10.3 C
Warszawa
sobota, 27 kwietnia 2024

Mieszkaniowy pat

Brakuje 2 mln mieszkań

Według danych rządu, w Polsce brakuje aż 2 mln mieszkań i choć w kraju buduje się obecnie rekordowo dużo lokali, ogromna ilość młodych ludzi nadal mieszka ze swoimi rodzicami.

W ubiegłym roku oddano do użytku ponad 207 tys. mieszkań i w ten sposób pobito nowy rekord, gdyż nigdy jeszcze po 1989 r. nie powstawało tak wiele nieruchomości. Jednocześnie miniony rok był świadkiem kolejnego rekordu związanego z cenami. Za metr kwadratowy mieszkania na rynku pierwotnym w Warszawie płaci się obecnie nawet 9,8 tys. zł, a w największych ośrodkach regionalnych średnio 7,2–9,1 tys. zł. Rekordowa podaż z jednej strony teoretycznie pozwala zmniejszyć niedogodności związane z brakiem mieszkań, lecz rosnące stale ceny sprawiają, że nowe mieszkania zaczynają być coraz trudniej dostępne dla zwykłych zjadaczy chleba.

„Pokolenie C” na garnuszku
Według danych Eurostatu obecnie aż 44,7 proc. osób w wieku 25−34 mieszka wciąż z rodzicami w jednym gospodarstwie domowym. Taki stan rzeczy można tłumaczyć wieloma czynnikami, m.in. kulturowymi czy też stosunkowo długim okresem kształcenia się, lecz bez wątpienia spore znaczenie ma także fakt, że zakup własnego lokum dla osób dopiero zaczynających przygodę na rynku pracy to dzisiaj nierzadko zadanie wręcz niewykonalne. Według szacunków rządowych aż 40 proc. Polaków nie stać obecnie na wzięcie kredytu hipotecznego. Miarą tego pozostaje fakt, że biorąc pod uwagę średnie zarobki na jeden metr kwadratowy nowego lokum trzeba dziś pracować nawet 2 miesiące.

Coraz częściej wskazuje się na to, że jedną z przyczyn trudnej sytuacji młodych osób pragnących założyć rodzinę i stać się właścicielami własnego lokum jest swego rodzaju konflikt pokoleniowy. Kadry kierownicze tworzą dziś wciąż na ogół osoby reprezentujące powojenne wyże demograficzne, które często dobrze wykorzystały szansę, jaką stworzyła transformacja ustrojowa. W odróżnieniu od nich nowe pokolenia millenialsów i tzw. pokolenie C (nie pamiętające czasów przed pojawieniem się Internetu) nie są w stanie szybko przebić się w strukturach i hierarchiach firm i instytucji, dlatego, zanim ich pensje wzrosną do zadowalającego poziomu, muszą często czekać wiele lat na swoją kolej. Bez względu na to, jakie konkretnie byłyby najważniejsze przyczyny obecnego stanu rzeczy, sytuacja wymaga zdecydowanej reakcji. Opinię tę zdają się podzielać politycy „dobrej zmiany”, którzy już w 2016 r. zapowiedzieli, że będą zapobiegać pogłębiającemu się kryzysowi na rynku mieszkaniowym. W świetle fleszy zaprezentowano pierwsze lokalizacje, w których miał być realizowany program Mieszkanie+. Zdaniem pełniącego jeszcze wówczas funkcję ministra rozwoju i finansów Mateusza Morawieckiego realizacja programu budownictwa mieszkaniowego miała być realizacją postulatu pierwszej „Solidarności” i sprawić, że docelowo pozbawieni możliwości rozwoju w ojczyźnie Polacy powrócą do kraju.

Mizerne skutki
Od czasu, gdy padły te słowa, a prezes Jarosław Kaczyński mówił o „zwróceniu Polakom wolności”, minęły jednak ponad trzy lata, a efekty rządowego programu Mieszkanie+ są, delikatnie mówiąc, nieprzekonywujące. Do tej pory udało się oddać do użytku mniej niż 867 mieszkań, a w realizacji jest dalszych 1907. Stanowi to zdecydowanie niezadowalający wynik wobec faktu, że minister rozwoju Jadwiga Emilewicz przekonuje, iż w Polsce brakuje wciąż ok. dwóch milionów mieszkań. Polityk reprezentująca partię Porozumienie stwierdziła niedawno, że możliwe jest wybudowanie brakującej liczby nieruchomości w ciągu dekady, choć mając na uwadze dotychczasowe tempo prac wydaje się to wręcz nieprawdopodobne. Tym, bardziej, iż państwo zamierza oddać do użytku ok. 50 tys. mieszkań – o ile oczywiście wywiąże się z obietnicy.


