„The New York Times” agresywnie wkracza w elektroniczny segment medialny
Tyle że ambitny plan rynkowej ekspansji to wynik uwikłania w politykę. Taki jest los tytułu walczącego o miano demiurga amerykańskiej i nie tylko, opinii publicznej.
Od kilku miesięcy „The New York Times” realizuje ambitny program czytelniczej ekspansji. Zgodnie z planem do 2025 r. liczba subskrybentów ma sięgnąć 10 mln osób. Oczywiście taki rząd wielkości może zapewnić jedynie segment elektroniczny, dlatego „NYT” intensywnie zmienia czytelniczy profil.
Dotychczas gros sympatyków stanowili dobrze wykształceni mieszkańcy wielkich aglomeracji miejskich, a więc klasa średnia o demokratycznych, a więc często lewicowych przekonaniach politycznych. Z tym że według szacunków Bloomberga obecna baza „abonencka” wynosi 4,3 mln osób, w tym 3,4 mln to odbiorcy elektronicznej wersji „NYT”. Jak dotąd była to nieprzekraczalna granica czytelników związanych z dziennikiem ideowymi sympatiami. Aby przejść kolejny próg sprzedaży, „NYT”, sięgnął więc po czysto marketingowe, a nie merytoryczne środki. Wychodzi poza granice metropolii i naciera na amerykańską prowincję. Chodzi o stany, które po pierwsze są twierdzą białego konserwatyzmu, czyli tradycyjnie głosują na Partię Republikańską. Po drugie, w grę wchodzą czytelnicy o niższym statusie edukacyjnym, czyli mniejszym zainteresowaniu polityką, a co najważniejsze, bardzo dalecy od sposobu myślenia waszyngtońskiego czy nowojorskiego establishmentu.
„NYT” nie działa na pustym polu, ponieważ już od dwóch lat z powodzeniem stosuje marketingowe triki, które przynoszą oczekiwane plony. Elektroniczna subskrypcja „NYT” wzrosła o 120 tys. odbiorców. Na czele peletonu stoi Kalifornia, a na kolejnych miejscach plasują się Floryda, Arizona, Georgia i Connecticut. − Celem obecnej ekspansji są stany, które dotychczas nie należały do sympatyków „NYT” – mówi jeden z dyrektorów koncernu wydawniczego Meredith Kopit Levien.
Żeby pozyskać zaufanie lokalnych społeczności, dziennik uruchomił aplikację „Cooking” za 5 dolarów miesięcznie, która zapewniła odbiorców wśród mieszkańców typowo farmerskich regionów USA. Oprócz kulinariów dziennik uruchomił dodatek krzyżówkowy przeznaczony dla urządzeń mobilnych. W sumie, jak informuje francuski „Le Figaro”, obie aplikacje przyniosły wzrost subskrypcji o 35 proc. Dlatego „NYT” nie spoczął na laurach i uruchomił kolejny dodatek tematyczny „Parenting”, i jak wskazuje nazwa, celowym audytorium są młodzi rodzice. Merytoryczne innowacje wspiera cenowa elastyczność. Czytelnik może wybrać kilka wariantów abonamentu dopasowanych do zasobności jego kieszeni.
Z krzyżówkami lub przepisami potraw czy nie, prawdziwym hitem okazuje się serial „The Weekly”, emitowany w rozrywkowym paśmie FX, należącym do platformy Fox-Disney. Cykliczny dokument prezentuje dziennikarskie śledztwa zespołu redakcyjnego dziennika. Wybór nadawcy również nie był przypadkowy, cieszy się on bowiem popularnością w konserwatywnych stanach. – To gwarancja wejścia koncernu medialnego do tych amerykańskich domów, które były dotychczas dla „NYT” niedostępne − mówi Levien.
Wreszcie, zgodnie z planami ekspansji, w 2025 r. 2 z 10 mln nowych subskrybentów będą stanowili cudzoziemcy. W tym celu koncern zawarł szereg porozumień z europejskimi tytułami o bardzo szerokim przekroju. Od dzienników i periodyków stricto opiniotwórczych po wyspecjalizowane tytuły muzyczne. Nie ma to jak połączyć przyjemne z pożytecznym, bo celem medialnej ekspansji jest i komercyjny zysk, i atak na umysły, czyli rzeźbienie poglądów społecznych.
Przeczytaj też:
Reguła postprawdy
Od czasu rosyjskiego ataku informacyjnego prowadzonego w ramach hybrydowej wojny z demokratycznym Zachodem w medialny obieg weszło kilka słów-kluczy, bez których trudno dotrzeć do istoty globalnej rzeczywistości. Należą do nich bez wątpienia: fake news, postprawda i dezinformacja.
Centrum Analiz, Prognozowania i Strategii (CAPS) oraz Instytut Badań Strategicznych (IRSEM) opracowały na ten temat wspólny raport. Kierując się potrzebami francuskiego ministerstwa obrony, zwracają uwagę na nieostrość każdego z wymienionych pojęć. – Dlatego w ludzkich umysłach panuje zamieszanie, pozwalające porównywać Russia Today z BBC, ponieważ informacje obu nadawców to „propaganda” – piszą autorzy raportu.
