Ten tekst miał być subiektywnym rankingiem lobbystów
Bardzo szybko się okazało, że ostatnią rzeczą, której pragną osoby zajmujące się lobbingiem w Polsce, jest wymienienie ich, nawet w pozytywnym kontekście w mediach.
W Polsce lobbyści ukrywają swoją działalność. Ustawa o jawnym lobbingu jest fikcją. W USA bycie lobbystą to powód do dumy. Lobbysta w USA to ktoś, kto wpływa na amerykańskich polityków i prawo, które kształtują. Wiadomo, że lobbyści mają dużo pieniędzy i nie szczędzą ich, aby przekonać polityków do swoich racji. W Polsce słowo lobbysta ma zupełnie inną konotację, to niemalże polityczna obelga lub zarzut. Z kontaktów z lobbystami nasi politycy muszą się tłumaczyć. Wspólne przedsięwzięcia są powodem zaś do wstydu. Teoretycznie w naszym kraju od 2006 r. lobbing jest prawnie uregulowany. Każdy, kto w imieniu firm lub grup interesów chce wpływać na polityków, powinien to po prostu zgłosić. W USA wszystkie chwyty w politycznych zapasach są dozwolone, ale też wszystko musi być jawne. Wystarczy jeden dolar wydany nielegalnie na polityka, aby powędrować do więzienia na wiele lat. W Polsce niezgłoszony lobbing teoretycznie też jest przestępstwem. W praktyce od 14 lat nikt nie został za takie działania skazany, nikomu nawet nie postawiono takiego zarzutu. Skoro więc za łamanie ustawy o jawnej działalności lobbingowej nie ma żadnych negatywnych konsekwencji, to tylko naiwniacy rejestrują swoje działania. Duzi wolą się chować za parawanem fundacji, stowarzyszeń, czy też firm public relations.
Interesy w szarej strefie
„Polityka to nie zabawa, to całkiem dochodowy interes” – zauważył Winston Churchill, wieloletni brytyjski premier, pogromca hitlerowskich Niemiec, uważany za jednego z najwybitniejszych polityków w historii. Jego biografowie skrzętnie przemilczają fakt, że gdy zostawał szefem rządu na początku maja 1940 r., był zadłużony po przysłowiowe uszy. Kończył ją jako zamożny człowiek. Można jedynie spekulować, czy dorobił się na zamówieniach dla wojska, czy też na innych decyzjach. Politycy idą do władzy ze sloganami na ustach. Gdy ją już mają, starają się zamienić ją na wpływy i pozycje, które dadzą wygodne życie im i ich rodzinom. Oczywiście są ograniczenia. Centralne Biuro Antykorupcyjne poluje na nieostrożnych polityków. W praktyce jednak zachowanie minimum ostrożności przy braniu „dowodów wdzięczności” pozwala cieszyć się owocami wyświadczonych przysług. Nie ma takich pieniędzy, które wystarczyłyby politykom na prowadzenie działalności. Zawsze potrzebują więcej. Parafrazując Napoleona, można stwierdzić, że do prowadzenia polityki tak jak wojny potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i pieniędzy. Partie stoją więc przed dylematem: albo będą miały lewą kasę na drogie kampanie w mediach, albo przegrają wybory.
Finansowanie z budżetu działalności partyjnej w żadnym państwie nie spowodowało likwidacji problemu nielegalnych funduszy. Dziś nawet tego nikt specjalnie nie przestrzega. Wielokrotnie wykazywano, że sprawozdania partii z wydatków na wybory nie miały wiele wspólnego z rzeczywistością. Wiedza o korzyściach z tytułu sprawowania władzy nie jest powszechna. Politycy stworzyli iluzje w postaci „apolitycznych” konkursów na stanowiska szefów firm. Faktycznie zaś zawsze wygrywa ten, kogo wskaże rząd, ponieważ takie są reguły gry. Żaden z członków rady nadzorczej nie będzie działał wbrew jego woli, bo będzie oznaczało to koniec kariery. Mimo to politycy (niezależnie od tego, kto rządzi) kłamią na temat wpływu na gospodarkę, zachowując się niczym ów szatniarz z „Misia”. No i co nam zrobicie? Zaspokajanie potrzeb polityków, to właśnie raj dla nielegalnego lobbingu.
