Czy nadchodzący w Niemczech kryzys gospodarczy pociągnie polską gospodarkę w dół?
To pytanie, na które wszyscy szukają dzisiaj wiarygodnej odpowiedzi
W ostatnich tygodniach przez europejskie i światowe media przetoczyła się fala publikacji alarmujących o nadchodzącym kryzysie gospodarczym w Niemczech. Ich echa można było również odnaleźć w polskiej prasie, która zazwyczaj stawiała przy tej okazji jedno zasadnicze pytanie: czy kryzys gospodarczy u naszego zachodniego sąsiada rzeczywiście negatywnie wpłynie na kondycję naszej gospodarki? Jest to kwestia niezwykle istotna z uwagi powiązania gospodarcze pomiędzy Polską a Niemcami. W kręgach polskich ekonomistów funkcjonuje od lat niewybredny dowcip, mówiący o tym, że jak niemiecka gospodarka ma katar, to polska od razu ma gorączkę. Jak w każdej anegdocie, także i w tej można znaleźć sporo racji, ponieważ Polska i Niemcy są rzeczywiście silnie powiązane gospodarczo. Do Niemiec trafia prawie jedna trzecia (27,5 proc.) eksportowanych przez Polskę towarów, a z kolei produkty pochodzące zza Odry stanowią prawie jedną czwartą (23,1 proc.) wszystkich, jakie importujemy. Mamy więc wystarczający powód do tego, aby obawiać się nadejścia zadyszki w niemieckiej gospodarce. Ta zaś rzeczywiście nie wygląda dzisiaj najlepiej. Wszystkie dane dotyczące kondycji gospodarczej naszego zachodniego sąsiada ewidentnie wskazują na spowolnienie koniunktury, a nawet gospodarczą recesję, jaka może dotknąć Niemcy już w 2019 r. O nie najlepszych perspektywach już w ubiegłym roku informowała Niemiecka Rada Ekspertów Ekonomicznych, która jest niezależnym ciałem doradczym rządu i parlamentu w Berlinie.
Raport Rady Ekspertów
Ostatni raport na temat stanu niemieckiej gospodarki szef Niemieckiej Rady Ekspertów Ekonomicznych Christoph Schmidt przekazał kanclerz Angeli Merkel 7 listopada ubiegłego roku. Znalazło się w nim wiele danych, które mogły zaniepokoić niemiecką kanclerz. Wynika z nich, że wzrost gospodarczy w 2018 r. wyniesie w Niemczech zaledwie 1,6 proc. PKB. To znacznie mniej niż przewidywały wcześniejsze rządowe prognozy, które zakładały, że wyniesie on 2,3 proc. Mniejszy będzie również wzrost niemieckiego PKB w 2019 r. Zamiast zakładanego wcześniej 1,8 proc., ma on wynieść tylko 1,5 proc. Jeszcze bardziej niepokojący jest spadek niemieckiej produkcji przemysłowej, największy od 2009 r. Tylko w listopadzie 2018 miała ona obsunąć się aż o 4,7 proc. Nie jest to jednorazowy regres, wywołany sezonowymi zaburzeniami rynku, ale trwała już tendencja, którą można było obserwować od wielu miesięcy. Już od końca 2017 r. wzrost produkcji przemysłowej oscylował w Niemczech w granicach zera, a na koniec 2018 r. ten negatywny trend mocno przyspieszył. Spadek produkcji przemysłowej odnosi się do wszystkich kluczowych komponentów. Ujemna dynamika dotyczy bowiem zarówno sektora wydobywczego, budowlanego, wytwarzania energii, jak i tego, który uchodzi za najważniejszy, czyli przetwórstwa przemysłowego, w którym odnotowano w ubiegłym roku spadek aż o 4,8 proc.
