4 C
Warszawa
środa, 25 grudnia 2024

Niemcy – recesja czy kryzys?

Niemieckie spowolnienie stało się faktem

Najsilniejsza gospodarka Unii Europejskiej wpada w recesję. Angela Merkel zapowiada pakiet działań sanacyjnych, a to rodzi obawy przed poważnym kryzysem. Tąpniecie może pogrążyć całą strefę euro. Czy zagrozi Polsce?

“Niemiecka gospodarka znalazła się na granicy recesji”, alarmuje „Deutsche Welle”. Medialna trwoga wynika z najnowszych danych o wzroście gospodarczym. W drugim kwartale tego roku PKB naszych zachodnich sąsiadów zmniejszył się o 0,1 procenta w porównaniu z wynikami pierwszego kwartału. Co prawda w przekroju rocznym utrzymuje się nadal słaby wzrost o 0,4 proc tym niemniej według ocen eksperckich największa gospodarka Unii Europejskiej „zamiast nadal się rozwijać, zaczyna dryf w odwrotnym kierunku”.

Ostrzeżenie Altmaiera
Jeszcze gorzej wyglądają dane dotyczące eksportu, a więc tradycyjnego filaru niemieckiej zamożności. Zgodnie z informacjami opublikowanymi przez Federalny Urząd Statystyczny (Destatis), w czerwcu zagraniczna sprzedaż towarów i usług była mniejsza o 8 proc. w porównaniu z majem. W przekroju półrocznym eksport wzrósł jedynie o 0,5 proc. Jak pociesza minister gospodarki w wywiadzie dla „Bilda”: „Jesteśmy w fazie słabnącej koniunktury, ale jeszcze nie recesji”. Lecz ten sam Peter Altmaier uznaje najnowsze dane o wzroście gospodarczym za „sygnał ostrzegawczy”. Nieco innego zdania są media, które zastanawiają się, czy Niemcom grozi jedynie recesja lub stagnacja, czy też należy obawiać się pełnowymiarowego kryzysu, który uderzy w gospodarkę strefy euro albo całej Unii. Oficjalne dane, potwierdzające ewentualnie najgorsze obawy, pojawią się dopiero w połowie listopada, gdy Destatis opublikuje wyniki III kwartału. Jednak w opinii „Deutsche Welle”: „już dziś widać wyraźnie, że w drugim półroczu gospodarka nie uniknie dalszego spadku”. Niepewność dalszego rozwoju sytuacji chyba najpełniej oddają nastroje niemieckiego biznesu. Pesymizm to mało powiedziane, zważywszy, że już w styczniu medialnym newsem numer jeden stała się fraza: „gospodarka Niemiec znalazła się fazie spadkowej”. Jej autorem był prezydent Instytutu Badań Rynkowych (Ifo) Clemens Fuest. Podstawą stała się ankieta nastrojów biznesowych z udziałem 9 tys. top-menedżerów miejscowych przedsiębiorstw. Indeks Ifo jest uważany za najczulszy barometr koniunktury gospodarczej RFN.

Tymczasem styczeń 2019 r. był piątym z kolei miesiącem spadku jego wskaźników. Jak komentował wówczas najpoważniejszy tytuł biznesowy „Handelsblatt”, opublikowany rezultat zszokował wielu ekonomistów, którzy na podstawie wyników lat 2017–2018 spodziewali się „bardziej umiarkowanego poziomu pesymizmu”. Według Fuesta na taki obraz gospodarki wpłynęło „pogorszenie klimatu biznesowego we wszystkich gałęziach przemysłu oprócz chemicznej”. Jednak to, co na początku roku wydawało się „ostrym hamowaniem”, w II kwartale przekształciło się w recesję. Nic dziwnego, że Ifo skorygował prognozę wzrostu gospodarczego do 1,1 proc., a następnie do 0,5 proc., podczas gdy w 2018 r. wzrost wyniósł 1,5 proc. i zgodnie z analizami Destatis był to najwyższy wskaźnik od pięciu lat. Zatem jeśli w opiniach ekspertów i mediów niemiecka gospodarka wpadła w spadkową spiralę, jakie są objawy pogorszenia sytuacji?

