3.4 C
Warszawa
poniedziałek, 23 grudnia 2024

Mariaż klasyki z nowoczesnością

Z Iwoną Kossmann, prezes DCG S.A. (Deni Cler),
rozmawiała Justyna Szymańska

50 lat, bo tyle działa na świecie Deni Cler, to czas, który pozwala na ocenę, w jak sposób zmieniały się na przestrzeni lat potrzeby kobiet, jeśli chodzi o ubiór. Jakie tendencje dominują w Pani ocenie w ostatnich latach? Czego w stroju potrzebują dziś kobiety, żeby czuć się dobrze?
Deni Cler obchodzi w tym roku jubileusz 50-lecia stworzenia marki. To jedna z pierwszych marek premium na polskim rynku. Deni Cler nosiły i wciąż noszą właścicielki firm, mecenaski, prezeski, dyrektorki i menedżerki. Włoska moda była pożądana i stanowiła punkt odniesienia w latach 90. Wiele naszych klientek kupuje u nas od początku istnienia firmy, np. pani Jolanta Kwaśniewska. Czasami przychodzą do sklepu z córkami. COVID-19 zmienił wszystko, również styl ubierania. Ponieważ konsumenci wybierają wygodne, nieformalne ubrania, wiele takich sylwetek pojawiło się w naszych kolekcjach. Jednym z najpopularniejszych pozycji jest dress, ale inny, bardziej luksusowy z wełny czy kaszmiru. Obok garniturów mamy wygodnie spodnie, bluzy oraz swetry. Odzież z jerseyu zastąpiła tę ze sztywnych tkanin. Najnowsza, jubileuszowa kolekcja „Giardino del Mondo”, czyli „Ogrody Świata” inspirowana jest naturą. Została stworzona z myślą bycia przyjaznym środowisku. To obecnie bardzo ważny trend w modzie. Reprezentujemy nurt Slow Fashion, czyli wykorzystujemy najwyższej jakości materiały, które w połączeniu z klasycznymi formami można nosić przez wiele lat jak np. kaszmirowe płaszcze. Dodatkowo w tym sezonie wprowadzamy linię ekologiczną, która wykorzystuje biodegradowalne tkaniny, gdyż jesteśmy przyjaźni dla środowiska.
Dbanie o środowisko to jeden z najważniejszych trendów na świecie, nie tylko w branży modowej. Światowe targi zarówno surowców, tkanin, jak i wyrobów gotowych są bardzo silnie zorientowane na kreowanie, produkcję i promocję produktów z metką ECO. W przypadku tkanin producenci stosują specjalne oznaczenia tych artykułów. W odzieży gotowej jest to mniej podkreślane. Marki ekskluzywne prędzej pochwalą się wszywką od producenta tkaniny niż certyfikatem ECO.
Deni Cler długo przed nastaniem mody na ekologię używało drogich surowców, wytworzonych w znanych fabrykach najczęściej włoskich, posługujących się światowymi certyfikatami ISO 9001 czy Euro Eco Certyfikat. Ten certyfikat gwarantuje wysoką jakość wytwarzanych surowców. Najwyższej klasy surowce gwarantowały „dłuższe życie” naszym wyrobom, a dzięki temu środowisko nie było zanieczyszczane częstą utylizacją lub wyrzucaniem naszych produktów, jak to jest w tanich markach. Na targach tkanin producenci informują, iż tkanina jest wyprodukowana ze zbioru pozyskanego w sposób zgodny ze standardami ekologii. Dotyczy to głównie tkanin na bazie roślinnej, czyli lnu i bawełny.
W Deni Cler bardzo niechętnie używamy tkanin syntetycznych, czyli takich, które mają pochodzenie chemiczne np. nylon, poliester. Chemia to włókna nieobojętne dla środowiska, a przez nas dodatkowo postrzegane za „niepasujące do Deni Cler”. Powodem jest brak szlachetności, którą mają naturalne surowce. Dodatkowo od ponad roku nie wykorzystujemy naturalnych futer. Dbamy o środowisko i kochamy zwierzęta.
30 lat istnienia firmy na polskim rynku to także dobry czas na refleksję – jak podsumowałaby Pani rozwój marki na polskim rynku ?
Jak Pani słusznie zauważyła, Deni Cler obchodzi w tym roku również jubileusz 30-lecia obecności na polskim rynku. Założyciele Deni Cler to małżeństwo włoskich przedsiębiorców: Mario Picozzi i projektantka Maria Grazia Benatti, którzy spotkali się w 1971 w Mantui w północno-zachodnich Włoszech. Pierwszą fabrykę otwarto w 1972 w Castellucchio, a pierwszy salon w Mediolanie na prestiżowej Via Monte Napoleone obok butików marek Prada, Gucci czy Armani. W początkowej fazie działania firma miała charakter rodzinny. Dla Marii Grazii Benatti, która pełniła nadzór artystyczny i stylistyczny nad kolekcją, pracowali wtedy znani projektanci jak Martin Margiela, Domenico Dolce, Stefano Gabana czy Franco Moschino. Dwa razy do roku Deni Cler przygotowywała pięć różnych linii stylistycznych, które sprzedawano nie tylko na rynku włoskim, ale i w krajach Europy, takich jak Szwajcaria, Austria, Hiszpania, a także w Japonii i USA.
