W blasku fleszy utworzono niedawno decyzją rządu specjalne Ministerstwo Klimatu
O wiele ważniejszą kwestią demografii ma się zająć specjalny urząd pełnomocnika, który ma za zadanie stworzyć pozory, że rząd wie, jak poradzić sobie ze starzeniem się społeczeństwa.
Utworzony 15 listopada nowy resort przejął kompetencje dotychczasowego Ministerstwa Środowiska, lecz biorąc pod uwagę rosnące znaczenie kwestii ochrony klimatu można śmiało zaryzykować tezę, że jego znaczenie będzie rosło. W światowej polityce dokonał się w ostatnich latach wielki „zielony zwrot”, dlatego urząd kierowany przez Michała Kurtykę będzie odgrywał coraz większą rolę. Co prawda planowane jest wydzielenie z jego struktur osobnej struktury odpowiedzialnej za leśnictwo, łowiectwo i geologię, lecz i tak w Ministerstwie Klimatu decydować się będzie o wielu kluczowych kwestiach związanych m.in. z polityką klimatyczną i antysmogową. Samo utworzenie Ministerstwa Klimatu dobitnie świadczy o tym, że Prawo i Sprawiedliwość zabiega coraz silniej o centrowy, a nawet lewicowy elektorat. Wprowadzona zmiana dotyczy na razie samego nazewnictwa, lecz ma sygnalizować wyborcom, że partia rządząca poważnie traktuje troskę o rzekomo dokonujące się zmiany klimatyczne.
Choć na całym świecie z dnia na dzień narasta klimatyczna histeria, PiS nie przeciwstawia się jej w żaden zauważalny sposób. Mateusz Morawiecki za swój sukces uznał niedawno to, że na unijnym szczycie wynegocjował wolniejsze tempo odchodzenia od paliw kopalnych. W praktyce jednak rząd nie zakwestionował nigdy kontrowersyjnego unijnego programu dążącego do uzyskania przez całą wspólnotę neutralności klimatycznej już w 2050 roku. Łudząc się, że wszelkie niedogodności związane z forsowanymi zmianami zostaną zrekompensowane przez specjalne fundusze (mówi się nawet o 100 mld euro), Morawiecki nie zdobył się na żaden zdecydowany głos sprzeciwu.
Podczas gdy zapatrzone w młodocianą klimatocelebrytkę Gretę Thunberg środowiska lewicowe wieszczą rychłą katastrofę środowiska naturalnego, z polskiej perspektywy o wiele bardziej realną (i właściwie już zauważalną) katastrofą jest ta, która dokonuje się w dziedzinie demografii. W przypadku zmian klimatycznych, nawet jeśli przyjąć zasadność ostrzeżeń, Polska i tak ma znikomy wpływ na światową emisję gazów cieplarnianych. Najwięksi emitenci: USA i Chiny pokazały w ostatnich miesiącach, że dotychczasowe porozumienia klimatyczne mają dla nich znikome znaczenie. Powołanie Ministerstwa Klimatu oraz narzucenie skrajnie rygorystycznych norm ekologicznych w samej Polsce ma ostatecznie marginalne znaczenie w kontekście całego świata i globalnego klimatu. Zdecydowanie większe pole do popisu polskie władze mają w zakresie katastrofy demograficznej. Niestety, choć powaga sytuacji jest ogromna, rząd Morawieckego zdobył się do tej pory jedynie na utworzenie urzędu pełnomocnika rządu ds. polityki demograficznej. Funkcję tę objęła Barbara Socha będąca jednocześnie podsekretarzem stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
Szokujące jest to, że nowa pełnomocnik ma za zadanie przede wszystkim opracowanie specjalnej rządowej strategii w zakresie polityki demograficznej. Oznacza to, że do tej pory rząd takiej strategii zwyczajnie nie miał. Odpowiedzią na problemy ze spadającą nieustannie dzietnością miały być programy socjalne, a przede wszystkim program 500+. Od prawie dwóch lat przedstawiciele rządu przestali już jednak przekonywać, że słynny program zasiłków uratuje polską demografię, gdyż dane statystyczne bezlitośnie ukazały klęskę takiej koncepcji. Próbując uratować twarz, rząd zdecydował się rok temu poszerzyć program dopłat, obejmując nim dodatkowo także pierwsze dziecko. Jak jednak obrazują najnowsze dane, i ten krok okazał się całkowicie nieskuteczny. Z tego właśnie powodu utworzono nowy urząd pełnomocnika, którego uprawnienia są jednak znikome w porównaniu do tych, które są udziałem ministra klimatu. Rząd pozoruje tym samym chęć zaradzenia największemu być może wyzwaniu, przed jakim stoi w XXI wieku Polska. W rzeczywistości, gdyby brać na poważnie alarmujące dane demograficzne, w ramach nowego rządu powinno zostać wyodrębnione specjalne ministerstwo ds. katastrofy demograficznej, a zarządzający nim urzędnik powinien zostać wicepremierem.