Motoryzacyjne turbulencje
Przemysł samochodowy przeżywał dziesięcioletni okres prosperity. Niestety, w 2019 r. boom najwyraźniej się kończy, na co wskazują malejąca produkcja i sprzedaż niemieckich gigantów motoryzacyjnych. Co gorsza, wielu ekonomistów prognozuje, że tegoroczne problemy to raczej początek długotrwałego trendu, a wskaźniki spadkowe szybko nie wyhamują. To zła wiadomość dla gospodarki, ponieważ produkcja i handel samochodami są podporami eksportu, z którego żyje cały kraj. Według „Handelsblatt” barometrem gałęzi motoryzacyjnej są portfele zamówień komponentów samochodowych. I tak, koncern Bosch przy planowaniu własnej produkcji wychodził z założenia, że produkcja pojazdów, a zatem niezbędnych części, zmniejszy się o 3 proc. Niestety trend spadkowy pogłębił się i obecnie mowa już o 4,5 procentach na minusie. Zmniejszenie sprzedaży na rynkach samochodowych poważnie ograniczy wytwarzanie naszych podzespołów i plany produkcyjne, kończy jeden z menedżerów Boscha. Ponadto kłopoty branży motoryzacyjnej uderzyły natychmiast w przemysł chemiczny. Największy na świecie koncern BASF ogłosił w lipcu, że zysk brutto za drugi kwartał zmniejszył się praktycznie o połowę, co z kolei wymaga poważnej korekty prognozy finansowej na 2019 r. A przecież BASF, główny producent lakierów samochodowych, ma zakłady, m.in. w Niemczech, USA i Chinach, które są głównymi odbiorcami jego produkcji. To oddaje kłopoty branży samochodowej w skali globalnej. Na przykład produkcja motoryzacyjna w Chinach obniżyła się aż o 13 proc., a w przekroju światowym o 6 proc., co bije bezpośrednio w niemieckie koncerny. Co prawda wolniej od produkcji samochodów spada ich sprzedaż, jest to jednak wynik polityki marketingowej opartej na sporych zniżkach dla klientów niż poprawy koniunktury.

W tym segmencie niemieckie marki trzymają się stosunkowo mocno na tle producentów na przykład francuskich. Peugeot i Citroën zanotowały dwunastoprocentowy spadek sprzedaży, a ich konkurent, firma Renault – 6,7 proc. Tym niemniej, jak oceniają media, „niemiecki rynek wytwarzania podzespołów i komponentów musi się liczyć z ryzykiem zapaści w drugim półroczu, a u jej przyczyn będzie stała ogromna redukcja produkcji samochodów”. Jeszcze nie jest źle, jeśli chodzi o ilościową sprzedaż. Daimler zbył o 4,6 proc. pojazdów marki Mercedes mniej, a Volkswagen o 2,8 proc. Sprzedaż BMW nawet wzrosła o 0,8 proc., jednak wyniki finansowe niemieckich koncernów wyglądają już gorzej. Jak informuje „Th e Washington Post”, w lipcu ten sam Daimler „zszokował akcjonariuszy danymi o stratach finansowych sięgających 1,6 mld euro, uprzedzając, że wynik 2019 r. będzie znacząco niższy od poprzedniego roku”. Problem w tym, że jak twierdzą analitycy firmy Boston Consulting: „dekoniunktura przyszła w najgorszym momencie. Zastała niemiecki przemysł samochodowy w pół drogi pomiędzy silnikami wewnętrznego spalania i elektrycznymi oraz hybrydowymi jednostkami napędowymi. W takich warunkach należy sporo inwestować w nowe technologie. Tymczasem niemiecka branża zaczyna odstawać od zagranicznych konkurentów”. Kłopoty branży samochodowej są jedynie przykładem kiepskiej sytuacji niemieckiej gospodarki. Ich odzwierciedleniem są zapowiedzi masowych zwolnień pracowników. Koncerny samochodowe planują redukcję kilkudziesięciu tysięcy osób, a dla tych, które pozostaną, proponują czterodniowy tydzień pracy, a zatem cięcie uposażeń. Z podobnymi problemami stykają się pracownicy branży chemicznej na czele z koncernem BASF oraz sfery finansowej. Największa instytucja Deutsche Bank zapowiedział zwolnienie 20 tys. pracowników. Sytuacja jest tak dramatyczna, że związki zawodowe przystąpiły do zbiorowego sporu z pracodawcami, w który musiał się włączyć rząd federalny. Na tym tle coraz słabszym pocieszeniem jest utrzymujący się optymizm konsumencki. Oznacza koniunkturę na wewnętrznym rynku. Tylko jak długo, zastanawiają się ekonomiści, prognozując wzrost bezrobocia i kłopoty wielu firm z utrzymaniem się na powierzchni.

