17.8 C
Warszawa
wtorek, 8 października 2024

Królewscy na zakupach

250 mln euro do wydania

Real Madryt w kilka dni wydał ćwierć miliarda euro na nowych zawodników, a to dopiero początek zakupów w wykonaniu Królewskich.

Po jednym słabszym sezonie włodarze Realu Madryt otworzyli na oścież klubowe skarbce wypchane setkami milionów euro. Choć jeszcze na dobre nie rozpoczęła się letnia przerwa, „Królewscy” już zdążyli wydać ćwierć miliarda euro na sprowadzenie nowych zawodników, którzy w przyszłym sezonie mają wyprowadzić klub na sportową prostą. Jak podają hiszpańskie media, to dopiero początek transferowego szaleństwa w wykonaniu Florentino Péreza i spółki. Ukoronowaniem sportowej transformacji ma być sprowadzenie na Santiago Bernabéu jednego z najdroższych zawodników w historii futbolu, Francuza Kyliana Mbappé. Gdyby jednak operacja ta zakończyła się niepowodzeniem, wówczas Real ma już gotowy plan B. Jest nim Duńczyk Christian Eriksen, gwiazda tegorocznej edycji Ligii Mistrzów.

Słaby sezon
Miniony sezon w wykonaniu „Królewskich” był jednym z najgorszych w ostatnich kilkunastu latach. Dość powiedzieć, że ligową batalię Real zakończył na trzecim miejscu, tracąc do znienawidzonej w Madrycie FC Barcelony aż 19 punktów. Na domiar złego 33-krotny mistrz Hiszpanii odpadł z hukiem ze swoich ulubionych rozgrywek Ligi Mistrzów. Real musiał uznać wyższość mniej utytułowanego Ajaxu Amsterdam, który na początku marca, w rewanżowym meczu na Santiago Bernabéu, odrobił stratę 2:0 z pierwszego spotkania, pokonując „Królewskich” 4:1. Jakby tego było mało, kilka dni wcześniej Real na własnym stadionie został upokorzony przez Barcę w półfinale Pucharu Króla (porażka 3:0).

Klub z Madrytu zakończył więc sezon bez żadnego trofeum, co w historii tego zespołu jest rzeczą rzadko spotykaną (ostatni raz podobna sytuacja miała miejsce w sezonie 2009/10). O problemach w klubie świadczy chociażby fakt, że w trakcie jednego sezonu prezydent klubu Florentino Pérez aż trzykrotnie zmieniał trenera. Najpierw klubem dyrygował Hiszpan Julen Lopetegui, który w trakcie mundialu w Rosji pożegnał się z posadą selekcjonera reprezentacji „La Roja” (został zwolniony po tym, jak wyszło na jaw, że za plecami szefów hiszpańskiej federacji piłkarskiej negocjował kontrakt z Realem). Późnej swoje pięć minut na ławce trenerskiej dostał Argentyńczyk Santiago Solari, wcześniej trener młodzieżowych rezerw Realu. Jednak i on nie znalazł złotego środka na poprawę gry „Królewskich”. Po wspomnianej porażce 4:1 z Ajaxem Florentino Pérez przekazał młodemu szkoleniowcowi, żeby spakował walizki i zwolnił biurko dla nowego trenera. Tym zaś ponownie został Zinédina Zidane. To właśnie pod skrzydłami Francuza Real przeszedł do historii, wygrywając trzy razy z rzędu prestiżową Ligę Mistrzów (sezony: 2015/16, 16/17, 17/18). Powrót klubowej legendy na ławkę nie poprawił jednak słabej gry „Los Blancos”. Przeciwnie, ostatnie mecze pod jego wodzą to seria kompromitujących porażek (np. z Rayo Vallecano, Realem Sociedad, Real Betis). Dla włodarzy „Królewskich” był to jasny sygnał, że problem nie tkwi w osobie dyrygenta, lecz w braku boiskowych wirtuozów. W Realu takich zawodników określa się mianem „galacticos”. Chodzi o piłkarzy ze sportowego oraz marketingowego topu, a co za tym idzie najdroższych na rynku transferowym. Na miano „galacticos”, którzy w ostatnich kilkunastu latach bronili barw Realu Madryt, zasłużyli: Zinédine Zidane (77,5 mln euro, 2001 r.), LuÍs Figo (60 mln, 2000 r.),, Gareth Bale (101 mln, 2013 r.), Cristiano Ronaldo (94 mln, 2009 r.). Ten ostatni opuścił „Los Blancos” latem ubiegłego roku. Z kolei Walijczyk Gareth Bale ma za sobą jeden z najgorszych sezonów w karierze i z określenia „galactico” została już tylko kwota transferu.

Hazard – nowy „galactico”
Na zakup piłkarzy formatu „galactico” mogą pozwolić sobie tylko nieliczne europejskie zespoły. Wśród nich jest Real Madryt, który obecnie jest najbogatszym klubem na Starym Kontynencie. Według szacunków firmy Deloitte, w 2018 roku budżet Królewskich wyniósł ok. 751 mln euro, czyli o 60 mln więcej od drugiej w zestawieniu FC Barcelony. W bieżącym roku dochody Królewskich, pomimo braku trofeów, mogą być nawet wyższe, ponieważ na początku maja Florentino Pérez podpisał z firmą odzieżową Adidas nowy kontrakt, na mocy którego do klubowej kasy będzie co roku wpadać ok. 120 mln euro, a więc o ok. 20 mln euro więcej, aniżeli Real zarobił w zeszłym sezonie w Lidze Mistrzów. Dobra sytuacja finansowa otworzyła „Królewskim” drogę do transferu kolejnego galaktycznego zawodnika. Jest nim Belg Eden Hazard, za którego Real zapłacił londyńskiej Chelsea ok. 100 mln euro. Nie jest to jednak ostateczna cena za 28-letniego pomocnika. Na konto angielskiego klubu mogą powędrować dodatkowe 30 mln euro za spełnienie określonych warunków. Chodzi o tzw. zmienne zapisane w umowie transferowej, które zazwyczaj dotyczą ilości rozegranych meczów przez zawodnika, wygranych, strzelonych bramek, odniesionych sukcesów itd. W uproszczeniu, jeżeli Hazard będzie regularnie grał w pierwszym składzie i strzelał gole, które zagwarantują Realowi trofea, wówczas Chelsea zainkasuje kolejne miliony.