O wyższości zajęcy nad wilkami
Jedno z przysłów mówi, że w mętnej wodzie łatwiej łowi się ryby. Dlatego firmy potrzebujące usług lobbystów wybierają takich, którzy nie zgłaszają swojej działalności. Chodzi nie tylko o pragmatykę, że konkurencja będzie wiedziała, kto i za czym lobbuje. W świecie dużych pieniędzy ci, którzy mają wiedzieć, kto, o co walczy i tak to wiedzą. Chodzi o ograniczenia dotyczące lobbystów. Nie mogą oni brać udziału w pracach podkomisji sejmowych. Właśnie na tym etapie prac tworzy się prawo. Z punktu widzenia skuteczności lepiej więc schować się za parawanem fundacji, która przedstawi swój raport z powodu troski o dobro społeczne, a do prac w podkomisji skieruje swoich ekspertów. Fundacja może być bardzo transparentnie finansowana. Osoby nią zarządzające mogą mieć prywatne umowy, z kim chcą. To jeden z prostszych sposobów omijania w Polsce ustawy o lobbingu. Szkodliwości istnienia przepisów, których nikt nie respektuje, nie trzeba tłumaczyć. W ten sposób uczy się nie tylko braku szacunku dla prawa, ale też demoralizuje.
Ten tekst miał być subiektywnym rankingiem lobbystów. Bardzo szybko się okazało, że ostatnią rzeczą, której pragną osoby zajmujące się lobbingiem w Polsce, to wymienienie ich, nawet w pozytywnym kontekście w mediach. Zdają sobie oni doskonale sprawę, że z punktu widzenia klientów lepiej, aby nie byli kojarzeni jako lobbyści. Wystarczy przejrzeć liczbę zgłoszonych spotkań z lobbystami przez polityków, aby wiedzieć, że prawo to jest faktycznie martwe. 15 lat po zakończeniu prac nad pierwszą ustawą o lobbingu w Polsce można pokusić się o diagnozę, że jest ona zwyczajnie martwa. Jest równie obowiązującym rozwiązaniem, co bilety peronowe. Formalnie obowiązuje w Polsce jeszcze obowiązek posiadania tzw. biletu peronowego, który uprawnia do poruszania się po dworcach kolejowych. Prawo to jest jednak martwe praktycznie od 70 lat i podawane kolejnym rocznikom studentów jako ilustracja normy formalnie obowiązującej, której egzekwowaniem nikt nie jest zainteresowany.
Tak też niestety jest z ustawą o lobbingu w Polsce. W popularnych opowieściach o przygodach Wilka i Zajączka jest taka historia, w której szarak napotyka na kłopoty w związku z pisaniem pracy o „wyższości zajęcy nad wilkami”. Gdy podczas osobistego spotkania z Wilkiem wydaje się, że nic nie jest w stanie uratować bezczelnego szaraczka, zza krzaków wychodzi Niedźwiedź. Następnie przetrzepuje skórę Wilkowi, tłumacząc, że „nieważne kto pisze pracę, ważne kto jest jej promotorem”. Ustawa o lobbingu nie wprowadziła do procesu tworzenia prawa żadnej jawności. Nadal faktycznie beneficjenci ustaw trzymają się w cieniu, manipulując mediami i politykami. Tak jak w dowcipie: nieważne kto pisze pracę lub podejmuje decyzje, liczy się promotor. A ten woli się nie afiszować. Jest jak w starym przeboju „Elektrycznych Gitar”: wszyscy zgadzają się ze sobą, a będzie nadal, tak jak jest.