Czarne łabędzie
Niemiecka gospodarka, ze względu na eksportowy charakter, jest niezwykle czuła na wahania światowej koniunktury. Jednak w kapitalizmie cykle hossy i bessy są zjawiskami przewidywalnymi, do których można się przygotować. W odróżnieniu od czarnych łabędzi, choć tym razem chodzi o politykę. „Na całym świecie sternicy gospodarki spoglądają w przyszłość z pesymizmem niebywałym od czasu kryzysu finansowego w 2008 r.”. Tak „Die Welt” zaczął relację z tegorocznego szczytu biznesowego w Davos. Znana firma konsultingowa PwC przeprowadziła tradycyjną ankietę nastrojów kadr zarządzających firm znajdujących się na liście Global CEO Survey. Wyniki badania ponad 1300 menedżerów z 91 państw wykazały: „Nastroje są bardziej pesymistyczne, niż wynikałoby to z innych wskaźników ekonomicznych”. Jedną z głównych przyczyn niepokoju jest niepewna, a wręcz nieprzewidywalna sytuacja polityczna, przekładająca się na biznes. Żaden z dyrektorów lub prezesów nie podejmie decyzji o poważnych inwestycjach, podkreśla „Die Welt”, odnosząc pesymizm światowych elit gospodarczych do sytuacji w Niemczech. W zgodnej opinii tamtejszych mediów i ośrodków analitycznych, największą rolę w stagnacji ekonomicznej Niemiec odgrywają czynniki zewnętrzne. Najpoważniejszym jest wojna taryfowa pomiędzy USA i Chinami, ponieważ wpływa na zmniejszenie możliwości importowych najważniejszych partnerów handlowych Berlina. Pekin jest największym odbiorcą niemieckiej produkcji, tymczasem na skutek wojny handlowej z USA w drugim kwartale 2019 r. chiński PKB wyhamował do 6,4 proc. To najniższy wzrost od 1992 r., co przekłada się na obroty gospodarcze z Niemcami.

USA corocznie kupują w Niemczech towary i usługi w kwocie 78 mld euro. Jednak protekcjonistyczna polityka Donalda Trumpa wobec Chin powoduje spowolnienie gospodarcze także w Stanach Zjednoczonych. Jeśli doliczyć tarcia w kwestii przyszłego układu handlowego UE–USA i związane z tym zapowiedzi podwyższenia amerykańskich ceł na samochody, a więc sztandarowy towar eksportowy Niemiec to, jak podkreśla „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, marka made in Germany coraz rzadziej pojawia się na dwóch głównych rynkach świata. Cóż jeszcze można dodać? Niemiecki biznes jest wystraszony perspektywą twardego brexitu. Generalny dyrektor Federalnego Stowarzyszenia Niemieckiego Przemysłu oświadczył: „chaotyczny brexit stanowi dla nas poważne niebezpieczeństwo, ponieważ przedsiębiorstwa na obu brzegach kanału La Manche znajdują się stanie zawieszenia”. Joachim Lang dodał, że: „taka sytuacja zagraża tysiącom miejsc pracy w Niemczech”. Nic dziwnego, skoro Londyn jest piątym pod względem obrotów partnerem handlowym Berlina. Wreszcie w niemiecką gospodarkę biją antyrosyjskie sankcje UE oraz antyirańskie restrykcje USA. Wszystko to prawda i ma niezaprzeczalny wpływ na stan gospodarki. Tyle że równie ważne lub ważniejsze są błędy popełnione przez kolejne gabinety Angeli Merkel.

