Wraz z przekształceniem Rosji w surowcowe i energetyczne zaplecze własnej gospodarki, przejęcie europejskiej infrastruktury umożliwi Chinom ekonomiczne i militarne zmiażdżenie USA.
Jedynego rywala w starciu o globalną supermocarstwowość.
Relacje chińsko-europejskie przechodzą próbę koronawirusa – informuje Euronews. Zaniepokojenie wywołuje udana „dyplomacja masek”, jak media nazywają wsparcie medyczne udzielone przez Państwo Środka. Pekinowi dziękują Włochy, Serbia i Hiszpania, jednak Unia Europejska odnosi się do pomocy wstrzemięźliwie. Bruksela przypomina, że we wczesnym stadium epidemii w Wuhan, tylko Niemcy i Francja wysłały Chinom więcej masek ochronnych, niż otrzymała cała Europa podczas szumnie nagłośnionej akcji.
Z drugiej strony Bruksela, jak może łagodzi krytyczny ton. Wysoki Przedstawiciel ds. Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa mówił wcześniej: to nie pomoc, to propaganda. Dziś Josep Borell twierdzi: – Unia, jako czynnik jednoczący, pragnie uczestniczyć w zwalczaniu skutków epidemii we współpracy z Chinami i USA. Tymczasem w 2019 r. Komisja Europejska radykalnie zaostrzyła stanowisko w sprawie Chin. Dwustronny szczyt poprzedziło oświadczenie: „Partnerstwo zamieniła systemowa konkurencja”. Mimo tego, że europejskiemu tournée przywódcy ChRL Xi Jinping towarzyszyła wypowiedź: – Pragniemy przyjaznych relacji z rozkwitającą Europą.
Co się zmieniło? Wszystko, a raczej Europa zamieniła się w centrum światowej pandemii z nieobliczalnymi skutkami dla swojej przyszłości. Jak komentuje „Le Monde”, międzynarodowy handel będzie miał decydujące znaczenie w pokonaniu kryzysu gospodarczego wywołanego koronawirusem. Zabieramy się przecież do odbudowy spustoszonych gospodarek i rynków pracy. A to wymaga otwarcia na zagranicznych partnerów. Tyle że jeśli chodzi o Chiny, zarówno z otwarciem, jak i partnerstwem Europa ma największy kłopot.
Chiński smok
Oczywista zmiana tonacji wywołana ekonomicznym osłabieniem, zbiegła się niestety w czasie z planowanym terminem zawarcia unijno-chińskiej umowy inwestycyjnej. We wspólnej instrukcji Parlamentu Europejskiego, Rady Europy i KE dla negocjatorów możemy się zapoznać z trzema głównymi wyzwaniami. UE z oczywistych względów dąży do pogłębienia współpracy z Pekinem. Jednocześnie staje przed problemami: wyrównania dysproporcji, czyli ujemnego salda handlowego i dostosowania Europy do skokowego wzrostu chińskiej potęgi i roli w świecie. Mówiąc słowami portugalskiego eurodeputowanego: – Nie uznajemy chińskiej gospodarki za wolnorynkową i nie chcemy umowy z rządem stosującym praktyki protekcjonistyczne, które dyskryminują unijny biznes.
Jeśli przyjrzeć się danym statystycznym z 2018 r. Europa eksportowała do Państwa Środka towary i usługi o wartości 200 mld dol. Niestety importowała chińską produkcję w wysokości 400 mld dol. Zdaniem amerykańskiego thinktanku Council On Foreign Relations taka nadwyżka w budżecie pozwala Pekinowi kolonizować Europę zgodnie z „modelem afrykańskim”. To znaczy Pekin najpierw udziela swoim koncernom państwowych kredytów na wykup unijnych przedsiębiorstw. Następnie włącza w chiński model biznesowy, po to, aby drenując z technologii i zysków, zwrócić sobie wydatki budżetowe. Chińskie perpetuum mobile. Taki schemat współpracy gospodarczej z Afryką uczynił wiele tamtejszych państw politycznymi wasalami Pekinu, całkowicie zależnymi ekonomicznie. Dlatego „The New York Times” twierdzi, że jeśli ekspansja nie zostanie w porę powstrzymana, Europę czeka pożarcie przez chińskiego smoka. 500 mln unijnych konsumentów jest bardzo apetycznym kąskiem dla chińskiego eksportu. Jednak zdaniem Project Syndicate Europa to tylko narzędzie w planie światowej dominacji autorstwa Xi Jinpinga. Chiny bowiem budują własny model globalizacji, alternatywny wobec zachodniej. Odmienność polega na konkretach. W odróżnieniu od wirtualnych rynków finansowych, Pekin chce wykupić Europę. Mówiąc prościej, zamierza przejąć fizyczną infrastrukturę. Fabryki, porty i inne węzły komunikacyjne to rzeczy oczywiste. Szczególnie w świetle realizowanego gigantycznego projektu, znanego pod nazwą „Jeden Pas, Jedna Droga”. Chodzi o tranzyt, czyli zbyt chińskiej produkcji w UE.
