16 C
Warszawa
czwartek, 10 października 2024

J. Biden jak M. Kidawa?

Kryzys związany z koronawirusem miał zapewnić kandydatowi Partii Demokratycznej bezproblemowy sukces w wyborach prezydenckich.

Joe Biden i jego sztab zalicza jednak wpadkę za wpadką i w kuluarach coraz częściej mówi się o możliwości podmiany kandydata na ostatniej prostej.

Po wycofaniu się Małgorzaty Kidawy-Błońskiej z wyścigu o fotel prezydencki, jej partyjna koleżanka z Koalicji Obywatelskiej próbowała tłumaczyć jej dramatyczny wręcz spadek popularności w sondażach zbytnią brutalnością świata polityki. Zgodnie z tym przekazem Polacy mieli wręcz nie być wystarczająco dojrzali do tego, aby zaakceptować kandydatkę o tak wysokiej kulturze osobistej, a ona sama miała być zbyt krucha, aby znieść warunki nieustannej walki politycznej, w której padają ciosy poniżej pasa. Brutalna prawda o Kidawie-Błońskiej była oczywiście zupełnie inna. Choć w czasie swojej wieloletniej kariery politycznej nie słynęła nigdy ze szczególnych umiejętności oratorskich oraz rażenia swoich przeciwników ciętymi ripostami, stres związany z ubieganiem się o najbardziej prestiżowy urząd w państwie sprawił, iż kompletnie się pogubiła. Wystawienie w jej miejsce Rafała Trzaskowskiego okazało się w ostatecznym rozrachunku wręcz aktem miłosierdzia.

Starość nie radość
Co dość zaskakujące, scenariuszem napisanym przez Małgorzatę Kidawę- Błońską podąża w ostatnich dniach także wiceprezydent z czasów Baracka Obamy, Joe Biden. Co prawda jego notowania nie lecą ostatnio na łeb na szyję, a niektóre sondaże dają mu nawet zwycięstwo, lecz uwzględniając kontekst obecnej sytuacji w Stanach Zjednoczonych dostrzec można wiele podobieństw. Przede wszystkim należy uwzględnić to, że Biden zyskał w ciągu ostatnich miesięcy ogromny atut, który powinien w gruncie rzeczy już dawno przesądzić o wyniku nadchodzących wyborów. Prezydent Donald Trump chyba już na zawsze zostanie zapamiętany jako ten, na którego kadencję przypadła dziwaczna pandemia koronawirusa oraz początek poważnej recesji, porównywanej przez niektórych ekonomistów nawet do wielkiego kryzysu. W tego typu okolicznościach, gdy miliony ludzi tracą pracę, naprawdę trudno jest utrzymać korzystne sondaże. Obecnie aż 60 proc. Amerykanów uważa, ze Donald Trump nie radzi sobie dobrze z zaistniałą sytuacją.

Bidenowi dodatkowo pomogło to, że protesty związane z ruchem Black Lives Matter doprowadziły do ogromnej radykalizacji politycznej i wręcz rewolucyjnych nastrojów. Trwająca od wielu tygodni przepychanka między władzami federalnymi a miejskimi o to, jak i czy w ogóle walczyć z aktami wandalizmu, sprzyja przede wszystkim demokratom, którzy ukazują rządy Trumpa jako kulminację polityczno-społecznego chaosu. Pomimo tak korzystnych okoliczności Joe Biden wcale nie może być spokojny o wynik wyborów, choć mówi się o jego przewadze rzędu nawet 9 proc. Ten wynik może jednak szybko ulec zmianie, ponieważ do tej pory kampania toczyła się w bardzo niemrawy sposób, uniemożliwiający regularne medialne starcie. W obozie demokratów już dziś pojawiły się symptomy przerażenia, ponieważ niemłody już (77 lat) Joe Biden w ostatnich miesiącach wyraźnie zaczął odczuwać efekty starzenia. Choć Donald Trump jest młodszy o zaledwie trzy lata, ma w sobie o wiele więcej wigoru. Świadczy o tym nie tylko jego bujne życie osobiste, ale także chociażby spora aktywność w mediach społecznościowych.

