9.2 C
Warszawa
czwartek, 3 października 2024

Czas politycznych inwestycji

Wybory zawsze są dobrym czasem na dokonanie politycznych inwestycji, takimi są zaś nowe partie polityczne.

W tym roku najprawdopodobniej powstanie ich w Polsce znacznie więcej, niż kiedykolwiek wcześniej.

Na warszawskim Torwarze odbyła się konwencja założycielska „Wiosny” – nowej partii politycznej, którą stworzył Robert Biedroń, były prezydent Słupska. Sam Biedroń nie jest jednak człowiekiem, który dopiero zamierza wejść do polityki. W przeszłości był w SLD, a potem współtworzył Ruch Palikota, który uległ samozagładzie jeszcze przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi, jakie miały miejsce jesienią 2015 r. Biedroń postanowił teraz pójść w ślady swojego dawnego szefa, Janusza Palikota, i tworzy własną partię. Jak przystało na lidera, twórca Wiosny w swoim inauguracyjnym wystąpieniu skupił się na programie politycznym. Mogliśmy wiec usłyszeć, że mamy być wspólnotą, ale w zasadzie należałoby z niej wykluczyć PiS i PO. Ojczyzna jest jak najbardziej tak, ale „bez krwi i blizn”, bo nie może być „balastem”. Biedroń zdefiniował również „patriotyzm”, który ma być „odpowiedzialnością za wszystkich, którzy czują się Polakami i Polakami”. Nie powinien jednak „podcinać Polkom skrzydeł”, lecz im je „dodawać ”. Biedroń zadeklarował też stworzenie świeckiego państwa. Siłą rzeczy chce więc dokonać rozdziału państwa od kościoła.

Trzeba więc zacząć od unieważnienia konkordatu, zawartego w 1993 r. Potem powinniśmy dokonać kolejnych kroków w kierunku rozdzielenia państwa od kościoła. Kluczowymi zmianami powinny być: wprowadzenie pełnej transparentności finansów Kościoła, jego opodatkowanie, zniesienie klauzuli sumienia, wprowadzenie związków partnerskich, aborcji na żądanie, pełnego finansowania in vitro oraz szerokiej edukacji seksualnej. Lider Wiosny nie pominął również kwestii gospodarczych. Tyle że od razu można było zauważyć, że Biedroń o gospodarce ma dość nikłe pojęcie. Zadeklarował m.in. konieczność odpartyjnienia spółek Skarbu Państwa. Ogłosił również, że do roku 2035 należy zamknąć wszystkie kopalnie, a górników skierować do pracy w sektorze energii odnawialnej. Jest też chyba zwolennikiem państwa socjalnego, skoro zaproponował poszerzenie programu 500 plus „na pierwsze dziecko i rodziców samodzielnie wychowujących dzieci”. Konwencja inauguracyjna „Wiosny” na warszawskim Torwarze mogła robić wrażenie oprawą, polityczną dynamiką oraz medialnym rozmachem. Jak na partię, której jeszcze nie ma w terenie, wyszło niezwykle imponująco. Pytanie tylko skąd Robert Biedroń wziął na zorganizowanie takiej imprezy pieniądze?

Wiosna zawsze mija
Liberalne media już okrzyknęły partię Biedronia liczącym się podmiotem na polskiej scenie politycznej. Niektóre z sondaży wskazywały nawet na kilkunastoprocentowe poparcie „Wiosny” (m.in. w sondażu przeprowadzonym przez Kantar MB nowa partia odnotowała 14 proc.), plasując ją na trzecim miejscu, zaraz po PiS i PO. Czekają nas w tym roku wybory do Parlamentu Europejskiego, a potem wyboru do Sejmu. Jeśliby w tych ostatnich „Wiosna” uzyskała takie poparcie, jak przedstawiają to sondaże, to mogłaby liczyć w Sejmie na 30–40 mandatów. Warto również zwrócić uwagę na komentarze polityków i ekspertów, jakie pojawiły się po konwencji założycielskiej partii Biedronia. Spora część z nich podnosiła, że nowa partia jest doraźnym przedsięwzięciem politycznym obliczonym jedynie na tegoroczne wybory. Zdaniem Leszka Millera sama nazwa sugeruje już „pewną sezonowość”, bo „wiosna trwa najwyżej kwartał”.