Również w podziale na dobra konsumpcyjne i inwestycyjne widać wyłącznie negatywny odczyty. W przypadku niemieckiego przemysłu martwi również bardzo wyraźny spadek indeksu produkcji, który w okresie od czerwca do listopada 2018 r. obsunął się, osiągając ostatecznie poziom z początku 2017 r. Oznacza to, że wcześniejszy wzrost (trwał od początku 2017 r. do połowy 2018 r.) został utracony w ciągu niespełna pięciu miesięcy (czyli w okresie od lipca do listopada 2018 r.) Przyczyn negatywnych zjawisk w niemieckiej gospodarce można szukać m.in. we wzroście niepewności „przyszłości multilateralnego porządku gospodarczego świata”, a także w postępującym procesie starzenia się niemieckiego społeczeństwa. Oba te zjawiska stanowią największe wyzwanie dla niemieckiej gospodarki. Dodać do tego należy najwyraźniejsze elementy ryzyka, jakie stoją dzisiaj przed niemiecką gospodarką. Czyli m.in. trwającą na świecie wojnę celną (m.in. na linii USA – Unia Europejska oraz USA – Chiny), opuszczenie Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię oraz powracający kryzys strefy euro.
Doszły jeszcze czynniki istotne dla niemieckiej gospodarki, takie jak np. problemy produkcyjne, widoczne zwłaszcza w przypadku niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego oraz ogólny spadek mocy przerobowych całego niemieckiego przemysłu. Wszystkie wymienione elementy sprawiają, że należy liczyć się z dalszym osłabieniem niemieckiego wzrostu gospodarczego. Krótko mówiąc, Niemcy stoją dzisiaj na gospodarczo- politycznym rozdrożu. Raport nie tylko przedstawił trudną prawdę na temat niemieckiej gospodarki, ale i zaproponował rozwiązania. Autorzy opracowania zalecili niemieckiemu rządowi m.in. jak najszybsze zwiększenie konkurencyjności inwestycyjnej Niemiec na poziomie międzynarodowym poprzez obniżenie podatków oraz zlikwidowanie tzw. podatku solidarnościowego, wprowadzonego jeszcze w latach dziewięćdziesiątych na rzecz odbudowy nowych krajów związkowych Niemiec (terytoria byłej NRD). Niemiecka Rada Ekspertów Ekonomicznych zaleciła również, aby Niemcy wzięły na siebie ciężar przeciwstawienia się amerykańskiemu protekcjonizmowi i agresywnej polityce handlowej prezydenta USA Donalda Trumpa. Postulują również, aby Unia Europejska w ramach reguł Światowej Organizacji Handlu rozważyła możliwości zastosowania działań odwetowych wobec USA.
Wcześniejsze sygnały
O tym, że z niemiecką gospodarką nie dzieje się dobrze mówiono w Berlinie zanim jeszcze Niemiecka Rada Ekspertów Ekonomicznych oficjalnie przekazała swój raport kanclerz środowisk wysyłało sygnały o negatywnych zjawiskach, jakie pojawiły się w gospodarce za Odrą. Takie sygnały wysyłało m.in. środowisko niemieckich przedsiębiorców, które podnosiło, że systematycznie spada niemiecki indeks ZEW (Zentrum für Europäische Wirtschaftsforschung) pokazujący nastroje panujące w gospodarce. Indeks ZEW poszybował mocno w dół już na początku 2018 r. W listopadzie ubiegłego roku osiągnął poziom 24,1 pkt a w styczniu br. zaledwie 20,4 pkt. Na niższym poziomie Indeks ZEW był ostatni raz w 2012 r. Ilekroć niemieccy przedsiębiorcy alarmowali o spadku indeksu ZEW, eksperci usiłowali tłumaczyć sytuację różnymi przyczynami. Była wśród nich i niepewność związana z nadejściem wojen handlowych na linii USA – Chiny i USA – Unia Europejska, brytyjski brexit, wreszcie napięcia w rządzącej Niemcami koalicji. Spadający wskaźnik nastrojów ekonomicznych (ZEW) był kolejnym sygnałem tego, że z niemiecką gospodarką nie dzieje się zbyt dobrze.