Bodaj najważniejszą zdobyczą są europejskie technologie, placówki naukowe oraz myśl intelektualna. Wraz z przekształceniem Rosji w surowcowe i energetyczne zaplecze własnej gospodarki, przejęcie europejskiej infrastruktury umożliwi Chinom ekonomiczne i militarne zmiażdżenie USA. Jedynego rywala w starciu o globalną supermocarstwowość. Wówczas ziści się marzenie „Wielkiego Odrodzenia Nacji”, które tak naprawdę napędza koło zamachowe chińskiej polityki międzynarodowej i gospodarki. Xi Jinping zaplanował zrealizowanie celu w 2049 r. A więc czasu na przygotowania do odparcia ataku pozostało niewiele.
Brońmy naszej suwerenności
O chińskiej pomocy medycznej można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest bezinteresowna. Bez względu na epidemiczną tragedię, która dotknęła Włochy w 2019 r. południe Europy dokonało potężnego wyłomu w unijnej solidarności. Wizyta Xi Jinpinga w Rzymie zakończyła się podpisaniem memorandum o przystąpieniu Włoch do projektu Jednej Drogi, Jednego Pasa. Wraz z tym nastąpił wykup pakietów akcji włoskich portów. A przecież wcześniej Ateny sprzedały Pekinowi 51 proc. akcji terminalu w Pireusie. Rządy Hiszpanii i Portugalii wydały oświadczenia, że z radością powitają obecność chińskich inwestycji i kapitałów. Z podobnym entuzjazmem ruszyły po juany Serbia, Czarnogóra i Macedonia. Pekin poważnie inwestuje w Bałkany, ostatni niezintegrowany z UE region kontynentu.
Bardzo niejednoznaczna jest pozycja Francji. Podczas ubiegłorocznego szczytu Macron powitał gościa z ChRL w towarzystwie Angeli Merkel i ówczesnego szefa KE Jeana Claude Junckera. Dał tym samym wyraz przekonaniu, że rozmawia w imieniu całej UE i w sprawie Chin Europa mówi wspólnym głosem. Tyle że tak naprawdę Bruksela nie ma instrumentu wpływu, ani na Rzym, ani Ateny. Tym bardziej, gdy obu stolicom grozi obecnie załamanie gospodarcze. Nie wiadomo czy na tle epidemicznego kryzysu w ich ślady nie pójdzie Paryż, a nawet Londyn wstrząśnięty skumulowanymi kosztami brexitu i zarazy. Wiadomo za to, kto się będzie bronił przed chińską ekspansją.
Po pierwsze Niemcy, które przeszły rewolucję myślenia. Od entuzjazmu głównego beneficjenta chińskiego rynku zbytu, po strachu o utratę technologicznego i intelektualnego bezpieczeństwa. Tak przed szpiegami Pekinu ostrzega wywiad Bundeswehry. Dziś widać, że niemiecki biznes stanął na czele antychińskiej krucjaty. Berlin wprowadził ostre ograniczenia przekształceń własnościowych, oddających niemieckie koncerny pod kontrolę Pekinu. Zablokował obecność chińskich kapitałów i inwestycji.
Po drugie, nasz region. Gdy powstała inicjatywa 16+1 Polska i inne kraje Europy Środkowej miały złudne nadzieje partnerstwa z Chinami. Iluzję rozwiały ujawnione szczegóły strategii. Pekin przydzielił nam rolę tranzytowych peryferiów komunikujących centrum produkcyjne (Chiny) z zachodnioeuropejskim ośrodkiem konsumpcji.
Niebagatelną rolę odegrało również strategiczne partnerstwo bezpieczeństwa z USA. Jeśli mówić otwartym tekstem, Waszyngton jest obecnie jedyną siłą zdolną obronić Europę przed chińskim smokiem. Nie chodzi jedynie o stronę militarną, choć jest to coraz ważniejsze w miarę chińskiego skoku technologicznego. Co by Europa nie mówiła o ekonomicznej polityce Donalda Trumpa i jego wymaganiach wobec NATO, na amerykańskiej wojnie handlowej z Chinami skorzystaliśmy najbardziej. Statystyka chińskiej aktywności w Europie nie kłamie. Od połowy 2019 r. czyli rozpoczęcia konfrontacji celnej, tempo azjatyckiej ekspansji znacząco spadło. Interesujące są również wnioski niemieckiego instytutu badań ekonomicznych ifo. Bez względu na to, kto uzyskuje przewagę w danej fazie, na amerykańsko- chińskiej wojnie zawsze zarabia europejska gospodarka.
Czy Pekin pogodzi się opóźnieniami w budowie globalizacyjnej alternatywy? Na pewno nie, a co więcej głównym celem napadu stanie się Europa. Występująca przed epidemią w roli deseru, obecnie stała się głównym daniem. Pekin za wszelką cenę nie może dopuścić do ambitnych planów relokacji produkcji z powrotem do Europy. Taką lekcję z epidemii w Wuhan wyniosły unijne gospodarki. Tymczasem przerwanie łańcuchów kooperacji cofnie chińską gospodarkę do epoki Deng Xiaopinga, czyli o 40 lat.