2.6 C
Warszawa
środa, 25 grudnia 2024

Sąd nad Borysem

Przedterminowe wybory?

Premier Boris Johnson chce Brexitu 31 października wbrew decyzji Izby Gmin. Czy doprowadzi do przedterminowych wyborów?

Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson chce doprowadzić do brexitu 31 października, bez względu na to, czy Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii uda się dojść do porozumienia. Przeciwna „twardemu” brexitowi jest Izba Gmin, która uchwaliła ustawę zakazującą takiego rozwiązania. Johnsonowi pozostaje ustąpić i przesunąć datę wyjścia państwa z Unii Europejskiej lub ściągnąć na siebie prokuraturę i widmo więzienia. Ten drugi scenariusz wieszczy niepokornemu premierowi były prokurator generalny Anglii i Walii Ken MacDonald. Johnson ma też jeszcze jedno rozwiązanie w zanadrzu – doprowadzenie do przyspieszonych wyborów, które pozwolą mu odzyskać większość w parlamencie i uchylenie ustawy zakazującej twardego brexitu. By tak się stało, potrzebuje jednak poparcia Izby Gmin i porozumienia z Irlandią.

Konserwatyści tracą większość
Na początku września, tuż przed głosowaniem w sprawie brexitu, były członek rządu Philip Lee opuścił szeregi konserwatystów i przeszedł do Liberalnych Demokratów. Lee zrobił to popisowo: w Izbie Gmin w trakcie wystąpienia premiera Johnsona. Sytuacja wywołała olbrzymią konsternację w szeregach konserwatystów, których Lee był członkiem przez 27 lat.
– Wierzę, że Liberalni Demokraci są najlepiej przygotowani to stworzenia jednoczącej i inspirującej siły politycznej, niezbędnej do uleczenia naszych podziałów – stwierdził Lee. Decyzja Lee była jednak znacznie poważniejsza. W wyniku opuszczenia przez niego szeregów konserwatystów stojący na czele koalicyjnego (z Demokratyczną Partią Unionistów – red.) rządu premier stracił większość w Izbie Gmin. Opozycja wykorzystała zamieszanie i próbowała zmusić Johnsona do opóźnienia wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej do 31 stycznia 2020 roku. Początkowo lider Partii Pracy Jeremy Corbyn, oprócz zablokowania twardego (tj. bez umowy z Unią Europejską) brexitu, postulował również przeprowadzenie przyspieszonych wyborów. 4 września opozycji udało się przegłosować ustawę Hilary’ego Benna, która w praktyce zablokowała rządowi możliwość twardego brexitu bez zgody parlamentu. Co więcej, ustawa przewiduje, że jeśli do 19 października rząd nie zdoła doprowadzić do przyjęcia przez parlament umowy ws. brexitu lub nie znajdzie większości gotowej poprzeć brexit bez umowy, to musi zwrócić się do Unii Europejskiej z prośbą o kolejne przełożenie daty brexitu. Ustawę poparła Izba Lordów. Ustawa Benna przeszła głosowanie dzięki 21 parlamentarzystom Partii Konserwatywnej. „Rozłamowcami” okazali się m.in.: były kanclerz skarbu Philip Hammond, były sekretarz sprawiedliwości David Gauke i wnuk Winstona Churchilla sir Nicholas Soames. Johnson zapowiedział, że zostaną za to pozbawieni możliwości zasiadania w ławach rządowych oraz ponownego startu z list Partii Konserwatywnej.

Gra o przedterminowe wybory
W odpowiedzi na „zdradę” Philipa Lee i ustawę Benna premier stwierdził, że chce wcześniejszych wyborów w jak najszybszym terminie. Johnson liczył, że szybka kampania i antyunijne nastroje pozwolą zdobyć mu niezbędną większość. Jednak nieoczekiwanie dla Johnsona opozycja, na czele z orędownikiem wcześniejszych wyborów Corbynem, zaprotestowała. Partia Pracy chciała, by wybory odbyły się najszybciej w listopadzie, a tym samym zmusić rząd do negocjacji z Unią Europejską i do kolejnego przesunięcia daty brexitu. Wniosek premiera przepadł w głosowaniu. 9 września odbyło się kolejne głosowanie nad wcześniejszymi wyborami.