Bez promptera ani rusz
Obóz Partii Demokratycznej ma coraz większą świadomość tego, że bezpośrednie starcie medialne w debatach telewizyjnych między Trumpem a Bidenem może zakończyć się dosłownie nokautem dla drugiego z nich. Obecny prezydent robił karierę w show- -biznesie już od wielu lat i zwycięstwo zawdzięczał w sporej mierze osobistej charyzmie. W odróżnieniu od niego Biden to osoba, dla której zdolności oratorskie nie były nigdy szczególnie istotnym narzędziem pokonywania kolejnych szczebli kariery. Dodatkowo w ostatnim czasie wyraźnie odczuwa już swój wiek i w wystąpieniach publicznych radzi sobie wyjątkowo kiepsko. O ile kierowane do niego pytania nie są uprzednio przygotowane wraz z odpowiedziami wyświetlanymi na prompterze, Biden wypowiada się słabo. Większą część kampanii można wprawdzie zorganizować tak, aby nie musiał zbyt często formułować wypowiedzi in promptu, ale bezpośrednie starcie z Trumpem może się okazać katastrofą.

Media sprzyjające Trumpowi w ostatnich miesiącach usilnie forsują narrację sugerującą, że Biden cierpi na demencję starczą, a na jednym ze zdjęć miał nawet nabywać tabletki pomagające mu zmagać się z tym problemem. Te rewelacje trudno zaliczyć do prawdziwych, lecz bez wątpienia w ostatnim czasie kandydat demokratów zachowuje się co najmniej podejrzanie. Wedle doniesień osób powiązanych blisko z Partią Demokratyczną najbardziej wpływowe osoby postanowiły już nawet, że Joe Biden zostanie odsunięty od startu, a jego miejsce zajmie ktoś inny. Tym kimś mógłby być Andrew Cuomo lub np. John Kerry. Tego typu rewelacje są oczywiście tylko spekulacją, jednakże dostrzec w nich można spore rozczarowanie postawą Bidena. Teoretycznie jawił się on jako spadkobierca prezydentury Obamy, co w kontekście ostatnich rozruchów na tle rasowym nabierało szczególnego znaczenia. Gdy jednak w ostatnim czasie zaczął regularnie pojawiać się mediach, dla wszystkich stało się jasne, że jego kondycja umysłowa zdecydowanie nie jest najlepsza. Dostrzegają to nawet zaciekli wrogowie Trumpa.

Największym paradoksem całej sytuacji jest niestety to, że w warunkach demokracji liberalnej polityk nie musi wcale być w pełni sprawny umysłowo i orientować się w sytuacji politycznej na świecie. Polityka to dziś wielkie starcie podszyte głównie emocjami, a medialna propaganda jest w gruncie rzeczy w stanie sprawić, aby miliony Amerykanów nie dostrzegły nawet problemu, który spotkał Bidena. Otoczenie kandydata wie jednak, że kadencja trwa aż pięć lat, w czasie których prezydent musi podejmować decyzję mające wpływ na cały świat. Odpowiedzialną decyzję trzeba podjąć już teraz.

Katolik za aborcją
Odsunięcie Bidena od startu, które nie przedstawia się jednak obecnie jako najbardziej prawdopodobny scenariusz, miałoby sens o tyle, że tak ważnego urzędu nie przejąłby człowiek, za którym ciągnie się wiele kontrowersji. Choć nie ciąży na nim żaden sądowy wyrok, tajemnicą Poliszynela jest to, że Biden ma od wielu lat problemy z molestowaniem, przy których nawet wybryki Billa Clintona wydają się dość niewinne. Formalnie kandydat demokratów deklaruje się wprawdzie jako katolik, lecz opowiada się jednocześnie za możliwością dokonania aborcji przez całą ciążę. Na pozytywny odbiór Bidena z pewnością nie wpłynie dobrze propozycja, aby jego wiceprezydentem została Kamala Harris.

Co ciekawe, jeszcze w czasie prawyborów atakowała Bidena w bezpardonowy sposób za rasizm, a jej konkurenci co najmniej kilkukrotnie przekazywali kompromitujące ją fakty jeszcze z czasów, gdy pełniła funkcję prokuratora generalnego. Demokraci bardzo potrzebowali osoby czarnoskórej, dlatego zdecydowali się na Harris, lecz akurat ona z pewnością nie okaże się dla Bidena atutem. Starość potrafi być przykra i z pewnością nikt nie zazdrości Bidenowi tego, co się z nim ostatnio dzieje. Dziwi jednak, że mimo iż jego kondycja nie była dla nikogo tajemnicą już od wielu miesięcy, to właśnie on otrzymał od swojej partii nominację. Jego bezpośrednim konkurentem na ostatniej prostej był znany z sympatii do komunizmu Bernie Sanders, ale miał opinię zbyt radykalnego. Nie jest jednak wielką tajemnicą to, że w razie zwycięstwa Bidena do głosu mają wreszcie dojść zwolennicy MMT, czyli tzw. nowoczesnej teorii pieniądza, która jest swego rodzaju ekonomicznym obłędem bazującym na idei centralnego planowania. W zestawieniu z tym nawet Sanders wydaje się dość umiarkowany.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news