Kryzys przywództwa
Paradoksalnie, najbardziej zainteresowane tym tematem okazały się… media chińskie. Świadczy to dobrze o ich możliwościach, a więc potencjale operacyjnym i analitycznym chińskiego wywiadu. Równie dobrze o chińskim pragmatyzmie. I tak Huangiu.com główną przyczynę obecnej sytuacji gospodarczej Niemiec widzi w polityce redukcji wydatków rządu federalnego. „Taka strategia doprowadziła do zahamowania wzrostu wewnętrznej konsumpcji”. Katastrofą okazała się zbyt szczodra polityka socjalna pochłaniająca 30 proc. PKB. Skutkiem jest brak środków na innowacje, wprowadzenie nowych technologii służących przystosowaniu gospodarki do warunków IV rewolucji przemysłowej. Co gorsza, wiele środków przeznaczono bezproduktywnie na pomoc imigrantom ekonomicznym. Według chińskiego portalu Niemcy płacą dzisiaj ogromną cenę ekonomiczną błędnej polityki. Spóźnili się z rekonstrukcją tradycyjnych gałęzi przemysłu, które dotychczas gwarantowały sukces eksportowy i wyznaczały rosnące miejsce polityczne oraz gospodarcze Berlina w świecie. Kryzys nowoczesności dotyka wiele sfer życia. Od wielkiego biznesu, na czele z przemysłem samochodowym, chemicznym i maszynowym, przez gospodarkę komunalną i infrastrukturę komunikacyjną, po małe i średnie firmy. Ostatnie odczuwają boleśnie skutki opóźnień w dziedzinie cyfryzacji i wykorzystania takich zdobyczy, jak sztuczny intelekt.

„Jeśli upadek wiodącej gospodarki Europy nie zostanie zatrzymany, Niemcy czekają kolejne nieprzyjemności”. Huangiu.com dodaje, że problemami gospodarki pozostają: brak specjalistycznych kadr, inwestycji oraz innowacji w sferze technologii. Bardzo trudną sytuację tworzy proces starzenia społeczeństwa. Jednak nie tylko o gospodarkę chodzi. Mamy do czynienia ze schyłkiem przywództwa Angeli Merkel. Tak w samych Niemczech, jak i w UE, co stawia problem dalszej integracji europejskiej w nieokreślonej perspektywie. Prognozy są tak mętne, że po laur imperatora Europy coraz śmielej sięga prezydent Francji, co grozi rozpadem niemiecko-francuskiego tandemu trzęsącego UE i konfliktami pomiędzy Berlinem i Paryżem.