Jak w takim razie zdefiniować kampanię medialną „NYT” wymierzoną w Donalda Trumpa? Jej osią było uwikłanie amerykańskiego prezydenta w nielegalne związki z Rosją. A przecież „NYT” to dziennik utytułowany 175 Nagrodami Pulitzera, co składa się na olbrzymi potencjał wiarygodności i przekłada na zaufanie czytelników.
Według sporego grona komentatorów rynkowa ekspansja „NYT” jest koniecznością spowodowaną wyjściem poza rolę bezstronnego, czyli obiektywnego tytułu prasowego. Tak zwany efekt Trumpa, który w latach 2016−2019 przysporzył dziennikowi rzeszę nowych czytelników, przestaje działać. Paradoksalnie, z powodu ostrego ataku politycznego na Biały Dom „NYT” znalazł się w kryzysie.
Przykładem bezwzględnej pogoni za polityczną sensacją, a więc komercyjnym zyskiem godnym naszego „Faktu”, był atak na sędziego Bretta Kavanaugha. Wystarczyło, że został nominowany do Sądu Najwyższego przez Trumpa, żeby „NYT” urządził wściekłą nagonkę. Tyle że nierzetelni dziennikarze działający na polityczne zamówienie stworzyli fake newsa. Oskarżyli sędziego o niemoralne zachowanie podczas studiów. Gazeta przyparta do muru dowodami szybko przeprosiła, zwalniając kłamców z pracy, ale sama stała się obiektem politycznego kontrataku republikanów, Trumpa i popierającej ich opinii publicznej.
Kolegium redakcyjne, którego przebieg wyciekł do sieci społecznościowych, ujawniło skalę hipokryzji dziennika. Postawy członków zespołu dziennikarskiego można oddać hasłowo jako niszczenie przeciwnika za wszelką cenę, bez względu na wiarygodność zarzutów. Słowem, brutalność ukryta za polityczną poprawnością, a najlepiej sosem uniwersalnych wartości. Grunt, że się opłaca, tzw. efekt Trumpa przyniósł bowiem wzrost ceny akcji koncernu o 176 proc. To bodaj najbardziej precyzyjna definicja postprawdy. Sprokurować fake newsa, a najlepiej polityczny skandal, który spolaryzuje obywateli, budując nieprzekraczalne mury społecznych podziałów. Tylko po to, żeby wzrosły giełdowe notowania medialnego giganta o monopolistycznych apetytach. Tyle, że impet „NYT” wyczerpał się po opublikowaniu raportu prokuratora Roberta Mullera obalającego mit spisku Białego Domu z Kremlem. Co gorsza, fiasko poniósł impeachment Trumpa. Zatem na naszych oczach dokonuje się pilna zmiana narracji. Były spiker Izby Reprezentantów Newt Gingrich uważa, że nowy pomysł „NYT”, znany jako „Projekt 1619”, to nic innego jak medialny start prezydenckiej kampanii wyborczej. – Skoro Russiagate nie zniszczyła Trumpa, potrzebna jest nowa odsłona wojny ideologicznej, w której dostanie rolę białego rasisty − twierdzi Gingrich.
Dla wyjaśnienia, 1619 r. został uznany przez historyków za początek ery niewolnictwa w Ameryce Północnej. Słowem-kluczem „NYT” jest jednak tożsamościowy podział. Czy Stany Zjednoczone są demokracją, której korzenie wyrastają z antykolonialnej deklaracji niepodległości 1776 r.? A może prawdą jest rasistowska autobiografia oparta na kilkusetletniej przemocy wobec wszystkich kolorowych, na czele z Afroamerykanami? Na pierwszy rzut oka programowy esej Nicole Hannah-Jones, który na łamach „NYT” uruchomił „Projekt-1619” jest interesującym przykładem łamania historycznych stereotypów. Jak uważa Gingrich, taka kampania zwiastuje jednak nieobliczalne skutki w przyszłości. Na przykład edukowanie młodego pokolenia Amerykanów w przekonaniu, że ich ojczyzna wyrosła na niewolnictwie.
Niestety za sporem ideowym kryje się brutalna rzeczywistość postprawdy. Dyrektor wykonawczy „NYT” Dean Baquet na słynnym kolegium redakcyjnym przyznał: – Nasi czytelnicy, którzy chcą odejścia Trumpa, nagle przejrzeli na oczy: niech to diabli! Robertowi Muellerowi nic nie wyszło! Dlatego szefowie dziennika zadecydowali, że nowa linia ataku przebiegnie pod hasłem rasizmu. Z drugiej strony, jak komentuje jeden z belgijskich portali: − Na amerykańskim rynku medialnym „NYT” uważa się za Najświętszą Dziewicę, pragnąc jednocześnie zająć miejsce Ojca, Syna i Świętego Ducha w hierarchii tzw. szanowanej prasy, ale i tak kurs akcji jest najważniejszy.