4.5 C
Warszawa
poniedziałek, 23 grudnia 2024

Jaki będzie ten kryzys?

Przewidywanie rozmiarów kryzysu gospodarczego przypomina wróżenie z fusów.

Od kilku tygodni politycy oraz ekonomiści licytują się w przewidywaniach co do rozmiaru kryzysu finansowego spowodowanego pandemią koronawirusa, która utrzymuje światową gospodarkę w stanie hibernacji. Prognozy te przypominają wróżenie z fusów, o czym świadczy chociażby rozpiętość przewidywanego wzrostu liczby bezrobotnych w Polsce – od 1 do 3 mln osób. Na obecnym etapie kryzysu żaden algorytm nie jest w stanie jednoznacznie stwierdzić, w jakim świecie obudzimy się za kilka miesięcy. Tworzone są różne warianty i modele: optymistyczne, umiarkowane oraz pesymistyczne. Przykładowo główny ekonomista Pracodawców RP dr Sławomir Dudek twierdzi, że przy dobrych obrotach pracę straci „zaledwie” 400 tys. osób, ale równie dobrze – sugeruje ekspert – może to być 1,4 mln. Jeszcze większe rozbieżności pojawiają się przy predykcjach spadku PKB. Zdaniem szefa NBP Adama Glapińskiego w 2020 roku Polska odnotuje… wzrost gospodarczy na poziomie 1,7–2 proc. Prognoza ta przez większość eksportów została zakwalifikowana do działu fantastyki. Inni z kolei szacują, że czeka nas recesja dochodząca nawet do 5 proc. Podobne rozbieżności w przewidywaniach co do rozmiaru kryzysu gospodarczego dotyczą gospodarek wszystkich państw. W USA bank Goldman Sachs prognozuje blisko 4 proc. spadek PKB, z kolei Donald Trump twierdzi, że „kryzys związany z koronawirusem wkrótce się zakończy” (wypowiedź z 24 marca 2020 r.).

Wszystkie te przewidywania mają jeden wspólny mianownik – kryzys gospodarczy stał się faktem i z tym nikt o zdrowych zmysłach nie polemizuje. Jego prawdziwe rozmiary poznamy dopiero w następnych miesiącach i latach. Jednak na podstawie pewnych odczytów i sygnałów, traktowanych jako barometry gospodarki, można z łatwością wywnioskować, że na naszych oczach dzieje się historia. Że czeka nas coś spektakularnego, co odwróci do góry nogami dotychczasowy ład gospodarczy, ale również geopolityczny.

Barometr I – Singapur
Singapur był jednym z pierwszych regionów, po chińskim Hubei, dotkniętych epidemią koronawirusa. Dlatego odczyty gospodarcze za I kwartał br. z tego kraju uwzględniają już skutki wirusa SARS-CoV-2. To o tyle istotne, że to małe azjatyckie państwo-miasto uznawane jest od dawna za barometr światowego handlu. Na podstawie singapurskich wskaźników ekonomicznych często tworzone są prognozy co do gospodarczego rozwoju reszty świata. Tym bardziej niepokojący wydaje się zanotowany w pierwszych trzech miesiącach br. spadek PKB aż o 10,6 proc., a więc na poziomie przypominającym odczyty z czasów wielkiego kryzysu azjatyckiego (1997/1998). Władze Singapuru przewidują, że w całym 2020 roku gospodarka może skurczyć się nawet o 4 proc. Co ciekawe, od czasu odzyskania niepodległości (1965 r.) ta mała republika nigdy nie zanotowała większego rocznego spadku PKB niż 1 proc.

Barometr II – bezrobocie w USA
Powszechnie akceptowanym barometrem kondycji gospodarki są odczyty z amerykańskiego rynku pracy. Pesymistyczne dane dotyczące bezrobocia w USA bywały wielokrotnie zapowiedzią spowolnienia gospodarczego lub nawet recesji. Jeżeli uznamy, że tak samo będzie w tym roku, to skala nadchodzącego kryzysu gospodarczego może przyćmić wszystkie dotychczasowe zawirowania w globalnej ekonomii. Otóż kilka dni temu Departament Pracy USA poinformował, że w dniach 16–20 marca liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych wzrosła o 3 mln do 3,283 mln! To zaś oznacza największy jednorazowy przyrost osób bez pracy w historii Stanów Zjednoczonych. Warto dodać, że jeszcze kilka tygodni temu poziom bezrobocia w USA utrzymywał się na rekordowo niskim poziomie. Dane te są wstrząsające także dlatego, że masowe bezrobocie może oznaczać utratę zdolności kredytowej przez miliony osób, a to z kolei doprowadziłoby do krachu w sektorze bankowym. W tym czarnym scenariuszu kryzys popytowo-podażowy (wywołany bezpośrednio koronawirusem) zostałby spotęgowany przez kryzys na Wall Street. To właśnie w obawie przed takim obrotem spraw Senat oraz Izba Reprezentantów w USA błyskawicznie uchwaliły wart 1,3 bln dol. pakiet pomocowy dla przedsiębiorców oraz konsumentów.

