Racje i ich brak
W handlu międzynarodowym wszyscy chcą wygrywać. Wszyscy starają się też stworzyć wrażenie, że mają za sobą prawo, a tak naprawdę oszukują na potęgę.
Wojny handlowe trudno wygrać. Dlatego przez ostatnie pół wieku bariery celne w handlu były znoszone, a nie budowane. Teraz jednak, oprócz długoterminowego interesu ekonomicznego, dochodzi jeszcze krótkoterminowy interes polityczny. Amerykański prezydent Donald Trump uczynił z barier celnych ważny element swojej kampanii wyborczej. Na pierwszy ogień poszły Chiny. Tutaj sprawa jest jasna: USA chcą, jak można najboleśniej, uderzyć w chińską gospodarkę, aby spowolnić tempo jej wzrostu. W wypadku konfliktu Unii Europejskiej z USA w grę wchodzi jednak mieszanka różnych czynników. Trump zaś jest człowiekiem, u którego emocje, tak pozytywne, jak i negatywne, mają duży wpływ na decyzję. Nakazał wprowadzenie ceł (wynoszących aż 25 proc.) na francuskie wino, brytyjską i irlandzką whisky, europejskie sery, a także części samolotowe i sprzęt fotograficzny, mrożone mięso, kawę i niektóre tkaniny. To odwet za dotowanie przez kraje UE producenta samolotów – Airbusa.
„Dotyczyć to będzie produktów pochodzących z państw, które są odpowiedzialne za nielegalne subwencje dla Airbusa: Niemiec, Francji, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii” – głosił oficjalny komunikat. Przy okazji amerykańska administracja użyła dyplomatycznej standardowej sztuczki, dzieląc kraje UE na „dobre” i „złe”. Firmy z Polski zostaną dotknięte opłatami na sery i dżemy. Co ciekawe, USA wpisało na karną listę wieprzowinę prawie ze wszystkich krajów UE, poza Polską. W ten sposób amerykański prezydent pokazuje, że nie ma ochoty wojować z całą Wspólnotą.
Racje i ich brak
Niezależnie od tego, jak bardzo europejskie elity nie lubią Donalda Trumpa, to w tym wypadku nie bardzo mogą mu coś zarzucić. Fakt nielegalnego dotowania Airbusa przez kraje Unii Europejskiej potwierdziła Światowa Organizacja Handlu (WTO). Wyraziła ona zgodę, aby USA w ramach retorsji nałożyły na UE karne cła w rekordowej wysokości 7,5 mld USD. Amerykanie szacują, że Hiszpania, Niemcy, Francja i Wielka Brytania rocznie wspomagają Airbusa astronomiczną kwotą 11,2 mld USD (prawie 45 mld zł). „Naszym ostatecznym celem jest porozumienie z UE, które położy kres niezgodnym z WTO dotacjom dla dużych samolotów pasażerskich. Kiedy UE skończy z tymi szkodliwymi subsydiami, dodatkowe cła nałożone w odpowiedzi przez USA będzie można znieść” – napisał w specjalnym oświadczeniu Robert Lighthizer, amerykański przedstawiciel ds. handlu. Przedstawiciele administracji Trumpa zwrócili też uwagę, że kraje europejskie nie tylko nie zaprzestały dotowania Airbusa po decyzji WTO, ale nawet ją zwiększyły. Często pada tutaj przykład polskich stoczni, które w 2008 r. na skutek egzekwowania unijnych przepisów o zdrowej konkurencji zostały zniszczone. Jak widać w Unii Europejskiej podejście do przepisów o dotacjach dla firm jest nader elastyczne, zwłaszcza jeśli rzecz dotyczy firm z krajów „starej UE”. Żeby było śmieszniej, kraje UE złożyły analogiczną skargę na działania amerykańskie, czyli dotowanie Boeinga. Teraz WTO myśli, jak wycenić straty UE z tego tytułu.
Amerykańskie ultimatum
Trump jest przede wszystkim biznesmenem. Nawet jego wrogowie nie negują, że świetnie zna się na prowadzeniu interesów. Koncentruje się na handlu, bo w tym wypadku znaczenie lepiej sobie radzi niż europejscy liderzy, którzy zagadnienia biznesowe znają czysto teoretycznie. Dlatego doskonale oszacował koszty swojej zagrywki. Europa nie może sobie po prostu pozwolić na pełnowymiarową wojnę handlową ze Stanami Zjednoczonymi. USA jako główne państwo NATO ponosi największe koszty zapewnienia bezpieczeństwa na Starym Kontynencie. Dlatego Trump może w dość brutalny sposób strofować europejskich liderów, aby mierzyli siły na zamiary i nie popełniali gospodarczego samobójstwa. A takim byłaby eskalacja wojny celnej z USA. Dodatkowym czynnikiem destabilizującym sytuację w UE jest kwestia ciągnącego się brexitu. Wiele wskazuje na to, że wyznaczona na 31 października data graniczna opuszczenia przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej zostanie po raz kolejny odłożona w czasie. W UE już słychać skargi szkockich producentów whisky i hiszpańskich producentów win. Zmartwiony był też wyraźnie Michel Nalet, rzecznik francuskiej grupy Lactalis, wyrażający publicznie nadzieję, że karne cła zostaną wycofane, zanim wejdą w życie.
Wojna czy pokój?
Przez ostatnie 74 lata po wojnie Europa Zachodnia uzależniła się od Stanów Zjednoczonych. Teoretycznie, gdyby doszło do eskalacji wojny handlowej, to niektórzy publicyści sugerują, że mogłoby dojść do utworzenia wspólnego frontu antyamerykańskiego przez Chiny i UE. Taki scenariusz jest jednak bardzo mało prawdopodobny. Przede wszystkim z uwagi na związki gospodarcze i polityczne między UE a USA. Działania Trumpa są częścią jego polityki układania na nowo relacji gospodarczych USA–reszta świata. Chociaż USA mają ujemny bilans handlowy (więcej kupują za granicą, niż sprzedają), ich gospodarce wcale to nie szkodzi. Jest ona najbardziej zaawansowana, tak pod względem technologicznym, jak i jakości świadczonych usług. Amerykańscy komentatorzy spekulują, że Trump, oprócz nabicia punktów u wyborców, chce też wynegocjować wieloletnie wakacje podatkowe dla amerykańskich gigantów informatycznych. Polska pod wpływem amerykańskich nacisków już wycofała się z planów opodatkowania firm takich jak Google. Zapewne więc jednym z warunków rezygnacji z wojny handlowej będzie zagwarantowanie, że amerykańskie globalne koncerny cyfrowe zarabiają w krajach UE, ale nie płacą praktycznie żadnych podatków. W połowie 2018 r. Trump już „sprawdzał” odporność Unii Europejskiej, wprowadzając cła na stal. W tamtym wypadku Trump nie czekał na pretekst, tylko zwyczajnie realizował swoje wyborcze obietnice, czyli chronił interes amerykańskich producentów. W międzynarodowym handlu wszyscy chcą wygrywać. Amerykanie – o czym wiemy dzięki informacjom ujawnionym przez Edwarda Snowdena – szpiegują swoich sojuszników, aby wiedzieć jak najwięcej o ich planach handlowych (czasem ofertach w ważnych przetargach). Wszyscy starają się stworzyć wrażenie, że mają za sobą prawo, a tak naprawdę oszukują na potęgę. Najmocniej zaś oberwało się krajom takim jak Polska, zmuszonym do przestrzegania reguł, których nikt inny nie honorował.