Na jesieni Beatę Szydło zastąpi wicepremier Mateusz Morawiecki lub szef PiS Jarosław Kaczyński. Kto zachowa stanowiska, a kto na pewno odejdzie z rządu po rekonstrukcji – ustaliła „Gazeta Finansowa”.
Od kilku miesięcy pojawiały się spekulacje prasowe, że na jesieni dojdzie do poważnych przetasowań w rządzie. Politycy PiS publicznie bardzo powściągliwie komentują te zapowiedzi. – Takie rewelacje różnych mediów, gazet, również tabloidów pojawiają się właściwie od samego początku, od pierwszego dnia czy od pierwszego miesiąca rządów PiS, że zmiany personalne w rządzie będą następowały. No ja mogę oczywiście podejść do tego z uśmiechem – komentował rzecznik rządu Rafał Bochenek kolejną publikację na ten temat. „Gazeta Finansowa” dotarła jednak do najważniejszych polityków PiS, którzy nie mają wątpliwości: na jesieni dokona się zmiana w rządzie. Odejdzie urzędujący premier i główni ministrowie. Otwarcie rządu PiS i exposé nowego premiera spodziewane jest 11 listopada w 99 rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości.
{gallery}test{/gallery}
Premierów dwóch i przyszła pani prezydent
Szef PiS Jarosław Kaczyński, z racji pozycji i wpływów nazywany przez sojuszników i wrogów „Naczelnikiem”, rozważa dwie opcje. Pierwszą – sam stanie na czele rządu. Na taki scenariusz namawiają go najbardziej wpływowi politycy PiS (m.in. Antoni Macierewicz). Alternatywą dla niego jest Mateusz Morawiecki. Postawienie na niego jednak będzie poniekąd powtórzeniem wariantu z Beatą Szydło. Jest ona bowiem premierem praktycznie bez własnej frakcji w PiS.
Podobnie będzie z Morawieckim, który jest w partii traktowany jako „ciało obce”. – Sam Jarosław się waha, czy objąć urząd premiera. Wie, że bez niego rząd będzie mniej decyzyjny i skuteczny, z drugiej strony mu się zwyczajnie nie chce. Raz mówi tak, raz siak. Zmienia decyzję co chwila – twierdzi polityk PiS. Wciąż jednak to Kaczyński jest najbardziej prawdopodobnym zmiennikiem Szydło. Miałby niczym Józef Piłsudski – postać, którą się wyraźnie inspiruje –przejąć stery rządu na rok. Piłsudski w II RP, po zamachu majowym w 1926 r., dwukrotnie stawał na czele rządu. Raz w październiku 1926 r. został premierem na rok i 9 miesięcy. Kolejny raz powrócił na 4 ostatnie miesiące 1930 r. – znów po to, aby zaprowadzić porządek. Byłoby to więc zagranie pełne symboliki i patriotycznych odniesień, bo przyszły rok to 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Po załatwieniu wszystkich trudnych spraw na ostatnie 12 miesięcy byłby „w rezerwie” właśnie Morawiecki.