Kwota transferu oraz zmienne to nie jedyne wydatki związane z transferem byłego piłkarza „The Blues”. Pozostałe miliony zostaną wyłożone na pensje zawodnika, która wg hiszpańskiego dziennika „Marca” wyniesie ok. 11 mln euro netto rocznie (na rękę), a więc o 1 mln mniej od najlepiej zarabiającego zawodnika Realu, kapitana Sergio Ramosa. Zakładając zatem, że Hazard spędzi na Santiago Bernabéu kolejnych 5 lat (jak wynika z umowy), wówczas koszt jego wynagrodzenia wyniesie ponad 100 mln euro. Skąd ta kwota? Otóż w Hiszpanii obowiązuje skrajnie progresywny system podatkowy, zgodnie z którym od najwyższych wynagrodzeń pracodawca pobiera niemal 50 proc. daniny. Zatem wynagrodzenie brutto wyniesie ok. 22 mln euro rocznie, a to zaś oznacza, że do 2024 roku „Królewscy” wydadzą łącznie na Hazarda grubo ponad 200 mln euro (kwota transferu plus pensja). Sprowadzenie Belga do Madrytu należy jednak traktować jako pewnego rodzaju inwestycję. Po pierwsze, część wyłożonych na niego pieniędzy zwróci się ze sprzedaży klubowych koszulek z jego nazwiskiem. Te powinny rozchodzić się jak ciepłe bułeczki, ponieważ Hazard otrzymał nr „7” na trykocie, który wcześniej był przypisany do takich gwiazd jak Raúl Gonzalez (1994–2010) czy też Cristiano Ronaldo (2009–2018). Po drugie, 28-letni pomocnik jest gwarancją dodatkowych dochodów z tytułu sprzedaży praw do swojego wizerunku, w których udział Realu wynosi ok. 70 proc.

Ćwierć miliarda na początek
O ile transfer Hazard, można rozpatrywać w kategoriach inwestycji, to sprowadzenie przez „Królewskich” Serba Luki Jovića należy uznać wręcz za wygraną na loterii. Ten zaledwie 21-letni napastnik jest największym odkryciem minionego sezonu rozgrywek niemieckiej Bundesligi. W barwach Eintrachtu Frankfurt Jović strzelił aż 28 bramek i zanotował 7 asyst w zaledwie 48 spotkaniach. Serb jest typowym „lisem” pola karnego, a właśnie zawodnika o takim profilu najbardziej potrzebują „Królewscy”. W minionym sezonie jedynym klasycznym napastnikiem Realu był Francuz Karim Benzema (31 l.), który lata świetności ma już dawno za sobą. Biorąc pod uwagę absurdalne kwoty transferów z ostatnich lat, można powiedzieć, że Florentino Pérez zrobił na Joviću interes swojego życia. „Królewscy” zapłacili za Serba zaledwie 60 mln euro, co przy dzisiejszych stawkach jest kwotą przeciętną. Obecnie więcej kosztują nawet niektórzy bramkarze, którzy wszak zawsze uchodzili za najtańszych na rynku transferowym. Wystarczy przypomnieć, że rok temu Chelsea Londyn wyłożyła 80 mln euro za hiszpańskiego golkipera Kepę, natomiast FC Liverpool zapłacił 63 mln za Brazylijczyka Alissona. Jović oraz Hazard to nie jedyne wzmocnienia „Królewskich” przed przyszłym sezonem. Pod koniec maja Real dopiął ważne transfery dwóch Brazylijczyków: najpierw zakontraktował 21-letniego Édera Militao. Następnie 18-letniego Rodrygo. Za pierwszego FC Porto zażyczyło sobie 50 mln euro, za drugiego FC Santos dostał o 5 mln euro mniej. Zatem łącznie „Los Blancos” wyłożyli ok. ćwierć miliarda euro (Hazard – 100 mln, Jović – 60, Militao i Rodrygo – 95).

To jednak nie koniec transferowych zakupów w wykonaniu Realu. Według hiszpańskiego dziennika „AS” Florentiono Pérez zamierza zakontraktować jeszcze jednego „galactico”. W klubowej kasie wciąż zalegają setki milionów za cztery triumfy w Lidze Mistrzów oraz ok. 130 mln euro ze sprzedaży Cristiano Ronaldo do Juventusu Turyn. Chodzi o kogoś z dwójki: Kylian Mbappé–Christian Eriksen. Ten pierwszy może kosztować nawet 200 mln euro. Rok temu Paris Saint-Germain zapłaciło za Francuza ok. 180 mln, a przecież od tamtej pory jego wartość raczej wzrosła aniżeli zmalała. Z kolei cena za 27-letniego Duńczyka jest wielką niewiadomą. Branżowy portal Transfermarkt.com wycenia pomocnika Tottenhamu Hotspur na 85 mln, jednak właściciel „Kogutów” – miliarder Daniel Levy – słynie z twardych negocjacji, dlatego też, jak wnioskuje „AS”, transfer Eriksena wyniesie co najmniej 100 mln euro.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news