Brytyjczykom brexit być może zawsze już będzie się kojarzył z osobą Donalda Tuska, który przez ostatnich kilka lat swoimi wypowiedziami co najmniej kilkukrotnie wywoływał falę krytycznych komentarzy.
1 lutego doszło do długo wyczekiwanego brexitu. Wbrew jego przeciwnikom, którzy wieszczyli m.in. wybuch kolejnego wielkiego kryzysu, światowy konflikt zbrojny czy też nieopisany chaos, brytyjska (i europejska) gospodarka przyjęła całe wydarzenie z dużym spokojem. Nie zatrzęsła się ziemia, a obywatele krajów Unii Europejskiej przebywający na stałe w Wielkiej Brytanii nie stali się z dnia na dzień banitami.
„Czuję się jak Szkot”
Jedyną burzę, jaka miała miejsce w tym czasie, wywołał Donald Tusk, który w wywiadzie dla brytyjskiej stacji BBC zachęcił Szkotów do secesji i ponownego przyłączenia ich ojczyzny do Wspólnoty Europejskiej:
– Czasami czuję się jak Szkot, ale muszę uszanować to, jak ważna dla Wielkiej Brytanii jest kwestia suwerenności. Wbrew mojej sympatii dla Szkocji, nie jest moją rolą interweniowanie w tej debacie.
Odżegnywanie się od próby ingerowania w sprawy wewnętrzne Wielkiej Brytanii nie przekonało jednak nikogo, gdyż w tej samej rozmowie Tusk dodał, że w Brukseli wszyscy cieszyliby się ze szkockiej akcesji. Zachowanie byłego przewodniczącego Rady Europejskiej zdenerwowało w sposób szczególny ministra spraw zagranicznych Dominica Raaba, który stwierdził, iż wypowiedź Polaka była „nieeuropejska i raczej nieodpowiedzialna”. Brytyjski rząd zapowiedział dodatkowo, że z okazji zbliżających się Walentynek przygotuje specjalną akcję promującą wśród Szkotów korzyści z przynależności do jednego organizmu państwowego.
Zachęcanie Szkotów do swego rodzaju buntu wobec Londynu było w ostatnim czasie zaledwie jedną z kontrowersji związanych z wypowiedziami byłego premiera. Równie głośno o Tusku było na wyspach kilka tygodni temu, gdy media zainteresowały się jego najnowszą książką pt. „Szczerze”. Były przewodniczący Rady Europejskiej skomentował w niej m.in. słynące z XVIII-wiecznej architektury georgiańskiej miasteczko Bath w hrabstwie Somerset, które odwiedził przy okazji kursu języka angielskiego. Wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO tzw. Royal Crescent określił jak krąg „nudnych, identycznych fasad”. Jednocześnie Tusk zastanawiał się, jak w ogóle doszło do tego, że tego rodzaju miejsce jest słynne na całym świecie. Polskiemu politykowi nie podobało się w Anglii praktycznie nic: architektura, pogoda ani klimat. Bez ogródek stwierdził, że najlepiej byłoby się w tym kraju od razu powiesić. Komentując zaś funkcjonujące w Bath muzeum Jane Austen stwierdził z przekąsem, że tytuł jej pracy „Duma i uprzedzenie” doskonale oddaje postawę części brytyjskich elit w związku z brexitem.
Przeczytaj też:
Ponieważ Bath cieszy się wśród Brytyjczyków sporym sentymentem, a tamtejsze uzdrowisko pamięta jeszcze czasy rzymskie, zachowanie Tuska wywołało falę negatywnych komentarzy. Przedstawiciele lokalnych organizacji turystycznych reagowali z oburzeniem, nie mogąc pojąć, jak można było wygłosić tak przykre uwagi. Postawa byłego premiera dziwi niewątpliwie także z tego powodu, że na kartach „Szczerze” kreował siebie na konesera sztuki. Uzdrowisku z Bath można zarzucić, że nie jest spektakularne z perspektywy zwykłego turysty, ale znawca architektury byłby w stanie dostrzec jego walory.
