e-wydanie

2.8 C
Warszawa
piątek, 19 kwietnia 2024

Rankingi skrojone na miarę

Klub Jagielloński wspólnie z fundacją Projekt.pl wzięły pod lupę najbardziej wpływowe rankingi swobody działalności gospodarczej. W analizie autorstwa Marcela Lesika rozłożone zostały na czynniki pierwsze trzy zestawienia: „Doing Business” (Bank Światowy), „Index of Economic Freedom” (The Heritage Foundation i „Wall Street Journal”) oraz „Economic Freedom of the World” (Fraser Institute).

Mimo pewnych różnic, wszystkie generalnie koncentrują się na takich aspektach, jak udział państwa w gospodarce, wydatki publiczne, system podatkowy, sądownictwo, ochrona prawa własności, prawo pracy, swoboda przepływu ludzi i kapitału, możliwość założenia działalności gospodarczej, polityka monetarna, itp. Brzmi zdroworozsądkowo? Oczywiście, stąd też w obiegu polityczno-medialnym pełnią one rolę swoistych wyroczni i stanowią podstawę do wystawiania państwom cenzurek, będąc zarazem jednym z drogowskazów dla potencjalnych inwestorów.
Problem jednak zaczyna się, gdy poskrobać nieco głębiej. Otóż po pierwsze, rankingi te koncentrują się na czysto technicznych zagadnieniach, tracąc z oczu chociażby systemy polityczno-społeczne funkcjonujące w różnych krajach. Po drugie zaś poszczególne wskaźniki interpretowane są wg skrajnie liberalnego klucza, co zresztą oddaje tytuł publikacji: „Arbitralna promocja libertarianizmu. Krytyka rankingów swobody prowadzenia działalności gospodarczej”. Efektem są jawne absurdy, takie jak relatywnie wysokie miejsca różnych niestabilnych i słabo rozwiniętych państw trzeciego świata. Przykładowo, w zestawieniu „Doing Business” Polska zajmuje 40 lokatę, między Portugalią a Czechami, co pozornie wygląda racjonalnie. Szkopuł w tym, że przed nami (a także np. przed Holandią – 42 miejsce czy Belgią – 46) znajduje się np. Rwanda. Naprawdę mamy uwierzyć, że w Rwandzie panuje bardziej przyjazne otoczenie dla prowadzenia działalności gospodarczej, niż w krajach będących częścią twardego jądra Unii Europejskiej? Jeszcze bardziej kuriozalnie prezentuje się „Index of Economic Freedom”, w którym należymy do „trzeciej ligi” (czyli państw „umiarkowanie wolnych” gospodarczo), zajmując 46 miejsce pomiędzy Kolumbią a Urugwajem. Podkreślmy to – wyżej sklasyfikowane zostało państwo na poły mafijne, wstrząsane wojnami narkotykowymi. Z kolei wg „Economic Freedom of the World” jesteśmy na pozycji 77 – przed nami są Zjednoczone Emiraty Arabskie, a tuż poniżej – Kirgizja. Gdzież nam do zajmującej 26 lokatę Albanii – nota bene sklasyfikowanej ex aequo z Austrią! Jak zauważa autor opracowania, najwyżej w historii tego rankingu byliśmy w roku… 1980. Tak, wszyscy pamiętamy, jak PRL doby wczesnego Jaruzelskiego sprzyjał „prywatnej inicjatywie”…
Skąd biorą się te księżycowe wyniki? Przede wszystkim z ideologicznego podejścia fetyszyzującego liberalne dogmaty. Dominuje nastawienie – prywatne dobre, państwowe złe. Im niższe podatki, im państwo bardziej jest wycofane i niewidoczne, im mniejsza jest ochrona praw pracowniczych i zabezpieczenia socjalne – tym lepiej. Abstrahuje się przy tym od takich chociażby kwestii, jak korupcja, umafijnienie państwa czy niedemokratyczny system rządów. Jak do tego może się mieć sprawny system sądowniczy oraz szeroko rozumiana praworządność, będące wszak jednymi z filarów obrotu gospodarczego, pozostaje słodką tajemnicą autorów. Krótko mówiąc, pod względem poznawczym zestawienia te są kompletnie bezwartościowe, nie mówią nam bowiem nic o codziennych realiach zakładania i prowadzenia biznesu w poszczególnych krajach.
Jest w tym wszystkim jednak pewne racjonalne jądro, jeżeli tylko zastanowimy się, DLA KOGO, pod czyje potrzeby te rankingi są krojone. Otóż z całego kontekstu (doboru kryteriów oraz ich interpretacji) wynika, iż są one sporządzane na potrzeby globalnych koncernów, które niekoniecznie muszą się przejmować dyktatorskimi systemami rządów czy korupcją. Więcej – powyższe patologie bywają wręcz okolicznością sprzyjającą, bo czasem łatwiej jest dać łapówkę, kupując sobie w ten sposób przychylność władz i ochronę, niż zwracać uwagę np. na lokalne przepisy. Kluczowe dla tak rozumianego prowadzenia interesów są niskie podatki, możliwość wyprowadzania zysków, tania siła robocza i słaba pozycja prawna pracowników. Innymi słowy, rankingi te wskazują „globalom” kolonie do eksploatacji, mówiąc: tutaj są zasoby ludzkie i materiałowe do wykorzystania, a z całą resztą przy waszych możliwościach i tak dacie sobie radę.
Natomiast z punktu widzenia drobnego i średniego przedsiębiorcy, zestawienia takie powinny uwzględniać chociażby stabilność społeczną, dostępność usług publicznych, relatywnie niski poziom rozwarstwienia dochodowego, sposób rozłożenia ciężarów podatkowych, demokratyczny system rządów i praworządność – bo jego los zależy od grubości portfeli klientów, braku zamieszek, podatków, które nie faworyzują wielkich graczy kosztem małych oraz pewności, że władza z dnia na dzień nie wyzuje go z majątku. Takie rankingi jednak jakoś nie powstają. Ciekawe, dlaczego?

Najnowsze