Polscy przedsiębiorcy idą na wojnę z bezprawnymi zakazami działalności. Policja jest bezsilna.
Wprowadzone przez rząd Mateusza Morawieckiego zakazy działania dla branży restauracyjnej, hotelarskiej, fitness i każdej innej są bezprawne. Tego typu ograniczenia można byłoby wprowadzić, gdyby rząd ogłosił stan klęski żywiołowej. Tego jednak nie chce robić, bo przepisy nakazywałyby automatyczne wypłacanie odszkodowań tym przedsiębiorcom, którym w wyniku stanu wyjątkowego zakazano by prowadzenia działalności. Powołują się m.in. na wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu, ale takich wyroków jest coraz więcej. „Albo ja i moja rodzina, albo oni. Rodzina jest dla mnie najważniejsza. Nie dostaliśmy ani złotówki pomocy. Otwieramy, by żyć” – tak tłumaczył właściciel Centrum Rozrywki Laser Factory z Zamościa, który zdecydował się otworzyć biznes już ponad tydzień temu. Od poniedziałku 18 stycznia, a także w poprzedzający ten dzień weekend, doszło do masowego otwierania się firm. – Otwieramy się! Chcemy jako przedsiębiorcy godnie żyć. Nie potrzebujemy tych wszystkich pieniędzy, które nam obiecują, a których nie ma. Chcemy zarabiać i dać zarobić naszym pracownikom, którzy do dnia dzisiejszego nie mają wypłacanych pieniędzy, ponieważ my też nie mamy im z czego wypłacić. Czekaliśmy spokojnie, ale nasz spokój już się zakończył – mówił właściciel rezydencji „Na skrócie” w Karpaczu Damian Chrzanowski podczas konferencji prasowej. W samym tylko Karpaczu otworzyło się ponad 100 restauracji i hoteli. W chwili, gdy oddajemy ten numer do druku, akcja otwieraMy! rozlewa się na całą Polskę. Zbuntowane lokale otworzono w poniedziałek i weekend m.in. w Warszawie, Olsztynie, Gdyni, Szczecinie, Łodzi, Płocku, Zakopanem czy też Gliwicach. Oprócz Konfederacji, akcję otwieraMy poparł szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. – Branże jak turystyka, gastronomia, hotelarstwo powinny być uruchomione w reżimie sanitarnym już dziś. Można wprowadzić testy, przyjmować ozdrowieńców, ograniczyć miejsca w gastronomii. To samo dotyczy galerii handlowych. Ratujmy przedsiębiorców – apelował lider ludowców. Przedsiębiorcy protestują nie tylko w Polsce. W Hiszpanii odbywają się liczne protesty pod hasłem „Otwierać albo umierać”.
Lockdown bardziej morderczy niż COVID-19
Rząd nie potrafi pokazać żadnych korzyści z zamykania gospodarki. Żadne badania nie dowodzą, że to pomaga. Wręcz przeciwnie. W USA niektóre stany zamknęły gospodarki, a niektóre nie wprowadziły żadnych obostrzeń lub minimalne. Te, które zdecydowały się umożliwić ludziom prowadzenie życia jak najbardziej zbliżonego do normalnego, prosperują najlepiej.
W całym 2020 r. zmarło o ok. 79 tys. Polaków więcej niż w 2019 r. Tylko ok. 28,5 tys. zgonów miało coś wspólnego z COVID-19, pozostałe śmierci (ponad 50 tys.) to skutek polityki rządu Morawieckiego, który zamykając gospodarkę odciął Polaków od dostępu do pomocy lekarskiej. Dla porównania: obrona Polski we wrześniu 1939 r. kosztowała 66 tys. zabitych. Na tym nie koniec, bo w 2021 r. i kolejnych latach zaczną umierać Polacy, którzy nie mają obecnie właściwego leczenia i możliwości diagnozowania nowotworów. W 2020 r. wystawiono o 19 tys. mniej kart diagnostyki i leczenia onkologicznego (240 tys. wobec 259 tys. w 2019 r.). Te 19 tys. osób może nie wygrać walki o życie. A lockdown powoduje dalsze opóźnienia w walce z nowotworami.