Kręgi piekielne
Gdy w lutym 2019 r. ważyły się jeszcze losy brexitu, a uzasadnione wydawało się nawet przypuszczenie, że do niego nigdy nie dojdzie ze względu na wyjątkowo kiepską pozycję Theresy May, europejscy przywódcy próbowali za wszelką cenę odwrócić bieg wydarzeń i prowadzili zakrojoną na szeroką skalę akcję przeciwko zwolennikom opuszczenia przez Wielką Brytanię struktur europejskich. Donald Tusk odwiedził wówczas Irlandię, gdzie w czasie wspólnego wystąpienia z tamtejszym premierem Leo Varadkarem stwierdził nieoczekiwanie, iż na tych, którzy zdecydowali się na brexit, nie mając wcześniej przygotowanego planu, czeka specjalne miejsce w piekle. Choć same te słowa wystarczały w zupełności do tego, aby wywołać wściekłość Brytyjczyków, dodatkowo dziennikarze zarejestrowali także wymianę zdań między polskim politykiem a irlandzkim premierem, który powiedział Tuskowi przyciszonym głosem, iż będzie miał teraz spore kłopoty. W reakcji na te słowa obaj politycy zanieśli się śmiechem.
Zachowanie Donalda Tuska obiegło niemal wszystkie media na Wyspach Brytyjskich, a wśród zwolenników brexitu przewodniczący Rady Europejskiej zyskał sobie miano szczególnie cynicznego polityka, który najpierw w dramatyczny sposób obciąża swoich przeciwników odpowiedzialnością za wielkie zło, aby następnie skwitować wszystko sarkastycznym uśmiechem. Przewodnicząca Izby Gmin nazwała wówczas wypowiedź Tuska haniebną i kompletnie nieakceptowalną. Wielu brytyjskich polityków zaczęło się domagać od Polaka przeprosin, zwracając przy tym uwagę, że opuszczenie Unii Europejskiej było suwerenną decyzją podjętą przez naród w powszechnym głosowaniu.
Polski Timmermans
Pod wieloma względami Donald Tusk wypracował sobie w Wielkiej Brytanii status podobny do tego, jaki w Polsce posiada Frans Timmermans. Unijny komisarz przez ostatnie lata dał się poznać jako polityk usposobiony wyjątkowo wrogo wobec Polski i nieodpuszczający niemal żadnej okazji do tego, aby skrytykować ją za wszelkie przejawy niezależności. W sposób analogiczny Tusk w oczach Brytyjczyków urósł do swego rodzaju symbolu wrogiej postawy brukselskich elit, które wobec zwolenników brexitu skłonne były jedynie wyrazić pogardę. Gdy we wrześniu 2018 r. jako przewodniczący Rady Europejskiej odrzucał brytyjską propozycję w sprawie Irlandii i współpracy gospodarczej, mówił, że nie podobały mu się „emocjonalne reakcje” Brytyjczyków. Trudno było się jednak Brytyjczykom dziwić, gdyż pod rządami Tuska struktury unijne konsekwentnie unikały dojścia do jakiegokolwiek konstruktywnego porozumienia, gdyż liczyły wciąż, że brexit zakończy się fiaskiem.
Z perspektywy nie tylko Brytyjczyków, ale i wielu mieszkańców Europy Tusk stanowi wręcz symbol polityka, który najchętniej rządziłby z pominięciem demokratycznych procedur państw członkowskich. Choć piastowanego przez minione pięć lat urzędu nie zawdzięczał wyborowi w powszechnych wyborach, nieustannie próbował storpedować decyzję Brytyjczyków, którzy w referendum jednoznacznie opowiedzieli się za opuszczeniem UE. Tuż przed datą brexitu Donald Tusk zamieścił na Twitterze wpis, w którym deklarował wobec swoich „brytyjskich przyjaciół”, że zawsze będą tworzyć z Europą wspólnotę. Słowa te opatrzył dodatkowo ikoną serduszka. Tego rodzaju tanie gesty nie zmieniają jednak faktu, że były polski premier zapracował w Wielkiej Brytanii na bardzo złą opinię. Jeżeli Brytyjczycy będą po latach wspominali brexit i całe zamieszanie związane z nieustannym przeciąganiem liny między Brukselą a Londynem, to z pewnością jednym z negatywnych bohaterów tej opowieści będzie Donald Tusk. Manipulując, dążąc do rozbicia jedności politycznej brytyjskiego państwa, odwlekając zawarcie porozumienia, a także pryncypialnie krytykując Brytyjczyków, zasłużył sobie na miejsce w ich pamięci jako uosobienie pychy właściwej eurokratom.