Detaliczni sprzedawcy mówią teraz właścicielom centrów handlowych, że po prostu nie mogą i nie będą płacić czynszu.
To samo zaraz będą robić ludzie w związku z płatnościami za użytkowane samochody.
Informacje napływające z Wielkiej Brytanii sugerują, że już wkrótce kolejną ofiarą epidemii koronawirusa może stać się rynek samochodowy. Jak pisze wpływowy dziennik „The Daily Telegraph”, wyceniany na 82 mld funtów brytyjski przemysł produkujący nowe pojazdy zdradzał objawy głębokiego kryzysu jeszcze przed wybuchem pandemii. Zamknięcie salonów sprzedaży aut związane z ogólnobrytyjską kwarantanną jest tylko symbolem znacznie poważniejszej zapaści na rynku.
Zamknięte fabryki
Zdaniem „Daily Telegraph” przemysł samochodowy w Zjednoczonym Królestwie kolejny rok trapi uciążliwy kryzys objawiający się postępującym spadkiem sprzedaży samochodów. W 2019 r. nabywców znalazło zaledwie 2,3 mln nowych aut, osiągając najniższy poziom od 2013 r. Trzeba w tym miejscu przyznać, że rynek brytyjski nie odbiegał aż tak bardzo od ogólnoświatowych trendów. Jeszcze w 2020 r., przed wybuchem epidemii, agencja ratingowa S&P przewidywała, że sprzedaż aut spadnie o 3,6 proc. do 87 mln. Teraz analitycy zweryfikowali swoje szacunki i uważają, że zapaść będzie jeszcze poważniejsza i sięgnie 15 proc. i 78 mln sprzedanych samochodów. Trudno się dziwić tym zmianom, skoro od kilku dni fabryki samochodów w całej Europie stanęły i są problemy z dostarczeniem nawet zakupionych już pojazdów. Pracujący zaś w nich ludzie muszą się liczyć z tym, że wkrótce mogą stracić miejsca pracy. Warto pamiętać, że przed wybuchem kryzysu wartość przemysłu samochodowego na całym świecie szacowano na 2 bln dolarów. Jak zauważa brytyjski dziennik, gdyby producenci aut byli samodzielnym państwem, stanowiliby 9 gospodarkę w skali globu.
Kto ma kupować samochody?
Miary kryzysu dopełnia fakt, że obecnie samochody rzadko kiedy sprzedawane są za gotówkę. Dominującym sposobem jest „finansowanie” pojazdów. Polega to na tym, że kierowcy wpłacają niewielki depozyt, a następnie przez jakiś czas – zwykle trwa to trzy lata – uiszczają miesięczną ratę. Zwykle te płatności nie pokrywały pełnej wartości rynkowej auta, jedynie je amortyzując. Po zakończeniu zaś umowy można było albo wykupić użytkowany samochód, dopłacając resztę jego wartości, albo zawrzeć kolejne porozumienie, na całkowicie nowe auto, generując w ten sposób popyt na nowe pojazdy. System był tak drobiazgowo skonstruowany, że w obliczu kryzysu nie może dziwić pytanie, które teraz zadają sobie wszyscy decydenci w branży. Czy jeśli miliony ludzi stracą pracę w wyniku COVID-19, to czy będą mieć pieniądze na zakup czy nawet utrzymanie samochodu? Czy też ich główną troską pozostanie zapewnienie sobie dachu nad głową? A płatności za auta pozostaną nieuregulowane?
A chodzi tutaj o sumy naprawdę znaczące. Zawierane w ten sposób transakcje tylko w księgach Volkswagena warte były 100 mld dolarów. Jednym słowem, może się już wkrótce okazać, że mamy do czynienia z olbrzymią bańką spekulacyjną, podobną w swoich mechanizmach do sytuacji, jaka zaistniała na rynku mieszkaniowym w 2008 r. Jest to o tyle jest niepokojąca sytuacja, że już w 2017 r. położeniem rynku samochodowego zajął się Bank of England. Z ówczesnych badań wynikło, że kredyty samochodowe stanowią aż 29 proc. całkowitej kwoty 198 mld funtów, na jaką był wyceniany kredyt konsumencki w Wielkiej Brytanii. Co więcej, nawet w czasach gospodarczej prosperity szacowano, że istnieje 10-krotnie większe prawdopodobieństwo niespłacenia kredytu konsumenckiego niż hipotetycznego. Mark Carney, prezes Banku Anglii uznał jednak, że należności będą regulowane, ludzie bowiem po prostu potrzebują swoich samochodów. Tyle że taka ocena była wystawiona przed wybuchem pandemii. Teraz cały ten skomplikowany układ zależności może po prostu runąć jak domek z kart.
Kraksa
– To będzie katastrofa, Armagedon – mówi Louise Cooper z firmy analitycznej CooperCity. – Ludzie przecież będą teraz priorytetowo traktować jedzenie i swoje domy! Sęk w tym jednak, że nie będą mogli wycofać się bez konsekwencji z zawartych umów. Prawo brytyjskie dopuszcza bowiem takie rozwiązanie tylko w momencie, w którym zapłacono już połowę kosztów samochodu. Tymczasem większość użytkowników pojazdów nie znajduje się w takiej sytuacji. Stąd mogą pojawić się zaległości płatnicze na olbrzymią skalę, a w następstwie zwrot używanych samochodów do producentów.
Gdyby doszło do takiej sytuacji, to z pewnością zachwieje całą branżą i przemysł samochodowy będzie potrzebował potężnego wsparcia kapitałowego. Nic dziwnego, że Volkswagen, który dysponuje ogromnymi środkami, ocenianymi na 21,3 mld euro i kredytem dającym kolejne 20 mld euro, naciska na Europejski Bank Centralny, by ten działał sprawniej na rzecz wsparcia przedsiębiorstw. Jak bowiem zauważa Andrew Burn, szef działu motoryzacyjnego firmy audytowej KPMG International – Zestawy reguł zostały podeptane i wyrzucone za okno. Detaliści mówią teraz właścicielom centrów handlowych, że po prostu nie mogą i nie będą płacić czynszu. To samo zaraz będą robić ludzie w związku z płatnościami za samochody.