Niemiecki karzełek
Kłopoty niemieckiej gospodarki odbijają się w tempie wzrostu strefy euro. Niemiecki rząd jest świadomy popełnionych błędów i przystąpił do stymulowania gospodarki, aby jej kryzys nie rozlał się na UE. W ramach „Strategii rozwoju przemysłu do 2030 r.” Peter Altmaier zaproponował biznesowi pakiet osłonowy, choć w świetle najnowszych danych lepszą nazwą byłby ratunkowy. Jego kluczem, cytując rosyjskiego „Kommiersanta”, jest zwiększenie roli państwa w utrzymaniu konkurencyjności gospodarki na światowych rynkach. Po pierwsze, państwo zamierza stworzyć system preferencji dla rozwoju technologii i innowacyjności. Jego fragmentem będzie ograniczenie wymogów biurokratycznych w dziedzinie ekologii i socjalnych zobowiązań biznesu. Tak, to nie pomyłka, ponieważ wyśrubowane normy ekologiczne stoją po części u źródeł kłopotów przemysłu motoryzacyjnego, chemicznego i energetyki. Jeśli chodzi o kwestie socjalne, u przyczyn leży niewątpliwie polityka migracyjna i jej następstwa. Planowane są zmiany ustawodawcze, które z jednej strony mają ograniczyć napływ niewykwalifikowanych imigrantów, z drugiej zaś stymulować naturalizację kadr intelektualnych oraz specjalistycznych, niezbędnych w pokonaniu progu postindustrialnej gospodarki 4.0. Po drugie, powyższe zmiany znajdą odzwierciedlenie prawne po to, aby takie szczegóły jak polityczna poprawność, a nawet wysokie standardy socjalne i humanitarne nie hamowały ekspansji niemieckich firm na zagranicznych rynkach. Po trzecie wreszcie, Berlin zobowiązał się do wsparcia fuzji niemieckich i europejskich koncernów. Wzrost kapitalizacji umożliwi z kolei wykup wysokotechnologicznych firm na całym świecie, czyli włączenie Niemiec do wyścigu innowacyjnego na równi z USA i Chinami.

Plan Altmaiera zawiera również pakiet czysto protekcjonistyczny, dostosowujący Niemcy do rzeczywistości amerykańsko-chińskiej, a po części rosyjskiej. Otóż zakłada, że w przypadku zagrożenia przejęciem rodzimych firm przez kapitał spoza UE rząd otrzyma nadzwyczajne prawo częściowej lub pełnej nacjonalizacji przedsiębiorstw. Chodzi oczywiście o „złoty zasób”, czyli wielkie koncerny w kluczowych dziedzinach eksportu. Zadania tego podjąć się ma specjalny fundusz inwestycyjny kapitalizowany przez państwo. Strategia jest oczywiście stale uzupełniana, na przykład o pakiet ulg podatkowych przeznaczonych dla ożywienia małego i średniego biznesu, zmniejszenie kosztów własności hipotecznej do 1 procenta rocznie czy poprawę sytuacji płacowej i emerytalnej dla utrzymania wewnętrznej konsumpcji. Działaniom wewnętrznym towarzyszy już strategia międzynarodowa skierowana przeciwko ekspansji chińskiej. Minister spraw zagranicznych Haiko Maas nie ukrywa, że Berlin zmienia diametralnie podejście do chińskiej obecności gospodarczej w Niemczech i UE. Dostrzega w niej nie szansę dla zwiększenia swojego eksportu, lecz zagrożenie dla konkurencyjności i właścicielskiej kontroli swoich koncernów. Tyle że Niemcy mają świadomość własnych ograniczeń i spóźnionego startu w globalnym wyścigu o ekonomiczną prosperity. Dlatego kierują wzrok na Europę Środkową, a głównie Polskę. Zmiana komentarzy politycznych oceniających sytuację w naszym kraju ma wyraźne podstawy ekonomiczne. Polska i nasza część kontynentu, w odróżnieniu od tzw. starej Unii, przeżywa boom gospodarczy i cywilizacyjny. Coraz częściej nasz kraj jest postrzegany jako źródło innowacji i pionier we wdrażaniu technologii. Berlin potrzebuje partnerstwa na dłuższą metę, a nie tylko dla pokonania obecnej recesji czy zapobiegnięcia kryzysowi ekonomicznemu. Polska ma kadry i idee. Niemcy dysponują kapitałami, doświadczeniem oraz potencjałem wdrożeniowym. Może warto zastanowić się nad nowymi, pogłębionymi formami polsko-niemieckiej kooperacji przynoszącej obopólne korzyści. Berlin odzyskuje konkurencyjność, która dziś stoi pod znakiem zapytania. Warszawa ma szansę wyrwania się z pułapki średniego rozwoju. Współpraca jest dla nas podwójnie opłacalna. Jeśli niemiecka recesja przejdzie w otwarty kryzys, dekoniunktura, może nieco później, dotknie jednak nasz przemysł, finanse i konsumpcję.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news