” potrafią dostrzec w muzułmańskiej inwazji na Stary Kontynent fundamentalne zagrożenie dla takich wartości jak tolerancja, prawa człowieka i swobody obywatelskie. Z tego też powodu przez tutejsze liberalno-lewicowe salony traktowani są niczym czarne owce, bo miast hołdować dogmatom political correctness wolą trzeźwo oceniać rzeczywistość.
A teraz do rzeczy. Wzmiankowany na wstępie raport bazuje na oficjalnych danych Urzędu do Spraw Cudzoziemców dotyczących przybywających do Polski obywateli państw Organizacji Współpracy Islamskiej (OIC). Wynika z nich, że przybysze z krajów muzułmańskich stanowią ok. 8–9 proc. ogółu imigrantów, co przekłada się na 27 tys. osób. Tu jednak należy poczynić istotne zastrzeżenie: mówimy jedynie o pobycie legalnym, do którego należy doliczyć jeszcze nieznaną bliżej liczbę migrantów przebywających nielegalnie. Z nieoficjalnych rozmów z pracownikami Straży Granicznej wynika, że faktycznie na terenie Polski muzułmańskich migrantów może przebywać nawet dwukrotnie więcej. Powody przyjazdu do Polski są różne – praca (głównie Bangladesz, Uzbekistan, Pakistan, Turcja), studia (Arabia Saudyjska i Kazachstan) oraz związek z obywatelem (-ką) Polski (tu występuje szczególnie wysoki odsetek osób z Nigerii oraz Egiptu).
Na pozór nie wygląda to niepokojąco. Warto jednak zwrócić uwagę, że utarło się sądzić, iż najliczniejszą społecznością muzułmańską w Polsce są „nasi”, zasymilowani Tatarzy – tymczasem tak nie jest. Spis powszechny z 2011 odnotował 1916 Tatarów – wynika z tego, że Tatarzy są „mniejszością w mniejszości”, gros zaś muzułmanów w Polsce to imigranci. Druga rzecz, o wiele ważniejsza, to dynamika – otóż w badanym przedziale czasowym (raptem 5 lat) liczba migrantów z państw OIC wzrosła czterokrotnie, co spowodowane jest m.in. rosnącym zapotrzebowaniem na pracowników. I tu zaczyna się najciekawsze. Autor raportu pokusił się bowiem o zarysowanie przyszłości, biorąc pod uwagę z jednej strony dynamikę obecnego trendu migracyjnego, z drugiej zaś – porównując sytuację Polski z krajami Zachodniej Europy, które nie miały kolonii w krajach muzułmańskich (Belgia, Dania, Austria, Norwegia, Szwecja). Z analizy wynika, że Polska obecnie jest na podobnym etapie, jak powyższe kraje 40–50 lat temu – a więc w latach 60., 70. XX w. Przy założeniu, że muzułmańskich migrantów będzie przybywać w dotychczasowym tempie, to za 40 lat będzie ich w Polsce ponad 900 tys. – czyli (biorąc pod uwagę tendencje demograficzne wśród Polaków) stanowić będą ok. 2,5 proc. mieszkańców.
Jeśli natomiast dodamy „ciemną liczbę” migrantów nielegalnych, to zakładając utrzymanie się obecnego tempa „przyrostu”, możemy mówić nawet o ok. 5 proc. populacji. Zważywszy, że społeczności muzułmańskie mają predylekcję do tworzenia zwartych społeczności w dużych miastach, tworzy to zagrożenie występowania licznych napięć społecznych. Analizę uprawdopodabnia fakt, iż podobną drogę przeszły podane wyżej kraje Europy Zachodniej – kilkadziesiąt lat temu muzułmanie stanowili w nich podobnie nieistotny odsetek, jak dziś w Polsce. Obecnie w Belgii stanowią już 5,5 proc. populacji, w Austrii – 4 proc, Danii – 3,5 proc, Norwegii – 2 proc. Przypominam – nie chodzi tu o państwa z kolonialną przeszłością w krajach arabskich, lecz o takie, które kolonii albo nie miały w ogóle, albo np. w tzw. czarnej Afryce (Belgia).
No i wreszcie wątek czysto gospodarczy. Pozwolę sobie przytoczyć w całości jeden z wniosków końcowych, bo jest na tyle dobitny, że nie wymaga komentarza: „W sferze gospodarki należy zweryfikować myślenie o zwiększaniu PKB poprzez zwiększanie imigracji. Należałoby przeprowadzić analizę, w jakim stopniu migranci (i osoby z tzw. tłem imigranckim) z krajów OIC w państwach zachodnich wpływają na tamtejszy PKB. Po drugie należy zauważyć, że sprowadzanie taniej siły roboczej – a taki głównie ma charakter obecna imigracja – nie przyczynia się do zmiany struktury produkcji w Polsce i cementuje niekorzystny układ o relatywnie niskim PKB per capita. Biorąc pod uwagę PKB per capita krajów zachodnich, Polska, nadrabiając zapóźnienie gospodarcze, mogłaby zwiększyć swoje globalne PKB, zwiększając PKB per capita nawet czterokrotnie, co kompensowałoby z nawiązką spadek populacji kraju.
Tak więc imigracja może być tymczasowym czynnikiem rozwoju gospodarczego Polski, ale nie długoterminowym”. Jest o czym myśleć, nieprawdaż?