Barometr III – złoto
O nadciągającej dużymi krokami katastrofie świadczy również wzrost cen złota – bezpiecznej przystani dla kapitału w niepewnych czasach. W miniony piątek za uncję na światowych rynkach trzeba była zapłacić nieco ponad 1600 dol., czyli o ok. 100 dol. więcej aniżeli na początku roku. Zdaniem ekspertów cena złota tak naprawdę dopiero się rozpędza i swoje maksima osiągnie za kilka miesięcy. Zgodnie z przewidywaniami banku inwestycyjnego B. Riley FBR (USA) latem za cenny kruszec trzeba będzie zapłacić aż 2,5 tys. dol. za uncję. Tak pokaźny wzrost analitycy tłumaczą głównie zapowiedzianym przez Amerykański Bank Centralny (FED) masowym dodrukiem dolarów (tzw. program luzowania ilościowego). Nie jest to jedyny powód spodziewanego skoku notować złota. Kolejnym są obawy przed spadkiem podaży spowodowanej przestojami w wydobyciu oraz przeróbce, a także transporcie. W ostatnich tygodniach zostały wstrzymane prace odlewni złota, w tym trzech największych, działających w szwajcarskim kantorze Ticino. Z powodu koronawirusa stanęło również wydobycie kruszcu. Taki los spotkał chociażby największą kanadyjską kopalnię w mieście Quebec.

Barometr IV – wskaźnik PMI
Kolejnym miarodajnym barometrem jest indeks PMI, za pomocą którego analitycy mierzą nastroje wśród menedżerów głównych firm działających m.in. w usługach i przemyśle. Przy czym istotniejszy jest ten pierwszy pomiar, ponieważ udział usług w gospodarce jest wyznacznikiem ekonomicznego rozwoju danego państwa. Jak zatem wyglądają w Europie nastroje na tym rynku? Dramatycznie. Tak złych odczytów nie było od przeszło 20 lat, od kiedy firma analityczna IHS Markit prowadzi pomiary nastrojów. Przykładowo we Francji indeks PMI w usługach spadł do depresyjnego poziomu 29 pkt, przebijając tym samym minima z czasów kryzysu 2008/2009 roku – 40,2 pkt (celem wyjaśnienia: Indeks PMI może przybierać wartości od 0 do 100 pkt, przy czym poziom 50 pkt oznacza stan równowagi). Z kolei w Niemczech indeks zmalał do 34,5 pkt, co także jest najniższym wynikiem w historii tego kraju.

Czy w Polsce mamy już kryzys?
Do tej pory nie znamy żadnych statystyk ekonomicznych dotyczących marca. Te bowiem zostaną opublikowane dopiero pod koniec kwietnia oraz w kolejnych miesiącach. 22 kwietnia GUS opublikuje informacje o dynamice sprzedaży detalicznej za marzec. Wówczas dowiemy się, jak bardzo wyhamowała aktywność polskich konsumentów. Z kolei dwa dni wcześniej (20 kwietnia) GUS poda dane za marzec o przeciętnym zatrudnieniu i wynagrodzeniu w sektorze przedsiębiorstw. Przy czym należy pamiętać, że skutki kryzysu na rynku pracy ujawnią się dopiero za kilka miesięcy, kiedy miną okresy wypowiedzenia umów. Jednak już teraz z rynku dochodzą niepokojące informacje dotyczące zatrudnienia. Przykładowo firma rowerowa Kross zakomunikowała, że planuje zwolnić 25 proc. swojej załogi z powodu pandemii koronawirusa.
– Przeprowadzany proces nie jest łatwą decyzją, bo za każdym zwolnieniem kryją się bardzo trudne sytuacje osobiste i rodzinne – informuje spółka. Niestety w najbliższych miesiącach przeczytamy niejeden podobny komunikat.

FMC27news