Co więcej, oferta programowa partii Biedronia jest najzwyczajniej niekompletna, bo brak jest w niej wielu kluczowych elementów. M.in. kwestii dotyczących polityki zagranicznej, bezpieczeństwa zewnętrznego oraz wewnętrznego, systemu podatkowego, polityki historycznej, czy szeroko rozumianych praw pracowniczych. W wystąpieniu lidera „Wiosny” zabrakło również kwestii związanych z Unią Europejską. Równie krytycznie o partii Biedronia wyraził się przewodniczący PO Grzegorz Schetyna. Były wicepremier propozycje programowe Wiosny uznał za całkowicie nierealne. Jak podkreślił, jest w nich „bardzo dużo kwestii populistycznych, sporo rzeczy zaczerpniętych z programów lewicy, SLD, także z naszych propozycji, które złożyliśmy”. Zasadniczo szef PO zarzucił Biedroniowi brak politycznego realizmu, a w niektórych kwestiach, jak np. postulowana przez niego likwidacja kopalń, wręcz całkowitą nieznajomość rzeczy. Jeszcze krytyczniej o projekcie „Wiosny” wypowiadali się eksperci. Prof. Ryszard Bugaj oznajmił, że boi się projektu Biedronia, który nie tylko nie jest nowym aktorem w polskiej polityce, bo działał już w SLD i Ruchu Palikota, ale jest przede wszystkim niewiarygodny.

Zdaniem Bugaja, lider „Wiosny” sprzeciwia się m.in. wojnie polsko-polskiej i brutalizacji języka politycznego, a sam znacząco się do nich przyczynił. Biedroń nie liczy się całkowicie z realiami finansowymi ani konstytucyjnymi swoich propozycji. W ocenie Bugaja „Wiosna” to kolejna partia wodzowska, o niewielkich możliwościach koalicyjnych. Z tych właśnie powodów nie dokona żadnej zmiany na polskiej sceny politycznej. Jeszcze ostrzejsze oceny projektu politycznego Roberta Biedronia mogliśmy usłyszeć ze strony Piotra Trudnowskiego, eksperta Klubu Jagiellońskiego, który w opublikowanym na stronie tego think tanku artykule („Przyszła Wiosna, a wraz z nią nowa wojna”) stwierdził wprost, że partia Biedronia nie dokona żadnego zakończenia wojny polsko-polskiej, ale przekieruje ją „na bardziej krwawy front”. W ocenie eksperta lider „Wiosny” już zadeklarował, że jego formacja chce dokonać „gwałtu na porządku aksjologicznym, który gwarantuje dziś Konstytucja RP”. Biedroń bowiem „instrumentalizuje tylko państwo i Konstytucję dla swych partykularnych celów”, podobnie jak robi to wiele innych partii, jakie działają na polskiej scenie politycznej.

Ryzyko polityki
Zanim oficjalnie narodziła się „Wiosna”, pojawiło się kilka nowych bytów politycznych. Każdy z nich zasługuje na identyczną uwagę, co partia Roberta Biedronia. Pierwszą była inicjatywa, jaką w listopadzie ubiegłego roku podjął poseł Marek Jakubiak. Wtedy ze strony Jakubiaka padła zapowiedź tworzenia nowej partii politycznej, która miała przyjąć nazwę Federacja dla Rzeczypospolitej. Nieoficjalnie mówiło się nawet, że wraz z Jakubiakiem nową partię będzie współtworzyło kilku innych posłów, którzy odeszli z Kukiz’ 15. Tyle że do tej pory to nie nastąpiło. Jakubiaka pochłonęły zresztą bieżące sprawy w Sejmie. Jedną z nich była sprawa Sejmowej Komisji ds. VAT, której był wiceprzewodniczącym. Jakubiak to były szef Piwowarskiej spółki Browary Ciechan, (przekształcona później w Browary Regionalne Jakubiak), który odniósł sukces jako przedsiębiorca. Rozumie więc polską gospodarkę i jej uwarunkowania. Jako lider nowej partii mógłby przyciągnąć do siebie wielu polskich przedsiębiorców, którzy czekają na radykalną zmianę warunków do działalności swoich firm. Pytanie tylko, czy Jakubiak tę niszę zdoła skutecznie zagospodarować.