Najbardziej zdumiewający pozostaje jednak fakt, że zamiast realizować od pierwszych dni funkcjonowania nowego rządu starannie i głęboko przemyślaną strategię na rzecz odwrócenia fatalnych trendów, obóz rządzący przyznaje, że głównym zadaniem pełnomocnika ds. polityki demograficznej ma być dopiero przygotowanie odpowiednich propozycji. Świadczyć może to jedynie o tym, że Prawo i Sprawiedliwość nie uznaje wcale problemów demograficznych za priorytetowe oraz że tak naprawdę pomimo czterech lat swoich rządów nadal nie ma żadnego pomysłu na wyjście z impasu. Politycy „dobrej zmiany” od samego początku rządów wyrażali nadmierny optymizm co do skali powrotu Polaków z zagranicy. Choć można dziś zauważyć pewne korzystne zmiany, liczba rodaków wracających z emigracji pozostaje wciąż skromna. Szacuje się, że w ciągu najbliższych lat do kraju może wrócić nawet 15 proc. z 2,5 mln Polaków, którzy wyemigrowali z kraju po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Nawet gdyby do tego doszło, oznaczałoby to jedynie odsunięcie problemów w czasie. Obecnemu rządowi ewidentnie brakuje pogłębionej refleksji na temat tego, jakie są faktyczne przyczyny spadającej wciąż dzietności i jak temu problemowi zaradzić.
Kwestia demograficzna ma dziś niestety charakter tykającej bomby, gdyż nasilający się od wielu lat kryzys jest łagodzony przez pracującą w Polsce ludność z Ukrainy. Liczącą ok. 1,2–1,5 mln osób grupa robotników zza wschodniej granicy pozwala dziś „łatać” wiele braków kadrowych, lecz trzeba się liczyć z tym, że wielu z nich przeniesie się do bardziej zamożnych krajów (lub wróci do ojczyzny, która ostatnio coraz dynamiczniej się rozwija). Poleganie na Ukraińcach może się zwyczajnie okazać zawodne.
Niezwykle wymowny pozostaje także fakt, że urząd pełnomocnika ds. polityki demograficznej został utworzony znacznie później niż Ministerstwo Klimatu. Można wręcz odnieść wrażenie, że premier Morawiecki dopiero po jakimś czasie przypomniał sobie, że problem demograficzny wciąż czeka na rozwiązanie. Pierwsze dni pracy pełnomocnik ds. polityki demograficznej trudno póki co zaliczyć do efektownych. Barbara Socha jak na razie nie dała praktycznie o sobie znać, pozostając postacią anonimową. Premier Morawiecki powołał do życia Radę Rodziny, która podjęła m.in. próbę przeciwdziałania dostępności pornografii wśród dzieci. To słuszna inicjatywa, lecz problem wciąż leży w tym, że Polsce natychmiast potrzebna jest kompleksowa polityka demograficzna, sięgająca samych fundamentów życia gospodarczego. Na razie jednak o wiele większy priorytet mają kwestie klimatyczne. Minister Kurtyka zgłosił m.in. projekt wprowadzenia kaucji za korzystanie z plastikowych butelek. O tej propozycji mówił już zresztą premier Morawiecki w swoim exposé. Klimatu do poważnej dyskusji o demografii wciąż jednak nie ma.