e-wydanie

0.9 C
Warszawa
piątek, 19 kwietnia 2024

Sondażokracja

Wszystkie badania socjologiczne wskazują na to, że ludzie lubią być po stronie zwycięzców i większości.

Istnieją trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, okropne kłamstwa, statystyki – kpił XIX-wieczny brytyjski premier Benjamin Disraeli. W Polsce z tej kpiny urządzono zasadę funkcjonowania branży sondaży politycznych (są kłamstwa, duże kłamstwa i sondaże). „Pokaż mi wynik sondażu, a powiem ci, kto za niego płacił” – to najkrótsza recenzja tej branży.

Festiwal manipulacji sondażowych zaczął się wraz z publikacją sondaży nowego ugrupowania Roberta Biedronia – Wiosna. Bardzo szybko po pierwszych badaniach pokazujących rzekomo 15-16 proc. poparcie zaczęto „urealniać” je i dziś, w zależności od sondażu, waha się ono od 6 do 8 proc. Podobne różnice dotyczą tego, czy liderem sondaży jest dziś PiS, czy opozycja zrzeszona w Koalicji Europejskiej. Skoro błąd w sondażach wynosi maksymalnie 3 punkty procentowe, to przysłowiowym „gołym okiem” widać, że mamy do czynienia z manipulacjami. Jednymi z wielu takich prób w historii polskiej polityki, gdzie aż roi się od przeszacowanych i nieoszacowanych sondaży. Te jednak wciąż powstają i komentatorzy zdają się traktować je poważnie. Nikt publicznie nie powie: to bzdura! A przecież chodzi wprost o walkę o władzę. Nie da się inaczej wytłumaczyć mijania się wyników badań preferencji politycznych, tak między różnymi firmami, posługującymi się rzekomo tymi samymi metodami, jak i konfrontacji tychże wyników z rzeczywistością, czyli z wyborami przy urnach. Noblista z ekonomii George Stigler kpił, że dane można torturować tak długo, aż przyznają się do wszystkiego. To samo dotyczy badań opinii publicznej. W zależności od zastosowanych „sztuczek” lub popełnionych błędów w sztuce otrzymujemy różne wyniki. Często jest też tak, że zamawiający badanie oczekuje konkretnego wyniku (w myśl rosyjskiego przysłowia, że „ten kto płaci, ten decyduje, co gra orkiestra”). Wówczas manipulacje dokonywane są nie na poziomie centralnym, ale u ankieterów, którzy wiedza, że jak ich ankieta nie dopasuje się do oczekiwań, to ich wynik zostanie odrzucony jako błędny, a oni sami nie dostaną wynagrodzenia. Kolejnym sposobem manipulowania jest umieszczanie wraz z sondażem politycznym innych pytań, które ukierunkowują pytanego na „właściwą odpowiedź”.

Z fałszywymi sondażami jest jak z komplementami. Mimo że wiemy, iż zwykle ludzie, którzy nam je prawią, robią to po to, aby zyskać naszą przychylność, to i tak lubimy pochlebców. Nawet gdy wiemy, że kłamią. Wszystkie badania socjologiczne wskazują na to, że ludzie lubią być po stronie zwycięzców i większości. W psychologii społecznej nazywa się ona „społecznym dowodem słuszności”. Inaczej mówiąc: dowodem tłumu. Co ciekawe owo prawo „podążania za stadem” dotyczy wszystkich organizmów żywych. W 2009 r. w Wielkiej Brytanii urzędy skarbowe w porozumieniu z firmą „Influence at Work” (Wpływ w działaniu) opracował listy, w którym dodano jedno zdanie do wezwania do zapłaty. Owo zdanie pozwoliło podnieść wskaźnik ściągalności zaległych podatków z 57 proc. do 86 proc. Zebrano aż o 5,6 mld funtów (około 25 mld zł!) zaległych podatków więcej niż w poprzednim roku. To czarodziejskie zdanie brzmiało „ogromna większość podatników płaci swoje zobowiązania w terminie”. Mimo trzech dekad kolejnych kompromitacji, sondażownie nic sobie z tego nie robią. Jakie jest wyjście? Traktować sondaże tak jak rubrykę z horoskopami w prasie. Czysta rozrywka.

 

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze