Ratunek pod warunkiem
Tylko poważny inwestor może uratować zasłużony klub przed finansowym i sportowym krachem. Jest jeden chętny, ale stawia trudne warunki.
Wisła Kraków nieuchronnie zbliża się do finansowej oraz sportowej przepaści. W sobotę 7 listopada podopieczni Macieja Stolarczyka przegrali kolejny, siódmy mecz z rzędu. Tym razem ulegli na własnym stadionie 0:1 ze słabiutką Arką Gdynia i w konsekwencji stoczyli się na ostatnie miejsce w tabeli, zagrożone ligowym spadkiem. Jeżeli w najbliższych miesiącach Biała Gwiazda nie zacznie punktować, wówczas może zniknąć na kilka lat z piłkarskiej mapy ekstraklasy, cała zaś energia, włożona na początku tego roku w ratowanie klubu, pójdzie na marne. Dlaczego na kilka lat? Bo historia polskich klubów, które w przeszłości z hukiem wyleciały z elity, pokazuje jak ciężko jest z powrotem wrócić na szczyt. Spadek oznacza bowiem utratę milionów z tytułu sprzedaży praw do transmisji, dochodów z biletów oraz rozwiązanie kontraktów ze sponsorami oraz z piłkarzami, na których wynagrodzenia zabraknie pieniędzy. Pewną nadzieją dla Wisły jest możliwość ponownego przejęcia klubu przez spółkę Tele-Fonika Kable S.A., która w latach 1997–2016 była właścicielem 13-krotnego mistrza Polski. Myślenicki biznesmen Bogusław Cupiał stawia jednak trudne warunki, które mogą zablokować transakcję.
Geneza problemu
Nie zrozumiemy obecnej sytuacji Wisły Kraków bez przypomnienia o dramatycznych wydarzeniach z przełomu ubiegłego roku i początku bieżącego. Wszystko zaczęło się od reportażu „Superwizjera” TVN z września 2018 roku przedstawiającego powiązania pomiędzy ówczesnymi władzami klubu a przestępczym półświatkiem. Materiał ukazał się w czasie, gdy Wisła przechodziła przez finansowy kryzys. W klubowej kasie brakowało pieniędzy na pensje dla piłkarzy oraz trenerów, a krakowski magistrat groził zerwaniem umowy na dzierżawę stadionu przy ul. Reymonta z powodu zaległości w czynszu. Na stanowisku prezesa spółki Wisła Kraków S.A. zasiadała wtedy krakowska prawniczka Marzena Sarapata, która dwa miesiące temu, wraz z trzema innymi osobami, usłyszała prokuratorskie zarzuty uczestnictwa w zorganizowanej grupie przestępczej oraz wyprowadzenia ze spółki ok. 10 mln zł. Prowadząca sprawę Prokuratura Rejonowa złożyła niedawno wniosek o tymczasowy areszt dla Sarapaty, jednak sąd odmówił zastosowania takiego środka tymczasowego. Nie zmienia to jednak faktu, że byłej prezes grozi kara 10 lat pozbawienia wolności.
Presja wywołana reportażem TVN-u oraz trudną sytuacją finansową zmusiła władze Wisły do sprzedaży udziałów w spółce, należących wówczas do Towarzystwa Sportowego Wisła (TSW), w którym za sznurki pociągały osoby powiązane z kibolskim półświatkiem. Wizerunek legendarnej drużyny był wtedy tak zły, że żaden poważny inwestor nie zamierzał wyłożyć swoich pieniędzy na akcje Wisły.
Mimo tych okoliczności saga z poszukiwaniem finansowego zbawiciela nie trwała długo. Nieoczekiwanie, pod koniec 2018 roku, w Krakowie zjawił się tajemniczy biznesmen z Kambodży, niejaki Vanna Ly, z ofertą przejęcia od TSW udziałów w klubowej spółce za 130 mln zł. Nieznany biznesmen próbował uwieść kibiców Wisły oraz polską opinię publiczną twierdząc, że w przeszłości osobiście poznał św. Jana Pawła II oraz chwaląc się budową wielu stadionów m.in. w Kenii oraz w Chinach. Dziennikarze zweryfikowali prawdomówność Vanny Ly i szybko okazało się, że jego opowieści nie znajdują potwierdzenia w faktach. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że rzekomy biznesmen to tak naprawdę drobny hochsztapler, któremu bardziej zależy na gruntach otaczających stadion przy ul. Reymonta aniżeli na dofinansowaniu upadającej Wisły.
Mimo tych oczywistości Marzena Sarapata oraz jej kibolski dwór postanowił sprzedać klubowe akcje w podejrzane ręce. Jednak kiedy nadszedł termin zapłaty pierwszej transzy, okazało się, że Vanna Ly zniknął, a wraz z nim ulotnił się jego fundusz inwestycyjny, za którego pośrednictwem miała zostać przeprowadzona cała transakcja. Równolegle do tych tragikomicznych wydarzeń pojawiały się kolejne informacje na temat powiązań zarządu Wisły Kraków S.A. z przestępcami, handlującymi narkotykami oraz wyłudzającymi miliony z legendarnego klubu. Szczegóły tej mafijnej struktury opisał Szymon Jadczak w reportażu śledczym pt. „Wisła w ogniu. Jak bandyci ukradli Wisłę Kraków”.
Akcja ratunkowa
Kiedy stało się jasne, że Vanna Ly to zwykły przebieraniec, w styczniu br. sprawy w swoje ręce wzięło dwóch polskich przedsiębiorców oraz jeden piłkarz: Jarosław Królewski, młody biznesmen z Krakowa, właściciel firmy Synrise działającej w branży IT, Tomasz Jażdżyński, prezes spółki Gremi Media S.A., wydającej m.in. „Rzeczpospolitą” oraz Jakub Błaszczykowski, reprezentant Polski, w przeszłości zawodnik Wisły Kraków (2005–2007). Każdy z nich wyłożył po 1,3 mln zł na spłatę bieżących zobowiązań klubu wobec piłkarzy, sztabu szkoleniowego oraz krakowskiego magistratu. Przy pomocy kancelarii prawnej Bogusława Leśnodorskiego, byłego współwłaściciela Legii Warszawa, udało się odkręcić niefortunną umowę z kambodżańskim oszustem. Dodatkową cegiełkę od siebie dołożył Błaszczykowski, który rozwiązawszy kontrakt z niemieckim Wolfsburgiem zasilił szeregi Białej Gwiazdy, co błyskawicznie przełożyło się na wzrost dochodów marketingowych oraz wpływów ze sprzedaży biletów i klubowych koszulek. W międzyczasie został powołany nowy zarząd klubowej spółki oraz TSW, który zastąpił starą ekipę, powiązaną z organizacją Sharks, skupiającą elementy ze świata kibolskiego oraz przestępczego. Nowa ekipa przy Reymonta podjęła szereg inicjatyw zmierzających do poprawy tragicznej sytuacji finansowej Wisły. Przeprowadzono kampanię profrekwencyjną oraz uatrakcyjniono cennik biletów, czego wynikiem było zwiększenie wpływów z ich sprzedaży. Pod okiem Jarosława Królewskiego zorganizowano publiczną sprzedaż części akcji spółki za pośrednictwem platformy crowdfundinowej. Efekt? W zaledwie 24 godziny dziewięć tysięcy kibiców nabyło udziały Wisły Kraków S.A. warte łącznie cztery miliony zł.
Cień optymizmu
Reanimacja klubu zakończyła się sukcesem. Biała Gwiazda utrzymała się w ekstraklasie, kończąc miniony sezon na bezpiecznej 9. pozycji. Bywały nawet miesiące, w których podopieczni Macieja Stolarczyka siali postrach wśród ligowych konkurentów. Tak było chociażby w marcu, kiedy Wisła zanotowała trzy zwycięstwa z rzędu. Najpierw zdemolowała Koronę Kielce 6:2, później pokonała rywala zza miedzy Cracovię 3:2, a swoją dobrą passę przypieczętowała spektakularnym zwycięstwem z Legią Warszawa 4:0. W każdym z tych meczów na listę strzelców wpisał się Kuba Błaszczykowski, który w Wiśle przypomniał sobie stare dobre czasy. Bieżący sezon miał być jeszcze lepszy od poprzedniego za sprawą kilku kadrowych wzmocnień. W przerwie letniej na Reymonta sprowadzono bowiem czterech piłkarzy, wszystkich na zasadzie wolnych transferów. Skrzydłowy Michał Mak przeszedł z Lechii Gdańsk, boczny obrońca David Niepsuj z Pogoni Szczecin, a stoper Rafał Janicki minione dwa sezony spędził w Lechu Poznań, gdzie był wypożyczony z Lechii Gdańsk. Jedynym zagranicznym transferem jest Brazylijczyk z hiszpańskim paszportem Jean Carlos da Silva. 23-latek był piłkarzem młodzieżowych drużyn Realu Madryt, a ostatnio trzecioligowego Club Recreativo Granada.
Cupiał stawia warunki
Wydawało się, że akcja ratunkowa przy Reymonta zakończyła się sukcesem. Udało się usunąć z klubu osoby działające na jego szkodę. Scementowano skład. Zwiększono frekwencję na stadionie, a także odbudowano nadszarpnięty wizerunek Białej Gwiazdy. Do załatwienia pozostały sprawy związane z pozyskaniem nowego inwestora oraz spłaceniem najpilniejszych zobowiązań. Niestety wszystkie te osiągnięcia mogą zostać zaprzepaszczone, jeżeli Wisła nie odbije się od ligowego dna i nie zacznie punktować. Żaden poważny inwestor nie wyłoży swoich milionów na klub, przed którym stoi perspektywa nieuchronnego spadku.
Chyba że jest to inwestor, który w przeszłości wielokrotnie ratował krakowską drużynę z finansowych opresji, przez co łączy go z Wisłą emocjonalna więź. Takim inwestorem jest spółka Tele-Fonika Kable S.A., która w latach 1997–2016 była jedynym właścicielem „Białej Gwiazdy. Prezes tej firmy – milioner Bogusław Cupiał – to zapalony kibic Wisły. Nieoficjalnie mówi się, że 63-letni biznesmen chciałby ponownie zasiąść w loży VIP przy Reymonta w roli klubowego włodarza.
TSW nie ma nic przeciwko takiej transakcji, jednak problem jak zwykle tkwi w szczegółach. Wedle medialnych przecieków Cupiał chciałby przejąć na własność prawa do znaku towarowego Wisły Kraków oraz do samej nazwy klubu. A na to nie ma zgody ze strony Błaszczykowskiego i Królewskiego. Druga sprawa to dług spółki, który obecnie wynosi ok. 30 mln zł. Biznesmen nie zamierza kupować klubu z całym jego dobrodziejstwem w postaci zadłużenia. Dopiero po uregulowaniu chociaż części tej kwoty, byłby gotów wyłożyć pieniądze na przejęcie udziałów. Czasu na to jest jednak niewiele. Zegar tyka i jeżeli nie uda się dopiąć transakcji podczas przerwy zimowej, wówczas nowa runda może okazać się równią pochyłą dla zasłużonego klubu.