Przedsiębiorcy walczą o nas
Otwierając swoje biznesy przedsiębiorcy nie tylko walczą o to, aby nie splajtować osobiście. Walczą też o zachowanie miejsc pracy dla swoich pracowników, a także o wpływy do budżetu. Takie zamknięcie gospodarki dla najmniejszych polskich biznesów to często wyrok śmierci. Nie pozbierają się z tego latami. Cynizm ograniczeń rządowych widać nie tylko w bezprawnym wprowadzaniu zakazów. Już w listopadzie ubiegłego roku premier Morawiecki skierował wniosek do kontrolowanego przez obecną władzę Trybunału Konstytucyjnego, aby uniemożliwił przedsiębiorcom dochodzenie w sądach odszkodowań za nielegalnie wprowadzone ograniczenia. – Wizyta u nas jest bezpieczniejsza niż zakupy w dyskoncie – mówił dziennikarzom Piotr „Timi” Piotrowski, właściciel sieci restauracji ze stekami w woj. szczecińskim. Zaprasza na „spotkania biznesowe” z cateringiem. – Nie mam wyjścia, pandemia kosztowała nasze dwie spółki przynajmniej 1,2 mln zł – tłumaczył przedsiębiorca portalowi Money.pl. – Zainteresowanie przez weekend było naprawdę duże, większe niż się spodziewaliśmy – dodał zapowiadając, że za kilka dni zamierza też otworzyć jeden z lokali w Poznaniu. – Na początku stosowaliśmy się do wszystkich obostrzeń, ale w końcu przestało być nas na to stać – mówi Anna Kaźmierczak, właścicielka Oliviarni z Łodzi. – Docierają do nas informacje, że lockdown ma potrwać do kwietnia, nie możemy sobie na to pozwolić. Wzięliśmy duży kredyt na tę restaurację, tymczasem nie mamy pieniędzy na życie, rachunki. Nie otrzymaliśmy pomocy w ramach żadnej tarczy antykryzysowej, jest duże ryzyko, że stracimy lokal – dodaje. W Internecie robi zaś furorę film, gdzie właściciele wypraszają sanepid i policję (nagrywając interwencję na telefony komórkowe). Na argumenty prawne policja i urzędnicy nie mają żadnej odpowiedzi.
Walczą nie tylko restauratorzy, hotelarze i właściciele siłowni (fitness). Kancelaria Dubois i Wspólnicy złożyła już pierwszy zbiorowy pozew przeciwko Skarbowi Państwa za szkody wywołane wprowadzeniem zakazu prowadzenia działalności. Dotyczy on branży turystycznej – poinformował 8 stycznia br. portal prawo.pl.
– To jest pierwszy pozew dotyczący 45 firm z szeroko rozumianej branży turystycznej – informowała Elżbieta Buczek, adwokat z kancelarii Dubois i Wspólnicy. – To jest pozew o uznanie naszego prawa do wysuwania roszczenia – tłumaczyła Alina Dybaś-Grabowska, prezes Turystycznej Organizacji Otwartej, inicjatorka pozwu. – Choć nasze roszczenia szacujemy na kilkadziesiąt milionów, to na razie nie chcemy rozstrzygać o wysokości odszkodowania. Chcemy potwierdzenia, że złamano nasze prawa gwarantowane konstytucją – dodała Dybaś-Grabowska. – Od początku podkreślamy, że rozporządzeniami nie można ograniczać konstytucyjnej zasady gwarantującej swobodę prowadzenia działalności gospodarczej – zaznaczyła mecenas Elżbieta Buczek. Pozew złożony przez kancelarię ma wykazać czarno na białym coś, co wszyscy już wiedzą: lockdowny wprowadzone są nielegalnie. W tym wypadku na bunt przedsiębiorców należy patrzeć jak na walkę z bezprawiem o praworządność. Od tego, kto wygra tę walkę, będzie zależeć, jak długo będziemy wychodzić z kryzysu.
Przedsiębiorcom kazano zamknąć biznesy trzy miesiące temu. Jednak wprowadzając ograniczenia zastrzegano, że będą one obowiązywać w zależności od liczby zakażonych. Później jednak wprowadzono lockdown w kompletnym oderwaniu od tych danych. To spowodowało nie tylko zamieszanie, ale dodatkowe kłopoty finansowe przedsiębiorców, którzy dziś nie wiedzą, jak planować przyszłość. Doszło już do drastycznych historii jak choćby ta we Wrześni, gdzie właściciel restauracji powiesił się na środku sali, nie godząc się na to, że plajtuje. Rząd Morawieckiego zdaje się kompletnie nie dostrzegać zdesperowania przedsiębiorców. Zamiast rozmów z nimi wysyła sanepid i policję oraz grozi odebraniem pomocy przyznanej firmom w ramach tzw. tarcz antykryzysowych.