Polskie kluby podzielą się milionami ze sprzedaży praw do transmisji. Najwięcej dostaną najbogatsze zespoły. Te biedniejsze tylko symbolicznie odczują zastrzyk gotówki.
W środę, 12 grudnia, najważniejsze persony polskiej piłki klubowej doszły do porozumienia w sprawie podziału rekordowej puli pieniędzy pochodzących ze sprzedaży praw do transmisji Lotto Ekstraklasy. Jednak nie wszystkim klubom podoba się sposób, w jaki zostanie podzielony finansowy tort. Wzbogacą się bowiem najzamożniejsze zespoły, a dla biednych pozostaną okruchy. Wartość podpisanego kontraktu stawia polską ligę w pierwszej dziesiątce europejskich rozgrywek. Jednak od tych najbogatszych ekstraklasę wciąż dzielą Himalaje usypane z setek milionów euro. I raczej nigdy to się nie zmieni.
NC+ i TVP sypną milionami
Obecny sezon jest ostatnim, w którego czasie obowiązuje podpisana przed czteroma laty umowa na sprzedaż praw do transmisji meczów Ekstraklasy. Na jej mocy licencję na transmitowanie ligowych spotkań uzyskała platforma nc+, należąca do grupy ITI Neovision, w której większościowy pakiet akcji należy do francuskiej spółki mediowej Canal+ France. Wciąż aktualny kontrakt gwarantuje spółce Ekstraklasa S.A. ok. 150 mln zł za sezon. Na podstawie specjalnego przelicznika te pieniądze są rozdzielane pomiędzy 16 klubów. Co do zasady, każdy zespół dostaje taki kawałek finansowego tortu, na jaki zasłużył. Proporcje, w jakich jest on dzielony, określają specjalne mnożniki, uzależnione m.in. od rankingu historycznego, obejmującego osiągnięcia danego klubu na przestrzeni kilku ostatnich lat. Poza kwotami wynikającymi z przeliczników każdy zespół otrzymuje stałą sumę, niezależną od osiągnięć sportowych. W minionym roku gwarantowana kwota wynosiła ok. 5,2 mln zł. Od sezonu 2019/2020 kasa do klubów popłynie jeszcze szerszym strumieniem. Chociaż kwoty zawarte w nowej umowie nie zostały ujawnione, to z medialnych przecieków wynika, że przewidziana pula do podziału nie będzie niższa niż 220 mln zł w jednym sezonie. Podpisanie nowego kontraktu oznacza, że platforma nc+ straci status monopolisty w transmisji sygnału z meczów ekstraklasy. Francuska stacja podzieli się bowiem rynkiem z telewizją publiczną, która na ostatniej prostej negocjacji włączyła się do gry o pakiety mediowe. TVP wykupiło prawa do transmisji w otwartej telewizji 37 spotkań rozgrywanych w soboty bądź w niedziele, a więc w dniach największej oglądalności. Platforma nc+ nadal będzie emitować wszystkie 296 meczów.
– Jeden mecz w każdej kolejce ekstraklasy przez dwa sezony to spełnienie marzeń, a także oczekiwań naszych widzów – chwalił się niedawno prezes TVP Jacek Kurski, który ponoć osobiście zaangażował się w negocjacje z zarządem Ekstraklasy S.A. Musiał to zrobić, ponieważ w przeszłości wielokrotnie zapewniał, że telewizja publiczna pokaże w końcu polską ligę. „Spełniamy obietnice, nie rzucamy słów na wiatr” – nie krył dumy z efektu negocjacji. Nabywając prawa do transmisji, Jacek Kurski dopiął w końcu swego. Kiedy obejmował funkcję szefa telewizji publicznej, twierdził, że jego celem jest emisja mundialu, mistrzostw Europy, a także polskiej ligi. Tę ostatnią wytargał dopiero po ponad dwóch latach swojej prezesury.