Jednak tego typu sygnały były w dość długo marginalizowane. Znaczny w tym udział miał również niemiecki bank centralny, którego prognozy były nadmiernie optymistyczne. Dopiero raport Niemieckiej Rady Ekspertów Ekonomicznych postawił sprawę jasno: w niemieckiej gospodarce nie dzieje się dobrze i może być jeszcze gorzej. Kanclerz Merkel i jej ministrowie nie mogą już ukrywać tego, że Republice Federalnej realnie zagraża kryzys gospodarczy. Niemieckie firmy obawiają się w szczególności nowych działań ze strony USA. Jednym z takich posunięć są planowane przez Departament Stanu USA sankcje przeciwko tym wszystkim firmom europejskim, które są zaangażowane w budowę gazociągu Nord Stream 2. Z tego zagrożenia zdaje już sobie sprawę rząd Merkel, który zaczyna podnosić, że wprowadzenie sankcji przez USA będzie ingerencją w europejską politykę energetyczną. Szef niemieckiego MSZ Heiko Maas stwierdził nawet, że Niemcy nie chcą, żeby europejska polityka energetyczna była definiowana w Waszyngtonie. Taka retoryka jeszcze bardziej będzie zachęcała Waszyngton do wprowadzenia sankcji. A jeśli tak się stanie, szybko znajdzie to odbicie w wynikach całej niemieckiej gospodarki. Tak czy inaczej, kryzys gospodarczy zbliża się dzisiaj do Niemiec i to coraz szybszymi krokami. Dlatego już dzisiaj warto zastanowić się nad tym, jaki wpływ będzie miał on na sytuację gospodarczą Polski, która co jeszcze raz warto przypomnieć, zaliczyła pod tym względem jeden z najlepszych okresów w swojej historii?
Czy powinniśmy bać się niemieckiego kryzysu?
Niemcy to dzisiaj jeden najważniejszych partnerów gospodarczych Polski. Nasze kraje nie są jednak równorzędnymi partnerami. Niemieckie firmy traktują Polskę jako kraj, w którym konsumenci mają znacznie niższe niż w Niemczech wymagania i dlatego często „upychają” w Polsce towary drugiego gatunku. Tak jest np. w przypadku trafiającej na rynek polski chemii, która jest po prostu znacznie gorszej jakości niż ta, która idzie wprost na rynek niemiecki. Podobnie jest ze sprzętem AGD i RTV, który nigdy nie jest najnowszej generacji, jaki produkują niemieckie koncerny, tylko tym, który nie sprzedaję się już u nich. Podobną tendencję można zauważyć także w branży samochodowej, gdzie pojazdy przeznaczone dla polskiego odbiorcy są niejednokrotnie w uboższej wersji niż ta, która trafi a na rynek niemiecki. Problem w tym, że ów „drugi gatunek” niemieckich towarów, jakie trafiają nad Wisłę, bardzo często nie odzwierciedla ich „polska” cena. To oznacza, że nie jesteśmy dla Niemców poważnym partnerem handlowym, pomimo tego, że nam samym tak się wydaje.
Drugą równie istotną sprawą związaną z naszymi powiązaniami gospodarczymi jest to, że Niemcy zarabiają na partnerstwie gospodarczym z Polską, a my na nim nie, albo nie tyle, ile powinniśmy. Widać to dobrze zwłaszcza w branży samochodowej, elektrycznej i jeszcze kilku innych, w których obecne są niemieckie firmy. W Polsce produkowane są części do niemieckich samochodów, wyposażenie ich wnętrz, a także sprzęt AGD i RTV. Niemieckie firmy płacą polskim pracownikom średnio 2500 zł „na rękę”. U siebie musieliby zapłacić za taką pracę mniej więcej 3 tysiące euro. Niemcy bogacą się więc na taniej sile roboczej, która jest w Polsce. Działające w Polsce niemieckie firmy nie płacą również u nas podatków. Polska „żyje” jedynie z tych danin, które płacą polskie firmy, a nie działające u nas firmy niemieckie. Dlaczego o tym piszemy akurat przy okazji zbliżającego się coraz bardziej do Niemiec gospodarczego kryzysu? Powód tego jest jeden, ale za to kluczowy dla naszej przyszłości. Otóż nie możemy myśleć ciągle jedynie o tym, jakie skutki dla polskiej gospodarki będzie miał nadchodzący w Niemczech kryzys. Chodzi o to, aby Polska umiejętnie wykorzystała tę sytuację do zbudowania innego modelu gospodarczej współpracy z naszym zachodnim sąsiadem. Nie możemy być dalej gospodarczym wasalem Niemiec i pracować na ich potęgę i bogactwo. Spróbujmy wykorzystać niemiecki kryzys gospodarczy do tego, żeby zbudować wreszcie bardziej partnerski model współpracy gospodarczej. A jeśli nie da się tego zrobić, to zacznijmy szukać nowego partnera. W każdym razie umiejętność znalezienia nowych kontrahentów i nowych rynków to cecha najbardziej gospodarczo dynamicznych krajów. A Polska jak możemy usłyszeć z ust naszych rządzących, takim krajem ma być.