Jak prezes Renault wydawał firmowe miliony na imprezy i prezenty.
Nissan oskarża byłego szefa sojuszu Renault-Nissan-Mitsubishi Carlosa Ghosna o wydanie 4,34 mln dolarów japońskiego koncernu m.in. na imprezy w Wersalu, Cannes i Rio. Ponadto Ghosn miał wydawać firmowe pieniądze na drogie prezenty. Oskarżenia Japończyków to reakcja na wystąpienie Ghosna w mediach po swojej ucieczce. Urodzony w Libanie Francuz nie stronił w nich od oskarżeń pod adresem japońskiego kierownictwa firmy i zagroził ujawnieniem niewygodnych szczegółów. Jednak medialna burza, jaką rozpętał Ghosn, to nie koniec problemów francusko-japońskiego sojuszu. Były prezes zażądał od Renault swojej emerytury. Chodzi o 774 tys. euro rocznie do końca życia. Czy Francuzi ustąpią i jak skończy się medialna wojna z japońskimi koncernami?
Show po ucieczce
Tuż przed końcem roku były szef sojuszu Nissan-Renault-Mitsubishi uciekł z aresztu domowego w Tokio do Bejrutu. W areszcie domowym przebywał od czasu, gdy otrzymał zgodę na wpłacenie kaucji i opuszczenie tokijskiego aresztu, w którym siedział od kwietnia 2019 roku. Ciążą na nim zarzuty japońskiej prokuratury, która twierdzi m.in., że zaniżał swoje dochody i wykorzystywał majątek Nissana do prywatnych celów. Ghosn zaprzecza stawianym mu zarzutom i od początku utrzymywał, że padł ofiarą spisku japońskich menadżerów, którzy bali się utraty pozycji we francusko-japońskim sojuszu. W ucieczce z Tokio pomogło mu dwóch byłych szpiegów, pracujących obecnie dla prywatnej firmy logistycznej. Biznesmen został wywieziony ze swojego domu w Tokio na lotnisko w skrzyni na instrumenty muzyczne. Ta ostatnia należała do wynajętego zespołu, który grał świąteczno-noworoczny koncert w jego domu. Po wyjściu na jaw kulis ucieczki Ghosna, producent futerałów Yamaha zaapelował do klientów, iż jego produkty nie są przeznaczone do transportowania ludzi. Do samego Libanu Ghosn trafił legalnie, gdyż po przesiadce w Turcji i podczas przekraczania granicy posługiwał się swoim francuskim paszportem. Same władze tego kraju nie zamierzają go wydawać, a ponadto Liban nie ma podpisanej umowy ekstradycyjnej z Japonią.
Na miejscu, za pośrednictwem portali społecznościowych, Ghosn przyznał, że jest już u siebie oraz zapowiedział konferencję prasową, na której opowie swoją wersję afery. Tak też się i stało. 8 stycznia Ghosn przeprowadził trwającą ponad dwie godziny konferencję, na której odnosił się do zarzutów, wykazywał nieprawidłowości w śledztwie i przedstawiał swoją wersję wydarzeń. Co znamienne, spotkanie zaczął od stwierdzenia po arabsku, iż jest dumny z bycia Libańczykiem, gdyż jest to jedyny kraj, który za nim się ujął w trudnych chwilach. To wywołało aplauz wśród lokalnych mediów. Jeszcze na kilka godzin przed wystąpieniem Ghosna jego prawnicy opublikowali oświadczenie, w którym zaprzeczyli ustaleniom śledztwa ws. afery Nissana. Podkreślili w nim, że celem dochodzenia nie było wykazanie prawdy, ale „celowe i zamierzone” pogrążenie ich klienta. Jako jeden z głównych powodów ucieczki wskazał fakt, że prawnicy ostrzegli go, że proces, w którego toku będzie musiał przebywać w Japonii, potrwa co najmniej pięć lat.
– Po raz pierwszy, od czasu kiedy ten koszmar się zaczął, mam szansę na swobodną wypowiedź. (…) Czułem się jak zakładnik w kraju, któremu służyłem przez 17 lat – zaczął swój wywód Ghosn. Zgromadzonym tłumnie reporterom zapowiedział, że nie zamierza omawiać szczegółów swojej ucieczki, ale oczyścić swoje imię i wykazać, dlaczego w ogóle nie powinien być aresztowany (pierwsze zatrzymanie nastąpiło 19 listopada 2018 roku – red.) Dodatkowo Ghosn oskarżył japońską prokuraturę i system wymiaru sprawiedliwości, że naruszali podstawowe prawa człowieka. Ghosn twierdził, że afera wybuchła, bo japońscy menadżerowie byli przeciwni fuzji Renault i Nissana w jedną strukturę. A o sprzyjanie takiemu rozwiązaniu podejrzewali Ghosna. Japończycy mieli obawiać się utracenia autonomii na rzecz francuskiego sojusznika.