Przeczytaj też:

Jak wynajem krótkoterminowy mieszkań wpływa na rynek

Mieszkanie Plus nabiera tempa …

Deweloper Roku 2019 …


Według najnowszych pomysłów rządu prawdziwym remedium na obecne problemy mieszkaniowe ma być budowa nowych nieruchomości na wynajem przez państwo. Polacy mają porzucić tym samym ambicję pracy na swoje własne lokum i korzystać masowo z programu dopłat do wynajmu. Rząd chce podjąć bliższą współpracę m.in. ze spółdzielniami mieszkaniowymi oraz towarzystwami budownictwa społecznego. W tym celu mają być dla nich oferowane specjalne kredyty z BGK, a do prowadzenia nowych TBS-ów są zachęcani także prywatni deweloperzy.

Paradoksalnie nieporadność rządu w zakresie budowy mieszkań nie jest wcale największym problemem. Tworzenie wielkiego zasobu mieszkań komunalnych to zdecydowanie złe wyjście, gdyż w dłuższej perspektywie wiąże się z ich istnieniem wiele problemów, m.in. ich niskim standardem czy też niedoinwestowaniem. Polska to kraj, który z trudem zrzucił jarzmo komunizmu i powrót do rozwiązań charakteryzujących minioną epokę wydaje się zdecydowanie niekorzystny.

Bańka wielkich ośrodków
Jednym z ważnych, choć często pomijanych źródeł obecnego pata w zakresie mieszkalnictwa jest brak odpowiedniej polityki władzy centralnej w stosunku do tzw. Polski powiatowej. Po 1989 r. regionalne ośrodki przeżywają okres stagnacji lub wręcz upadku, a lwia część inwestycji kierowana jest ku najważniejszym miastom. W Warszawie i regionalnych stolicach pracuje najwięcej osób, stawki wynagrodzeń są najwyższe, a rozwój aglomeracji przyczynia się do windowania wszystkich możliwych stawek. Po 1989 r. każda kolejna władza akceptowała wyróżniony status stolicy i wielkich miast licząc, że ich rozwój pociągnie za sobą polepszenie sytuacji na prowincji. Tak się jednak nie stało, a obecnie młodzi Polacy płacą cenę za to, że życie gospodarcze oraz podaż nowych nieruchomości „skropliły się” w wielkich ośrodkach.

W ocenie obecnej sytuacji na rynku bardzo rzadko uwzględnia się także fakt, że w dłuższej perspektywie Polska nie będzie wcale cierpiała na brak mieszkań, lecz ich nadmiar. Prognozy demograficzne są nieubłagane – już w 2050 r. Polaków ma być już tylko 32 mln, co z jednej strony nie wpływa na obecną sytuację młodych osób, lecz pozwala zrozumieć naturę zachodzących zmian. Cała sytuacja przedstawia się niestety jako patowa: Polska stoi u progu katastrofy demograficznej, a jednocześnie młodzi Polacy, którzy chcieliby założyć rodzinę, mieć dzieci i posiadać własne mieszkaniu lub dom, najczęściej nie są w stanie tego uczynić ze względu na brak tanich mieszkań oraz odpowiednich zarobków, aby je kupić.

Ratunek dla mieszkalnictwa może więc przynieść nie tyle program rządowego budownictwa mieszkaniowego ani nowy program dopłat do kredytów, ile dokonanie zmian, które wsparłyby lokalne ośrodki miejskie, a także m.in. szeroko zakrojony program ulg dla rodzimej branży budowlanej czy też szerszy program ułatwień dla prowadzenia własnego biznesu. Pod rządami „dobrej zmiany” mali i średni przedsiębiorcy stali się jedną z najbardziej uciskanych grup społecznych (m.in. za sprawą gwałtownej podwyżki płacy minimalnej, wprowadzania nowych obowiązków biurokratycznych oraz wygórowanych składek), dlatego młode osoby, zamiast znajdować zatrudnienie w rodzimych i lokalnych firmach, przeprowadzają się do dużych miast i wybierają pracę w międzynarodowych korporacjach. „Dobra zmiana” wbrew szumnym zapowiedziom nie przyniosła ulgi rodzimemu biznesowi, a dodatkowo utrwaliła wiele negatywnych trendów. Brak nowych mieszkań to nie przyczyna problemu, lecz skutek znacznie poważniejszych zaniechań.

Najnowsze