– Ponownie składam wniosek o wcześniejsze wybory parlamentarne, nie chcę tego, miałem nadzieję, że ten krok będzie zbędny. Zaakceptowałem jednak fakt, że wybory to jedyny sposób na przełamanie impasu w Izbie Gmin – przekonywał premier. Jednak Izba Gmin ponownie odrzuciła projekt z wynikiem 293 do 46 głosów. Efektem obrad jest zawieszenie prac parlamentu na pięć tygodni. Następne odbędą się 14 października. Szanse, by premierowi udało się odzyskać większość lub namówić opozycję na wybory, są znikome. – Kolejny raz (posłowie opozycji – red.) chcą opóźnić brexit bez oglądania się na tych, którzy głosowali za wyjściem z Unii, przekazując Brukseli 250 milionów funtów tygodniowo bez żadnego powodu. (…) Choć opozycja ucieka przed obowiązkiem poddania się werdyktowi wyborców, nie może chować się w nieskończoność. (…) Znamy prawdziwy powód, dla którego Partia Pracy pod kierownictwem Jeremy’ego Corbyna nie chce wyborów. Obawia się, że przegra – grzmiał po głosowaniu Johnson. Jednak premier zobowiązał się, że przez te pięć tygodni będzie kontynuował negocjowanie umowy brexitowej. Po głosowaniu brytyjskie konserwatywne bulwarówki zaczęły publikować karykatury Corbyna jako kurczaka (tchórza).

Na łasce Irlandii
Poniedziałkowy chaos doprowadził do sytuacji, w której premier nie może ani rządzić, ani rozwiązać parlamentu. Co więcej, Izba Gmin zobowiązała Johnsona do opublikowania wszystkich dokumentów dotyczących przygotowań Wielkiej Brytanii do twardego brexitu oraz prywatną korespondencję urzędników dotyczącą zawieszenia obrad parlamentu. Liberalni Demokraci, na czele z Jo Swinson, obiecali natomiast, że jeżeli wygrają następne wybory, to odwołają brexit. Burza w Izbie Gmin zakończyła się również zaskakującą deklaracją spikera Johna Bercowa, który oświadczył, że 31 października odchodzi z pracy. Ze stanowisk zrezygnowali dotychczas też brat premiera, minister ds. szkolnictwa wyższego Joseph Johnson oraz minister pracy i emerytur Amber Rudd.

Ostatnią nadzieją premiera jest obecnie porozumienie z Irlandią i kwestia granicy z Irlandią Północną. Chodzi o tzw. mechanizm backstop, czyli gwarancję, że na irlandzkiej wyspie nie pojawi się „twarda granica”. Jeszcze w sierpniu Johnson twierdził, iż rozwiązanie to jest „niedemokratyczne”, gdyż obliguje Wielką Brytanię (a dokładniej Irlandię Północną) do stosowania przepisów uzgodnionych gdzie indziej, a więc w Unii Europejskiej, a ponadto jest niespójne z celem Londynu, który nie chce unii celnej i uczestnictwa w rynku wewnętrznym Unii Europejskiej. Sam premier Irlandii Taoiseach Leo Varadkar jest dość sceptyczny co do szybkiego porozumienia z Wielką Brytanią. Johnson dotychczas przedstawił jedynie system jednolitych kontroli sanitarnych dla produktów rolnych. Takie kontrole stanowią jednak zaledwie 30 proc. wszystkich kontroli dokonywanych na granicach. Innych rozwiązań na utrzymanie „braku” granicy między Irlandiami Johnson na razie nie przedstawił. Po głosowaniu 9 września Johnson utrzymywał, że doprowadzi do brexitu 31 października. Na razie pozostaje na łasce opozycji i Irlandczyków. Gdyby spróbował złamać ustawę Benna, czeka go więzienie. Tak przynajmniej twierdzi były prokurator generalny lord Ken MacDonald.

Niewykluczone też, że irlandzcy nacjonaliści z Północy wykorzystają sytuację do przeprowadzenia nowego referendum w sprawie oderwania się od Wielkiej Brytanii i zjednoczenia z Południem. Do nowego referendum przygotowują się już Szkoci, wśród których przeważają zwolennicy Unii Europejskiej i którzy chcieliby, aby niepodległa Szkocja przystąpiła do wspólnoty. Według ostatniego sondażu dla „Observera” partia Johnsona może liczyć na 35 proc. poparcia. W badaniu laburzyści zdobyli 25 proc., Liberalni Demokraci 17 proc., a Partia Brexitu Nigela Farage’a 13 proc. głosów. Farage ogłosił, że jest gotowy poprzeć w wyborach konserwatystów, jeśli Johnson zapewni, że będzie dążył do radykalnego przecięcia więzi z Unią Europejską.

FMC27news