W listopadzie ubiegłego roku nowy projekt polityczny – partię „Teraz” zaprezentował Ryszard Petru, były lider i założyciel Nowoczesnej. Petru swoją polityczną karierę zaczynał jeszcze w czasach Leszka Balcerowicza, gdy ten był wicepremierem i ministrem finansów. Podobnie jak jego patron, Petru należał do Unii Wolności. Potem swoje sympatie skierował w stronę PO, chociaż formalnie nigdy nie był jej członkiem. Powstająca „Teraz”, ma być partią o charakterze centrowym oraz liberalno-demokratycznym. Problem tylko w tym, że Petru jest już politykiem mocno doświadczonym i trudno mu będzie przekonać do siebie wyborców. Jego polityczny upadek zaczął się w grudniu 2017 r., gdy w czasie sejmowego protestu opozycji został przyłapany na prywatnym wyjeździe za granicę ze swoją partyjną koleżanką. Dzisiaj Nowoczesna chyli się ku upadkowi i po wyborach zniknie zapewne z mapy politycznej. Z takim politycznym balastem Petru nie może liczyć na sukces. Na inicjatywę stworzenia nowego ugrupowania zdecydował się również europoseł Mirosław Piotrowski z Lublina, który w Parlamencie Europejskim zasiada nieprzerwanie od 2004 r. Piotrowski jest profesorem historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Od lat związany jest także ze środowiskiem Radia Maryja, pozostając wykładowcą Wyższej Szkoły Kultury Medialnej w Toruniu. W 2004 r. wystartował do Parlamentu Europejskiego z listy Ligi Polskich Rodzin. Do kolejnych wyborów (w 2009 r.) Piotrowski wystartował z lisy PiS, chociaż nie był nigdy członkiem partii Jarosława Kaczyńskiego. Swój sukces powtórzył jeszcze w 2014 r., ponownie uzyskując mandat eurodeputowanego. Na początku grudnia ubiegłego roku Piotrowski postanowił założyć własne ugrupowanie polityczne, składając wniosek o rejestrację Ruchu Europa Pax Christi. Piotrowski może liczyć na wsparcie sympatyków Radia Maryja, co sprawia, że nie jest bez żadnych szans.

W styczniu br. pojawiła się jeszcze jedna inicjatywa polityczna, będąca wyrazem swoistego politycznego eklektyzmu. Dobrze znany Polakom ze swojego ekscentryzmu dawny lider Unii Polityki Realnej Janusz Korwin-Mikke zawiązał koalicję z Grzegorzem Braunem, prawicowym publicystą, reżyserem filmowym i politykiem oraz Ruchem Narodowym. Celem tego projektu są wybory do Parlamentu Europejskiego. Od ich wyniku będzie zależało to, czy zawiązana przez Mikkego, Brauna i narodowców koalicja przerodzi się w partię polityczną, która wystartuje w jesiennych wyborach do Sejmu i Senatu. Słabością całego projektu jest na pewno chimeryczność Korwina Mikkego. Indywidualistą jest również Grzegorz Braun, który ma za sobą wiele politycznych doświadczeń. Nie inaczej jest z Robertem Winnickim, prezesem Ruchu Narodowego, partii powstałej w listopadzie 2012 r. To także silna osobowość z jasnymi politycznymi przekonaniami. Można mieć zatem spore obawy, że indywidualizm liderów stanie się zasadniczą przeszkodą w stworzeniu na bazie tej koalicji projektu politycznego, który zaistniałby dłużej na scenie politycznej.

Czy scena się zmieni?
Czas wyborów to na pewno dogodny moment do tego, aby dokonać politycznych inwestycji, stworzenia nowych partii politycznych. Powstaje jednak kluczowe pytanie – które z tych inicjatyw mają szansę przetrwać dłużej niż tylko do wyborów? Aby przekonująco odpowiedzieć na tę kwestię, zacznijmy od przywołania reguły, jaka obowiązuje w biznesie. Nie więcej niż 10 proc. wszystkich dokonywanych inwestycji kończy się sukcesem. Nie inaczej jest w przypadku nowych partii politycznych. Polska scena polityczna pozostaje nadal „zabetonowana” przez dwie partie ( PiS i PO), które nie chcą, aby wyrośli polityczni konkurenci. Powstające dzisiaj partie polityczne nie mają wystarczająco charyzmatycznych liderów, a ich programy, przeładowane ogólnikami i ładnymi frazesami, tak naprawdę nie zawierają niczego, czym można by przyciągnąć zwykłego wyborcę. Partie te są zresztą pomyślane zbyt doraźnie, a nie długofalowo, co również jest ich mankamentem. Nawet jeśli niektórym z nich udała się dostać do Sejmu i Senatu, czy też mieć swoich przedstawicieli w Europarlamencie, to wcale nie oznaczało to będzie faktycznego nastania nowej epoki w polskiej polityce.

 

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news