– Byłem gotowy wycofać się przed czerwcem 2018 roku. Na nieszczęście przyjąłem ofertę, aby kontynuować integrację obu firm (Renault i Nissana – red.). A niektórzy z moich japońskich kolegów uznali, że najlepszym sposobem, by wyeliminować wpływ Renault na Nissana, było pozbycie się mnie – stwierdził Ghosn. Jako biorącego udział w spisku Ghosn wskazał Masakazu Toyodę, niezależnego członka rady dyrektorów Nissana, a jednocześnie doradcę rządu Japonii. Innymi spiskowcami mieli być Hidetoshi Imazu, były audytor Nissana oraz Hitoshi Kawaguchi, były wiceprezes Nissana. Ghosn dodał, że w spisek mieli być zaangażowani członkowie rządu Japonii, ale nie wskaże ich na razie z nazwiska, by nie szkodzić relacjom Libanu z Japonią. Były szef Renault twierdził, że japońscy menadżerowie wykorzystali przeciwko niemu fakt, że wyniki finansowe Nissana od 2017 roku nie były zadowalające. Ghosn utrzymywał, że menadżerom sprzyjali prokuratorzy, którzy podjęli śledztwo. Tych ostatnich oskarżył o łamanie prawa. Miało to przejawiać się np. ośmiogodzinnymi przesłuchaniami bez obecności prawnika oraz namawianiu go do przyznania się do winy. Według byłego prezesa Renault to właśnie japońska prokuratura stała za fake newsami i wrzutkami do mediów.
Japończykom puszczają nerwy
Od konferencji 8 stycznia, na której Ghosn pokazywał dokumenty ze śledztwa oraz oskarżał japońskich prokuratorów i kierownictwo Nissana, były szef Renault udzielał licznych wywiadów największym stacjom telewizyjnym. W wypowiedziach dla CNN czy BBC powtarzał swoje zarzuty i przedstawiał siebie jako ofiarę. Ghosn oskarżył Japończyków np. o to, że zaatakowaniem go zablokowali planowaną fuzję z włosko-amerykańskim Fiatem Chryslerem.
– W 2017 r. sojusz ( Renault-Nissan-Mitsubishi – red.) był największą grupą motoryzacyjną. Te trzy spółki rozwijały się i miały zyski. Przygotowywaliśmy się, aby do grupy dodać Fiata Chryslera i negocjowałem to z Johnem Elkannem. Jednak już nie ma sojuszu. Sojusz stracił okazję nie do stracenia, czyli Fiata Chryslera. To nie do wiary, ale poszli z PSA (Peugeot-Citroen) – przekonywał dziennikarzy Ghosn. Co ciekawe, to właśnie on doprowadził do odejścia z Renault Carlosa Tavaresa, który dziś jest szefem PSA. Ponadto Ghosn określił obecny stan sojuszu Renault-Nissan-Mitsubishi jako „maskaradę”. Po tej wypowiedzi Nissan musiał uspokajać inwestorów, iż w żadnym razie nie zamierza wychodzić z sojuszu.
Ghosn zaczął oskarżać też samego Emmanuela Macrona. Stwierdził bowiem, że to właśnie prezydent Francji uruchomił serię wydarzeń, która doprowadziła do wtrącenia Ghosna do więzienia w Japonii. Były prezes Renault zarzucił Macronowi, iż wywołał niezadowolenie Japończyków, forsując mocne połączenie Nissana i Renault. On sam – jak twierdził – był zwolennikiem luźniejszej formy powiązania firm. Początkowo Nissan i władze Japonii unikały komentarzy na temat działań Ghosna. Jednak kolejne wywiady i oskarżenia sprowokowały kontratak. W japońskich mediach ukazała się lista wydatków, których niefortunny prezes miał dokonać za pieniądze koncernu. Były to m.in.: przyjęcie w Pałacu Wersalskim w Paryżu, zakupy w luksusowych sklepach z biżuterią, wystawne kolacje w muzeum Marmottan w Paryżu czy imprezy w Cannes na festiwalu filmowym oraz na karnawale w Rio de Janeiro. Łącznie Ghosn miał „przebaletować” aż 4,34 mln dolarów firmowych pieniędzy. Co ciekawe, jak przekonują francuskie media, rząd Japonii miał wywierać presję na Liban, aby wyciszyć Ghosna. To właśnie z tego powodu Ghosn miał np. nie wymieniać nazwisk polityków podczas swojej konferencji prasowej