Na początku lat 90. Polska również stała się jednym z istotnych rynków międzynarodowej ekspansji. Strategia zdobycia rynku polskiego zakładała przeniesienie wybranej części produkcji do Polski oraz rozwój własnej sieci monobrandowych butików. Obecnie mamy 46 salonów w całej Polsce. Głównymi projektantami kolekcji są Włoszka Elisabetta Grossi i Holender Hendrik Fokkema, którzy tworzą pod nadzorem artystycznym Jana Kosieradzkiego – Dyrektora Artystycznego Deni Cler. Nadzrzędną myślą jest zaoferowanie najnowszych trendów w poszanowaniu potrzeb i oczekiwań polskich klientek.
Dużo mówi się współcześnie o potrzebie wyrównywania szans, głównie w kontekście kobiet na rynku pracy. Jaką politykę w tym zakresie ma Deni Cler?
Przywiązuję do tego zagadnienia szczególną wagę. Branża odzieżowa, a szczególnie jej cześć damska jest zdominowana przez kobiety. Zarządzam firmą tak by na najwyższych szczeblach zarządczych była ich co najmniej połowa. W 2-osobowym zarządzie Deni Cler są dwie kobiety. W firmie łącznie 90 proc.
Jak Pani osobiście ocenia miejsce kobiet na biznesowym rynku? Ma Pani poczucie, że na Pani drodze zawodowej płeć miała znaczenie? Ograniczała Panią albo wręcz przeciwnie — windowała?
Sytuacja zmienia się, ale wciąż pozostawia wiele do życzenia. Zawód menadżera nie ma płci. Dlatego moja kobiecość ani mi nie pomogła, ani nie przeszkodziła. Ważna jest dobra organizacja pracy, jasność celów i efektywność. Do tego dochodzi umiejętność zarządzania ludźmi. Dużo mówi się o równouprawnieniu w biznesie czy szklanym suficie. Nie miałam w życiu poczucia, że czegoś nie mogłam osiągnąć, gdyż byłam kobietą, ale z drugiej strony patrząc, nie miałam również nigdy taryfy ulgowej. Moim autorytetem jest Angela Merkel, od 2005 Kanclerz federalna Niemiec, która rozbiła najgrubszy szklany sufit w Europie, zyskując przez 15 lata rządzenia ogromny szacunek społeczeństwa niemieckiego i całego świata. Nie ma to nic wspólnego z kobiecością, a raczej z jej siłą i kompetencjami.
W jaki sposób ostatni rok funkcjonowania w rzeczywistości pandemicznej zmienił Państwa działalność? Jak w tej rzeczywistości odnaleźli się Państwa pracownicy i na jakie wsparcie ze strony firmy mogą liczyć w tej niełatwej codzienności?
COVID-19 zmienił wszystko. W związku z pandemią zmieniłam nasz sposób organizacji pracy. W centrali pracujemy w systemie zmianowym. Podzieliliśmy się na grupę A i B, by w sytuacji, gdy ktoś zachoruje na koronawirusa tylko połowa pracowników centrali była na kwarantannie. Doświadczyliśmy już, że to rozwiązanie jest najefektywniejsze w obecnej pandemii i nie blokuje całej firmy. Dodatkowo przeszliśmy w przyśpieszonym tempie cyfryzację. Wszyscy pracujemy na Microsoft Teamsach lub Skypie. Spotkania odbywają się online. Pandemia oznaczała rewolucję dla organizacji, bo procesy, które normalnie trwałyby latami miały miejsce w ciągu jednego roku.
Jakie, mimo tych niesprzyjających rozwojowi czasów, Deni Cler ma plany na przyszłość? W jaki sposób chcecie, działać, jakie narzędzia wykorzystywać, żeby wciąż dostarczać kobietom to, czego potrzebują?
Obecnie mamy 46 butików w Polsce. W 2020 pomimo pandemii otworzyliśmy 8 nowych salonów multibrandowych. W tym roku mamy zamiar to powtórzyć. Planujemy dużo nowych aktywności w internecie. Zaczęliśmy współpracę z platformami online jak Zalando czy Peek&Cloppenburg co oznacza ekspansję na rynki zagraniczne w Niemczech, Austrii i Holandii. Sprzedaż za granicą i budowanie tam mocnej pozycji to nasz kolejny krok. Ważny jest dla nas dalszy rozwój e-commercu. Ta część biznesu dynamicznie rośnie i mamy w tym obszarze wiele projektów i ambitne plany.

FMC27news