Europejscy krezusi
Podpisanie nowego kontraktu, gwarantującego klubom ekstraklasy 250 mln zł za sezon, sprawia, że pod względem wartości praw mediowych polska liga wskoczyła z 11. miejsca na 8 pozycję w rankingu europejskich rozgrywek. Od liderów tego zestawienia ekstraklasę dzielą jednak Himalaje twardej waluty. Od wielu już lat na szczycie „najdroższych” europejskich lig pozostaje angielska Premier League. W 2015 roku platformy cyfrowe Sky Sports oraz BT Sport wyłożyły łącznie 5 miliardów funtów w zamian za możliwość transmitowania angielskich rozgrywek w okresie 2016-2019. Emisja jednego meczu Premier League jest zatem warta grubo ponad 10 mln funtów, czyli więcej niż wynoszą roczne dochody kilku klubów ekstraklasy razem wziętych.
Dlaczego liga angielska jest aż tak „droga”? Z kilku powodów. Po pierwsze, występują w niej kluby-instytucje, o potężnym potencjale marketingowym, z kibicami rozsianymi po całym globie. Ich liczba przekłada się na oglądalność, co pośrednio skutkuje wzrostem wartości praw do transmisji. Po drugie, Premier League jest wręcz naszpikowana piłkarzami-celebrytami, którzy jak magnes przyciągają inwestorów z grubymi portfelami, zainteresowanych żywą reklamą. Istotne znaczenie ma również duża frekwencja przy jednocześnie drogich wejściówkach na mecze. Według uśrednionych danych na jeden klub ligi angielskiej przypada blisko 115 mln euro na sezon. Pod tym względem na drugim miejscu plasuje się włoska Serie A, gdzie zespoły inkasują przeciętnie ok. 50 mln rocznie. Podium zamyka hiszpańska Premiera Division, gdzie sezonowe dochody klubów z podziału telewizyjnego tortu wynoszą ok. 40 mln.
Kłótnia nad tortem
Chociaż pula 250 mln zł rocznie dla klubów ekstraklasy robi wrażenie, to jednak nie wszystkie zespoły ucieszą się z niej w równym stopniu. Dla jednych podział finansowego tortu jest atrakcyjny, dla innych już niekoniecznie. Dysproporcje w dzieleniu puli, wynikające z zastosowania specjalnych przeliczników, są gigantyczne. Widać to na przykładzie dochodów poszczególnych klubów za poprzedni rok. Największą sumę zarząd krajowych rozgrywek przelał na konto warszawskiej Legii, która miniony sezon zakończyła na pierwszym miejscu w tabeli. Łącznie „Wojskowi” zainkasowali aż 16,7 mln zł, na co złożyło się: 5,2 mln stałej kwoty, 3,2 mln za ranking historyczny, tyle samo za ranking bieżący oraz 5,1 mln w kategorii „TOP 4”. Jednak już piąta w finansowej tabeli Wisła Płock dostała zaledwie 8 mln zł, czyli połowę mniej od Legii, chociaż pod względem sportowym Płocczanie wcale nie odbiegali od warszawskiego klubu (13 pkt mniej od mistrza kraju).
Jak donosi na łamach „Przeglądu Sportowego” Krzysztof Stanowski, dysproporcje w podziale pieniędzy mogą doprowadzić do kłótni pomiędzy klubami a zarządem rozgrywek. Buntują się przede wszystkim mniej zamożne kluby. Dziennikarz twierdzi, że niektóre zespoły nie odczują finansowego zastrzyku po podpisaniu umowy przez Ekstraklasę S.A. z nc+ i TVP. Wzbogacić mają się tylko bogaci. „Będzie wokół tego podziału środków awantura, czuć ją w powietrzu” – prorokuje Stanowski. Z kolei przewodniczący Rady Nadzorczej spółki zarządzającej ligą Karol Klimczak chwali nową umowę, twierdząc, że w jej rezultacie „w każdym sezonie bezpośrednie wpływy do klubów wzrosną o co najmniej 70 mln zł”. Biorąc pod uwagę średnią przypadającą na jeden zespół, to istotnie tyle właśnie wychodzi. Jednak w rzeczywistości tylko nieliczne kluby dostaną atrakcyjną porcję tortu, większość natomiast będzie się musiała zadowolić ochłapami, licząc na łaskę, lub niełaskę, kapryśnych sponsorów.