e-wydanie

9.5 C
Warszawa
piątek, 19 kwietnia 2024

Koniecznie przeczytaj

RZECZPOSPOLITA BABSKA

RYNEK CONTACT CENTER

ELEKTROMOBILNOŚĆ

Misja publiczna to misja specjalna

Zgodnie z uchwałą Krajowej Rada Radiofonii i Telewizji media publiczne dostaną od państwa tzw. rekompensatę publiczną. Telewizji Polskiej przypadnie 1,12 mld zł, Polskie Radio dostanie tylko 60 mln zł, a ośrodki regionalne PR – w sumie 72,7 mln zł.

 Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zdecydowała o sposobie podziału rekompensaty w wysokości 1,26 mld zł z tytułu utraconych w latach 2018-2019 wpływów z opłat abonamentowych (z tytułu zwolnienia z płacenia abonamentu wybranych grup społecznych). To wszystko jest przelewaniem „z kieszeni do kieszeni”. Wszystko dlatego, że od lat sprawa abonamentu radiowo-telewizyjnego stanowi aberrację. Obecna koalicja rządząca zdaje sobie sprawę z absurdu finansowania mediów narodowych, jednak przez całą kadencję wysmażyła kilka projektów ustaw mających przywrócić normalność, w tym temacie, które ze względu na niepraktyczność lub brak zgody Unii Europejskiej trafiły do kosza.

Polska ma najbardziej chory system finansowania mediów narodowych, polegający na finansowaniu ich z trzech źródeł abonamentu, reklam i wsparciu państwa. W zamian za to realizuje misję publiczną oraz nie przerywa programów reklamami, tak jak robią to prywatni nadawcy. Czyli jest trochę nadawcą publicznym, trochę prywatnym, rywalizuje na rynku komercyjnym, a jednocześnie jest na nim upośledzona. Nikt nie wie, co i ile w tym jest warte. I tak trwa ten chocholi taniec.

Tymczasem media narodowe, podobnie jak nieistniejący narodowy operator telefoniczny i narodowy bank (niespełniający podstawowych funkcji), stanowią obecnie rodzaj podstawy cywilizacyjnej tak jak energia, bezpieczeństwo, służba zdrowia, drogi, szkoły, które powinny być zapewnione przez państwo. Ludzie pytają, na co idą te pieniądze, a więc w przypadku TVP na spektakularne sylwestry, zapewniające powszechną rozrywkę w ten szczególny dzień roku, mecze piłki nożnej, które cieszą się masowym zainteresowaniem, powstawianie kanału anglojęzycznego, edukację historyczną (TVP Historia) itd.

Ostatnio byłem, dzięki zaproszeniu Fundacji XBW Ignacego Krasickiego i Fundacji XX Czartoryskich, na premierze filmu „Operacja Saybusch” w reżyserii Rafała Geremka. Dokument opowiada o Niemcach, którzy we wrześniu 1940 r. rozpoczęli planowe wysiedlenia rdzennej ludności polskiej ziemi żywieckiej, do której domów sprowadzali swoich obywateli, zamieszkałych na zagarniętych przez Związek Radziecki, na mocy traktatu Ribentrop-Mołotow. Jest to prawie zupełnie zapomniany dowód na ścisłą współpracę faszystów z tzw. komunistami, której celem był IV rozbiór Polski. Rosjanie w latach 1940-1941 umożliwiali emigrację ludności pochodzenia niemieckiego z Wołynia, Besarabii Bukowiny i Galicji na tereny okupowane pod hasłem „Heim ins Reich” – „Powrót do Rzeszy”.

W ramach „Operacji Saybusch” pozbawiono domów i majątku 20 tys. osób. Polskich górali, których przerzucano na tereny Generalnej Guberni pozostawiano bez żadnego wsparcia. Dodatkowo okupacyjne niemieckie władze wśród miejscowej ludności rozpuszczały plotki, że wygnańcy są kryminalistami. I bez tego zła sytuacja materialna na Mazowszu czy Lubelszczyźnie nie sprzyjały hojności i solidarnemu wsparciu dla uchodźców. Ponadto aż 8 tys. osób przesiedlono wewnętrznie na terenie Żywiecczyzny, z zadaniem pełnienia przez nich służby dla niemieckich „nadludzi”. Dzieci o cechach „aryjskich” zabierano rodzicom i wysyłano do Rzeszy, aby je odciąć od korzeni i zgermanizować. Pozbawieni domów nad głową i jakiegokolwiek wsparcia wysiedleni mieszkańcy Żywiecczyzny, podejmowali ryzyko powrotów do rodzinnych stron. Podróżowali pieszo, przechodzili wpław rzeki, mając nadzieję, że w swojej małej ojczyźnie uda im się ukryć i przeczekać wojenną zawieruchę. Niestety, jak ujawnia film Rafała Geremka, dla wielu z nich nadzieja ta okazała się płonną. Powracających na swoje rodzinne ziemie górali Niemcy po schwytaniu, wysyłali na śmierć do obozów koncentracyjnych.

Akcja Saybusch zakończyła się zimą 1940 r. Przeciwko niej protestował Generalny Gubernator Hans Frank, twierdzący, iż jego „królestwo” jest przeludnione i nie jest w stanie przyjąć tylu głodnych ludzi. Nie zatrzymało to wysiedleń. Zmieniłoby tyle, że od 1941 r. Polaków z Żywiecczyzny kierowano do pracy przymusowej w obrębie ziem wcielonych do Rzeszy. Taki los spotkał w sumie kilkadziesiąt tysięcy osób. Miałem zaszczyt obejrzeć dokument „Operacja Saybusch” na zamkniętym pokazie. Szeroka widownia będzie mogła go zobaczyć dzięki TVP Historia, która zleciła produkcję tego obrazu, realizując nie tylko misję publiczną, bo tę można pojmować w wielkoraki sposób, lecz przypominając kolejną czarną stronę historii Niemców i Rosjan podczas II wojny światowej. Publiczność powinna mieć powszechny dostęp do prawdy, a nie tylko do przepisów o gotowaniu, śpiewania i tańczenia. Sądzę, że bez środków publicznych nie jest to możliwe. W stronę stabilnego zapewnienie środków dla mediów publicznych, a nie w kierunku pełnej prywatyzacji powinny podążać zmiany.

Źródło: blogi.polskatimes.pl

Najnowsze